Artykuły

Hłasko - dramaturg mimo woli

Kiedyś w wywiadzie dla "Życia Warszawy" Marek Hłasko powiedział: "Historię ludzkości można spisać na bibułce od papierosa: rodzili się, cierpieli, umierali". I to Conradowe stwierdzenie moż­na by umieścić jako motto do całej twórczości Hłaski. Tej krajowej i tej emigracyjnej, do której należy "Nawrócony w Jaffie", powieść, a raczej opowiadanie z cyklu izrael­skiego.

Cykl ten jest efektem dwu­letniego pobytu pisarza w Izraelu. Pojechał tam w na­dziei uzyskania wizy wjazdo­wej do Polski. Niestety, pozwo­lenia na powrót do kraju nie uzyskał nigdzie i nigdy. Zaś brak środków do życia zmusił go do podjęcia w Izraelu róż­nych, nierzadko bardzo wy­czerpujących fizycznie, prac. Wszystko to wykorzystał póź­niej właśnie w "Nawróconym w Jaffie".

Jan Buchwald, reżyser przedstawienia, dokonał dość wier­nej adaptacji scenicznej w sto­sunku do tekstu oryginalnego. Oto para bohaterów Marek i Robert w walce o byt ima się różnych sposobów zarobkowa­nia. A to wynajmują się jako "deptacze" fałszywych perskich dywanów, a to Marek pozwała się "nawrócić" na wiarę kato­licką kanadyjskiemu misjona­rzowi (będąc zresztą od uro­dzenia katolikiem, ale dzięki "nawróceniu" misjonarz dzieli się z nim wszystkim co posiada), ale najbardziej "profesjonalnym" ich zajęciem jest naciąganie na "uczucie" starszych, bogatych kobiet, zwłaszcza amerykańskich turystek przyjeżdżających na wakacje do Izraela.

Bohaterowie Hłaski trafiwszy niemal na dno ludzkiej egzystencji, próbują za wszelką cenę przetrwać. I choć mechanizm walki o owo przetrwanie jest dość skomplikowany, a nierzadko okrutny, to przecież autor mimo wszystko stara się odnaleźć u swoich bohaterów choć okruch moralnej czystości - wszak punktem odniesienia jest przecież Biblia. To nie tylko ukochana lektura Hłaski, ale i pewna opcja po­strzegania i pojmowania prze­zeń porządku świata.

Generalnie rzecz biorąc naj­nowsze przedstawienie w Tea­trze Powszechnym jest interesujące, zgrabnie, inteligentnie wyreżyserowane i na pewno bę­dzie miało nadkomplety widzów. Niewiele brakowało, by stało się prawdziwym wyda­rzeniem artystycznym sezonu. Niestety popełniono błąd w obsadzie. I to tak kluczowych postaci jak Marek (Piotr Ma­chalica, bardzo drętwy) i mi­sjonarz Sean (Aleksander Trąbczyński, zupełnie nijaki). Zawiódł także Franciszek Pieczka jako Izaak (niepodobna usłyszeć i zrozumieć wygłaszane przezeń kwestie) i Gustaw Lutkiewicz (Gilderstern). Natomiast znakomicie, wręcz koncertowo poprowadził postać Roberta Janusz Gajos. Świetna jest też para Kazimierz Ka­czor (Sponsor) i Joanna Żółkowska (jego żona). I kiedy tych troje aktorów znika ze sceny, przedstawienie traci swoją dynamikę, a publiczność ze zniecierpliwieniem czeka na ich powrót.

Jest w spektaklu kilka scen zasługujących na największe komplementy. Ot, jak choćby scena wizyty Marka i Roberta, u Sponsorów. Zawiera ona du­żą dawkę komizmu: dialogów i sytuacji. Nadmierna wesołość przesłoniła tu wszakże - moim zdaniem - to, co pod powierzchnią owego komizmu znajdu­je się: gorycz, dramat ludzkie­go istnienia i bolesne pytanie - dlaczego historia ludzkości zawiera się w rodzeniu, cier­pieniu i umieraniu?

Jest to jednak mądre i ważne przedstawienie. Trzeba pamiętać, że utwory Hłaski z trudnością poddają się adaptacji scenicznej. Wskakują na to dotychczasowe doświad­czenia. A przecież, mimo iż autor "Nawróconego w Jaf­fie" nie napisał ani jednego dramatu, funkcjonuje zjawis­ko, które można by dziś naz­wać teatrem Hłaski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji