Artykuły

Mama musi wrócić do pracy

Niedawno urodziły, a już są na scenie. Z wyboru i z konieczności. Bo bywa, że realia zawodu wygrywają z pragnieniem zostania z dzieckiem w domu. O tym, jak szybko po porodzie wróciły do pracy, opowiadają: wokalistka Ania Wyszkoni i aktorki: Ewa Gorzelak oraz Katarzyna Skrzynecka - pisze Ida Dawidowicz w Claudii.

- W połowie ciąży przestałam pracować w "M jak Miłość". Jedyną rzeczą, o której myślałam, było, jak mając 2-miesięczną Zosię ogarnę przedstawienie "Requiem dla gospodyni" Wiesława Myśliwskiego. To spektakl plenerowy Fundacji Kresy 2000 Stefana Szmidta, z którą współpracuję od lat - wspomina poporodowe dylematy Ewa Gorzelak. O tym, że wróci na scenę dwa miesiące po urodzeniu Poli, Ania Wyszkoni wiedziała już w ciąży. Miała zakontraktowane koncerty. - Nie wyobrażałam sobie inaczej! I bardzo tego chciałam. Nie było obaw, że coś może pójść nie tak. W ciąży czułam się świetnie, nie przytyłam, koncertowałam do 8. miesiąca i nastawiłam się na szybki powrót. Na upragnioną córeczkę Katarzyna Skrzynecka czekała długo, ale do projektów zawodowych musiała wrócić szybko. - Najszczęśliwsza byłabym, gdybym mogła być z Alisią w domu. Ale polskie mamy-artystki żyją jak tysiące kobiet: mamy zobowiązania finansowe. Rzadko która z nas może sobie pozwolić na komfort niepracowania.

Ewa Gorzelak, mama 8-miesięcznej Zosi: wróciłam do pracy, by zająć się fundacją

Ewa wiedziała, że gdy Zosia będzie mieć niecałe 2 miesiące, czekają je teatralne próby: w Warszawie, w Nadrzeczu i spektakl w Lublinie, który muszą zarejestrować, by dostał się do konkursu o dofinansowanie. - To była wielka niewiadoma: jak Zosia w zimie zniesie 3-godzinną podróż samochodem. Pojechaliśmy do Lublina zagrać spektakl. Poza tym inaczej się gra, wiedząc, że w garderobie czeka maleństwo. Jest stres, czy nie zapłacze. Czy nie będzie głodne. Przy pracy nad "Requiem..." Zosia pierwszy raz rozdzieliła się ze mną na dłużej. W zasadzie widywałam ją tylko podczas karmienia. Kiedy my próbowaliśmy, opiekunka zabierała Zosię na spacery, choć to był luty i siarczysty mróz. Albo córeczka leżała w garderobie pod kostiumami. Aż strach pomyśleć, co w przyszłości ją czeka "zawodowo"! - śmieje się Ewa.

Zaraz potem, w marcu, Ewa przygotowywała aukcję dla swojej fundacji "Nasze dzieci" przy Klinice Onkologicznej w IP Centrum Zdrowia Dziecka. -I Zosia razem ze mną dzielnie zbierała fanty na licytację. Wszędzie ją ze sobą zabierałam i trochę było mi żal, że tak dużo czasu spędza w samochodzie, że jej dzień dopasowany jest do moich spraw - Ewa zerka na Zosię grzecznie siedzącą w wózku. - Na szczęście ona ma supercharakter: jest wiecznie uśmiechnięta i zadowolona, lubi się wysypiać i potrafi sama sobą się zająć. W zasadzie przy niej nie jestem zmęczona.

Gdy urodził się Franek, dziś 12-latek, Ewa przez rok nie pracowała, opiekując się synem. Z Rysiem, dziś 10-latkiem, spędziła niecałe trzy miesiące, bo wygrała casting do roli Gabrysi w "Na Wspólnej". - Nawet się nie zastanawiałam, czy chcę wrócić do pracy. To nie jest taki zawód, że można coś sobie zaplanować. Jest ciekawa propozycja, trzeba grać.

