Artykuły

Coś dla laseczek z dużych miast

"Klara" w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

"Klara" - najnowszy spektakl Teatru Horzycy w Toruniu - to widowisko lekkie, łatwe i przyjemne. Szkoda pracy reżysera, aktorów i scenografa, którzy włożyli wiele wysiłku, aby historię samotnej kobiety uwolnić od popkułturowego banału.

"Klara" Izy Kuny mogłaby być opowieścią o polskiej Bridget Jones - singielce, która co wieczór samotnie opróżnia kolejne butelki czerwonego wina, wypala kolejne paczki papierosów, a jej zasadniczym celem życiowym jest znalezienie mężczyzny. Wszystko tu zdaje się powielać klisze z chick lit, czyli literatury, w której laseczki z dużych miast piszą dla innych laseczek, że warto szukać idealnego partnera, doskonalić się, mieć rozwiązłą przyjaciółkę albo przyjaciółkę powściągliwą, a także męskiego powiernika - najlepiej homoseksualistę. A główna bohaterka przy wszystkich łych postaciach powinna wyglądać nieprzyzwoicie bezbarwnie, wręcz typowo, tak aby każda pani dobiegająca czterdziestki mogłaby się wjej historii przejrzeć. Ten schemat realizuje najnowsza sztuka Teatru Horzycy w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego. Prozę popularnej aktorki zaadaptowała Małgorzata Sikorska-Miszczuk. Realizatorzy robią wszystko, aby zatuszować braki oryginału. W zasadzie nie ma tu spójnej fabuły - rzetelnego rozwinięcia, punktów kulminacyjnych i rozwiązania. Kruszczyński nadal tej opowieści rytm podobny do narracji Kuny, którą tworzą blogonotki, fragmenty dialogów i sylwy. Taka anegdotyczna struktura sprawdza się w prozie artystycznej, jednak trudno znosi przekład na język teatru. Tekst wydaje się bardzo przeciętny, precyzję społecznego obrazka i metafory zastępuje w nim wulgarna dosłowność i tani efekt.

Klara ma prawie 40 lat. Swoją samotność próbuje zakrzyczeć rozmowami z głupiutką koleżanką (Aleksandra Bednarz), związkiem z żonatym Aleksem (Paweł Kowalski), spotkaniami z matką histeiyczką (Anna Romanowicz-Kozanecka) i kilkoma oczywistymi nałogami. Jej pusty dom zaludniają ożywione

przedmioty- ściany wydają wyroki, stół skarży się na alkoholizm i nieszczęśliwą miłość do krzesła. Po scenie krąży butelka dżinu i opakowanie po lekach na napady lęku. Klimat wewnętrznego niepokój u bohaterki oddaje scenografia Mirka Kaczmarka. Ściany zakrywają czarno-biale fotosy, na scenę opada nieco tandetna metalowa kurtyna, kochanek dzwoni do Klary zawsze z toalety, więc na deskach ląduje ubikacja.

Tu nie ma nieudanych ról. Anna Kociarz z Teatru Wybrzeże w Gdańsku wciela się w postać w jakiś sposób uniwersalną w naszej kulturze popularnej - bohaterka tylko z pozoru jest wolna i niezależna, a w rzeczywistości rozpaczliwie szuka miłości i z trudem maskuje rozpacz. Jej przeciwieństwem wydaje się zrzędliwa matka, która po odejściu męża nie może się pozbierać - rola Anny Romanowicz-Kozaneckiej ocieka bezpretensjonalnym humorem. A Jolanta Teska, która zagrała wrednego kota, jest po prostu magiczna.

Niezwykle intensywna jest scena, która odmienia życie Klary. Bohaterka odwiedza kochanka w szpitalu - w drzwiach mija zdradzaną żonę (kolejna udana rola Anny Magalskiej-Milczarczyk), która zachowuje się dokładnie tak samojak Klara. Ale inny motyw mocniej zapada w pamięci. Stołowi Klary (Tomasz Mycan) śni się, że jest mężczyzną i w tym śnie zaprasza do siebie rodziców (Teresa Stępień-Nowicka i Marek Milczarczyk), aby przyznać się, że jest gejem. Matka nie rozumie tej sytuacji, a ojciec nie kryje niechęci. Nie należy oczywiście czytać tej sceny dosłownie. Nie ma stołu -jest Pinokio, który marzy, żeby zostać chłopcem. Jest mężczyzna, który chce spokojnie zamieszkać w swoim ciele, być wewnętrznie i społecznie spójny. Reakcja ojca jest w tej sytuacji typowa: lepiej, żeby syn miał raka, lepiej, żeby spotkała go gwałtowna albo powolna śmierć, niżby miał okryć rodzinę wstydem.

Piotr Kruszczyński i aktorzy zrobili wszystko, aby proza Kuny ożyła nowymi kolorami, ale i tak całość prowadzi do oczywistego wniosku, że życie może odmienić tylko miłość. Widowisko ogląda się z przyjemnością, mimo że od razu wiadomo, kto w tej historii jest postacią pozytywną, a kto negatywną, i dokąd zmierzają ich pokomplikowane losy. Kuna bezskutecznie usiłuje skompromitować schematy chick lit - o ile ciekawsze byłoby przedstawienie teatru Horzycy, gdyby Kruszczyński dokończył jej dzieła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji