Artykuły

Kordian w mocy Szatana

W tekście każdej sztuki dramatycznej zawarty jest jednocześnie klucz do jej rozumienia i inscenizacji. Przykład "Hamleta" lub "Dziadów" cz. III jest tu klasyczny. "Kordian" nie ma klucza jednoznacznego. Mogą to być słowa: "Polska Winkelriedem narodów", mogą też być "Dajcie mi się w ręce" lub "Ty chciałeś zabić widmo, poświęcić się za nic", lub jeszcze inne. Twierdzę, że Zygmunta Wojdana zafascynowały najbardziej: "Nie móc - to piekło". Pod ich dyktando wystawił całą sztukę. Jesteśmy w piekle niemocy. Kordian zabija się, ponieważ nie ma dość siły by żyć. Zabija się, czyli oddaje we władanie Szatana Niemocy.

Zygmunt Wojdan w pewnym sensie dopuścił się bluźnierstwa. Uświęcone tradycją dzieło klasyki narodowej wystawił jako sabat czarownic i szatanów. Wiedźma z Przygotowania i Imaginacja ze sceny belwederskiej ma twarz ukochanej Kordiana - Laury. Kordian wygłaszający swój słynny monolog na górze Mont Blanc: "Jam jest posąg człowieka na posągu świata" ma swoje lustrzane odbicie w postaci stojącego naprzeciw Szatana, który następnie staje się Chmurą zanoszącą go do rozgadanej gorączkowo Polski. Postawmy kropkę nad "i". Kordian Wojdana jest Kordianem zdegradowanym i pomniejszonym, pionkiem, marionetką w rękach Szatana, który niepodzielnie włada umysłami. Im bardziej deklaracje Kordiana są patetyczne, tym żałośniejszy jest ich efekt końcowy.

W tym sensie można mówić o nowatorstwie i odkrywczości Wojdana. Większość inscenizacji było "za" Kordianem. Czyniło go wielkim, tragicznym bohaterem romantycznym (Kotarbiński, Schiller, Osterwa), przegrywającym z powodu małości otoczenia. Pierwszego wyłomu dokonał Adam Hanuszkiewicz przeciwstawiając śmiało Kordianowi drugiego protagonistę Prezesa Niemcewicza, nosiciela racji odmiennych, mniej rewolucyjnych, bardziej politycznych. Wojdan pozbawia Kordiana całego dotychczasowego nimbu. Widzi go jako bezsilnego i bezbronnego młodzieńca, który przy każdym kroku natrafia na swego czarnego sobowtóra, swój szatański cień słabości. Kordian jest taki jak naród, który go wydał.

Nie chodzi tu oczywiście o licytowanie się w oryginalności, bo ta droga zazwyczaj prowadzi donikąd (aczkolwiek kroczy nią szparko wielu głośnych, uznanych twórców). Chodzi natomiast o to czy takie odczytanie Kordiana zgodne jest z intencją jego autora i jeszcze bardziej - czy odzwierciedla aktualną rzeczywistość, gdyż w gruncie rzeczy akcja dramatu najbardziej nawet historycznego dzieje się zawsze współcześnie (inaczej nie warto go wystawiać). Odpowiedź na oba pytania jest twierdząca. Za bardzo przyzwyczailiśmy się do Słowackiego "annhellicznego", nie dostrzegając w jego dziele wątków wyraźnie satanicznych. Nie ma więc w takim odczytaniu żadnej dowolności. Jest też pełna zgodność z naszą rzeczywistością.

Jeżeli ktoś patrzy na nasz naród, a w szczególności na młodzież, jako na potencjalnych czy faktycznych samobójcach, to nie sądzę, by dopuszczał się obrazy. Po prostu ostrzega i przestrzega, i za to winniśmy czuć wdzięczność. Jeżeli ktoś widzi z jednej strony schizofreniczne rozdwojenie jaźni i płynącą stąd niemoc, a z drugiej potężne, ale wrogie, bo obce moce - nie popełniła żadnego błędu. Mówi prawdę. Poucza.

Na sztuce wyraźnie odcisnęło się piętno Wojdana - działacza politycznego, rzecznika poczynań rozsądnych, pozytywistycznych. Przesłanie ideowe jest klarowne, logiczne i spójne.

Jak prezentuje się ona natomiast jako dzieło sztuki? Czy osiąga te szczyty artyzmu, które przywykliśmy łączyć z klasyką narodową? Inscenizacja jest niewątpliwie wielkim sukcesem reżysera i całego zespołu. Na szczególne wyróżnienie zasługuje świetna kreacja Piotra Bąka jako Szatana, Andrzej Redosz (Kordian) w przenośni i dosłownie pozostaje w jego cieniu. Warto też podkreślić dużą ekspresyjność gry pary demonicznych braci: cara Mikołaja (Waldemar Walisiak) i wielkiego księcia Konstantego (Stanisław Kozyrski), którzy tworzą brutalną przeciwwagę dla swoich młodszych protagonistów. Novum a jednocześnie wielkim osiągnięciem jest jednak i przede wszystkim zasada gry zespołowej, rzeczywiście w pełni zrealizowana. Czuję niedosyt przy roli Władysława Staniszewskiego jako Prezesa i rozczarowanie Wiesławem Ochmańskim w roli Strachu. Tym bardziej, że aktorzy ci ostatnio zaprezentowali interesujące kreacje w innych sztukach. Sądzę, że są tu nietrafnie obsadzeni. Muzyka Jacka Szczygła jak zwykle dobra, aczkolwiek tym razem bez rewelacji, zaś scenografia Karola Jabłońskiego, inspirowana myślą plastyczną i teatralną Stanisława Wyspiańskiego, jest mocnym fundamentem całego przedstawienia. Przedstawienia, które każdy powinien obejrzeć. Każdy bowiem kto przyjdzie na ten spektakl bez trudu zauważy, że akcja sztuki toczy się wśród nas. Zauważy też, że gdy aktorzy opuszczą już scenę - pali się na niej tylko żałobny znicz. Może być on jednak również płomieniem nadziei, symbolem trwania. To już zależy od nas - widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji