Artykuły

Muza czarnoleska w potrzasku

Autorzy scenariusza podjęli próbę odpowiedzi na tak po­stawione pytanie w duchu "kultury masowej". Całość zatem została potraktowana jako spra­wozdanie z widowiska transmi­towanego przez telewizję. Był reżyser, pani asystentka, spi­kerzy informujący o wydarze­niach - jak w serwisie dzien­nika telewizyjnego, były sondy przeprowadzone wśród lud­ności (jeden z mocniejszych atutów widowiska). Rzecz zo­stała poprowadzona w miarę konsekwentnie (w stosunku do pomysłu), acz najbardziej trzy­mała się koncepcji w części pierwszej.

Trzy części spektaklu wy­raźnie różniły się dominującym nastrojem: w pierwszej kró­lowała nuta wesoła, nawet ob­sceniczna, w drugiej (złożonej z fragmentów "Odprawy po­słów greckich") patriotycz­na, w trzeciej - żałobno-refleksyjna ("Treny", "Pieśni"), choć także zdarzyły się wtręty bachiczne. Zróżnicowaniu na­strojów towarzyszyło zróżni­cowanie miejsc akcji - reży­ser spożytkował w tym celu wszystkie sceny: małą, rapsody­czna i główną.

Sam pomysł przybliżenia Ko­chanowskiego młodemu widzowi-czytelnikowi (bo na takiego widza teatr stawia) poprzez zrazu swoisty kabaret, potem nastrój solenny, jest interesują­cy, a chwilami jego spełnie­nie ociera się o sukces. Tak jest w przypadku nastrojowej, z wdziękiem podanej "Pieśni świętojańskiej o sobótce".

Niestety inscenizator nie zapanował nad hybrydyczną materią widowiska. W pierw­szej części jego wrogiem oka­zała się nadmierna skłonność do niewyszukanych żartów ero­tycznych (osobliwie w scenie za­czerpniętej w "Ferdydurke" Wi­tolda Gombrowicza) i nie pow­ściąganie aktorskiej szarży. W części drugiej raziła niepohamowana ilustracyjność: opo­wiadanie Porała o przebiegu ra­dy zostało zainscenizowane a fragmenty "Odprawy" poka­zane jako teatr w teatrze. Tu jednak zabrakło konsekwencji - jeśli bowiem miałaby to być rekonstrukcja spektaklu ujazdowskiego towarzyszącego uroczystościom weselnym Ja­na Zamoyskiego, role kobiece powinni grać mężczyźni, de­koracja winna być malowa­na i kostiumy inne. W części ostatniej, chyba najbardziej spójnej wewnętrznie, zabrakło jednak klimatu - "Treny" nie przemówiły swym tragizmem i różnorodnością odcieni cier­pienia.

Nie mam nic przeciwko te­mu, że widowisko po części przypominało krakowskie "Spot­kania z balladą". Niechby. Szkoda jednak, że główny za­mysł rozmył się w powodzi nie­zręcznych rozwiązań (wśród których nadawanie przez głoś­niki tekstu, wypowiadanego przez Chorus z panien trojań­skich, wypowiadanego także na żywo, należy do szczególnie nietrafionych). Przypadek ten poucza jak trudno o znalezie­nie nośnej formy dla tekstów rzekomo znanych, przypomina­nych z jubileuszowych okazji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji