Artykuły

Częstochowa. "Robaczek Kłaczek" u Mickiewicza oblężony

- Niestety, do naszego teatru nie da się dodzwonić - skarży się widz. - A jak już się ktoś dodzwoni, to usłyszy, że bilety są, ale na spektakl za dwa tygodnie albo nawet za miesiąc.

- Kasa teatru nie odbiera telefonów, nie można się dowiedzieć, czy są jeszcze bilety na bajkę - skarży się ojciec kilkulatki. - Nie, żebym się generalnie skarżył na częstochowski teatr - podkreśla czytelnik. - Ma repertuar na dobrym poziomie, na spektakl miło i warto pójść. Tylko żeby to zrobić, widz musi być naprawdę uparty.

On sam od 6 grudnia próbował się dodzwonić do teatralnej kasy. Chciał z zabrać córeczkę na "Przygody Robaczka Kłaczka" i próbował ustalić, czy jeszcze są bilety. Jak twierdzi, telefon był albo zajęty, albo głuchy. Ostatnią próbę podjął 8 grudnia. Po półgodzinie zrezygnował, zabrał dziecko do kina.

- Niestety, do naszego teatru nie da się dodzwonić - podsumowuje. - A jak już się ktoś dodzwoni, to usłyszy, że bilety są, ale na spektakl za dwa tygodnie albo nawet za miesiąc. Powstaje zasadnicze pytanie: czy spektakle są dochodowe? Czy teatr dopłaca do nich, czy na nich zarabia? Jeżeli zarabia, to może - zamiast poszukiwać sponsorów i dotacji - powinien zwiększyć liczbę przedstawień i ułatwić widzom dostęp do biletów?

Robert Dorosławski, dyrektor Teatru im. Mickiewicza, tłumaczy: - W pierwszej połowie grudnia bajki mają powodzenie, nie możemy sprostać zamówieniom. Większej liczby spektakli już się zagrać nie da, bo i tak to, co robimy, jest ponad siły aktorów.

"Przygody Robaczka Kłaczka" do 10 grudnia miały 30 przedstawień - po cztery dziennie. Większość biletów wykupiły szkoły i przedszkola.

- Żeby bajkę mogli obejrzeć również widzowie indywidualni, cztery spektakle gramy także w soboty - wyjaśnia Dorosławski. - Jak w mało którym teatrze kąsaj es t czynna nawet w poniedziałki, tradycyjnie wolne. A nie stać nas na zatrudnienie dodatkowej kasjerki.

Szef teatru przyznaje, że czytelnik mógł mieć problem z dodzwonieniem się. To dlatego, że w grudniu gmach przy ul. Kilińskiego jest jak oblężona twierdza. Stale ktoś przychodzi albo dzwoni, składając zamówienia na bilety bądź pytając o ich realizację. A kasjerka obsługując organizatorów zbiorowych wyjść, czekających na bilety, nie może odbierać telefonów. To dlatego telefon jest zajęty albo milczy.

- Kiedy pracowałem nad przygotowaniem "Przygód Robaczka Kłaczka", po południu i wieczorami odbierałem telefony dzwoniące w sekretariacie - opowiada Dorosławski. - Czasem nawet o godz. 23 potencjalni widzowie mieli różne pytania dotyczące spektakli i biletów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji