Teatr radomski gra Gałązkę rozmarynu
Zbliżająca się siedemdziesiąta rocznica odzyskania niepodległości Polski skłania teatry całego kraju do przygotowania okolicznościowych przedstawień. Z tej właśnie okazji Teatr im. Kochanowskiego w Radomiu pod dyrekcją Zygmunta Wojdana sięgnął po "Gałązkę, rozmarynu", która cieszy się dużym powodzeniem wśród tamtejszej publiczności.
Sztuka Zygmunta Nowakowskiego opowiada o początkach Legionów Polskich, tworzonych przez Józefa Piłsudskiego. Napisana w roku 1937, już w listopadzie tego samego roku miała swoją prapremierę w Teatrze Polskim Szyfmana w Warszawie. Odniosła wówczas nieprawdopodobny sukces bijąc rekordy powodzenia.
Znakomicie przygotowana przez wybitnego reżysera tamtych czasów Aleksandra Węgierkę z plejadą najbardziej utalentowanych aktorów Teatru Polskiego. W obsadzie widniały nazwiska Ireny Malkiewicz, Heleny Buczyńskiej, Jana Kreczmara, Jerzego Pichelskiego, Lidii Wysockiej Stanisławy Stępniówny, Jadwigi Kurylukówny, Janusza Ziejewskiego i Władysława Kaczmarskiego. Widowisko to pozostało w mojej pamięci do dzisiaj. Z tym większym zainteresowaniem jechałem do Radomia, aby je skonfrontować z moimi wspomnieniami. Musze przyznać, że nie rozczarowało mnie choć jest inne i dużo skromniejsze niż przedwojenne.
Autor "Gałązki rozmarynu", Zygmunt Nowakowski mocno związany z teatrem, sam był aktorem. Pełnił także funkcje dyrektora teatru krakowskiego w 1927 r. Znany i ceniony felietonista pisał w Ilustrowanym Kurierze Codziennym. Napisał m.in. powieści "Przylądek Dobrej Nadziei" i "Rubikon", a poza "Gałązką rozmarynu" także komedię "Tajemniczy pan". Od roku 1940 przebywał w Anglii gdzie zmarł w r. 1963.
Po wojnie sztuka Nowakowskiego grana była raz tylko w Łodzi, na początku lat osiemdziesiątych, ściągając tłumy publiczności. Jako dzieło literackie jest dość wątła i wymaga dużej inwencji i sprawności reżyserskiej, a także utalentowanego zespołu aktorskiego. Teatr w Radomiu sprostał tym wymaganiom. Posiada utalentowany, pełen zaangażowania zespół i doświadczonego reżysera w osobie dyrektora Zygmunta Wojdana.
Szczególnie trzy sceny radomskiego przedstawienia przypadły mi do gustu. Są to: scena czytania pamiętnika jednego z legionistów, dalej scena w okopach, pełna nastroju, wyciskająca łzy na widowni oraz końcowy fragment z nadjeżdżającym Komendantem i "Pierwszą brygadą". Z ogromnego zespołu aktorskiego na pochwały zasługują szczególnie Andrzej Bieniasz jako Parzenica. Krzysztof Leszczyński jako Brzytwa i Andrzej Jakubas w roli zakochanego Juhasa a także Janusz Kulik (Sas), Jerzy Stępkowski (Wilk - pozbyłbym się tej niefortunnej brody), Andrzej Redosz (Iskra - ładnie zagrana scena śmierci), Wiesław Ochmański (Samson i Rejent) oraz Zygmunt Wojdan w roli austriackiego feldmarszałka. Panie mają niestety, dużo mniejsze pole do popisu, poza Renatą Kossobudzką, znaną aktorką warszawską - obecnie w zespole teatru radomskiego - w roli Ciotki ze Stanisławowa i Ewą Betta w roli Sławy. Zwracają uwagę skromne ale funkcjonalne dekoracje Małgorzaty Treutler i opracowanie muzyczne Jerzego Andrzeja Marka.