I zaczęłam bardzo intensywnie. W zasadzie nie było mnie w domu. Rysio do 8. miesiąca nie chciał jeść nic prócz mojego mleka. Łatwo nie miałam. Bywało, że pokarm odciągnięty między kręceniem scen jechał z planu do synka. Wiedziałam, ile razy dziennie muszę dostarczyć porcję, i skrupulatnie tego rozkładu pilnowałam. Zdjęcia miałam codziennie, bo moja bohaterka, z racji pracy w barze, prócz swoich scen musiała być w tle przy kręceniu ujęć z innymi aktorami. Przyznam, że czuję się trochę uboższa o to, że nie pamiętam Rysia 5- czy 9-miesięcznego. Coś za coś. Cudownie by było móc wybierać: wracać do pracy czy nie. Ale aktorek - prócz tych na etacie w teatrze - w ogóle nie można rozpracowywać takim i kategoriami. My nie mamy urlopów. Gdy jest się wolnym strzelcem, jak ja, to raz ma się pracę, raz nie. Nikt na nasze życie prywatne się nie ogląda. W "M jak Miłość" przestałam grać w 3. miesiącu ciąży - nikogo to nie interesowało, że z brzuchem żadnej innej pracy nie znajdę. Gdy pojawia się propozycja zawodowa, trudno odmówić. Przy Zosi nie mogłam sobie obiecać, że szybki powrót na scenę się nie powtórzy, jak przy Rysiu. Jeśli mama-aktorka dostaje ciekawą propozycję, nie ogląda się na dzieci. Wiem, że czeka mnie rundka po specjalistach od castingu. Żeby się przypomnieć. I myślę, że czas się ruszyć. Zosia ma już 8 miesięcy. Z drugiej strony przy Zosi do kwestii powrotu do pracy podchodzę z większym spokojem.

Pierwszy miesiąc po porodzie cieszyłam się córeczką, jednak czegoś mi brakowało. Zastanawiałam się, czy nie mam depresji poporodowej. Nie mogłam się doczekać powrotu na estradę. Ale coś mnie blokowało. Tęskniłam do koncertów, publiczności. Pojawiał się strach: będzie ciężko, wszystko zapomniałam. Pierwszy koncert zagrałam, gdy Pola miała 2 miesiące. Poszło świetnie.

Z chłopakami była gonitwa myśli, strach, że wypadnie się z zawodu. Obecnie co chwila powstają nowe produkcje filmowe, telewizyjne, do których poszukuje się aktorów w różnym wieku.

Czasem Ewa jedzie nagrywać głos do reklamy. - Mam poczucie, że mnie z dzieckiem przyjść nie wypada. Nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi, ale boję się reakcji: "O, nie ma co z dzieckiem zrobić, nie ogarnia tematu, to mało profesjonalne". Wciskam więc Zosię Zbyszkowi (mąż Ewy, aktor Zbigniew Dziduch - przyp. red.). A kiedy on jedzie z nią do studia nagraniowego, budzi powszechny zachwyt. I kompletnie nie rozumie moich obiekcji! - śmieje się Ewa.

- Dziś ze zdziwieniem patrzę, jak już duzi są moi chłopcy, z tęsknotą i czułością obserwuję rodziny z malutkimi dziećmi. Tym bardziej chcę się nacieszyć Zosią. Poza tym to moja pierwsza dziewczynka. Między nią a chłopcami jest tak duża różnica wieku, że na nowo odkrywam małe dziecko. Pierwszy uśmiech, gaworzenie, wyciągnięcie rączek po zabawkę - ze wszystkiego na nowo się u niej cieszymy! Bardzo cenię sobie spędzany z nią czas. Przy Zosi nabrałam luzu: będzie, co będzie. Jest rola - to super, nie ma - poczekamy, aż się pojawi. Trzeba cenić to, co się ma, a nie wiecznie zamartwiać się tym, że czegoś brak.

Anna Wyszkoni, mama 7-miesiecznej Poli: praca pomogła mi pokonać depresję poporodową

Festiwal w Sopocie tego roku. Ania, oblegana przez fotografów, zachwyca figurą i formą. Na rękach Pola, to jej telewizyjny debiut. Na twarzy Ani - szczęście. - Kiedy urodziłam Połę, czułam, że szybko chcę wrócić na scenę. Dziś cieszę się, że do 8. miesiąca ciąży pracowałam. Bo gdybym już na 3 miesiące przed porodem musiała siedzieć w domu, zwariowałabym - przyznaje szczerze. - Jestem kobietą aktywną. Mój naturalny rytm to kilkudniowy odpoczynek w domu, a potem znowu koncerty, nagrania, programy. - Ostatni miesiąc ciąży Ania spędziła, odpoczywając. Ale to nie w jej stylu. Tysiąc myśli na minutę, nie wiedziała, co z nimi zrobić. I strach, że poród okaże się ciężki. Nie był. Pierwszy miesiąc w domu... - Córeczka dawała mi wiele radości. Chciałam z nią być cały czas, jednak brakowało mi też muzyki, sceny. Jestem kobietą, która czuje się spełniona i szczęśliwa, gdy ma przy sobie wszystko, co niezbędne: rodzinę, dzieci, ukochanego mężczyznę i muzykę. Potrzebuję jej do życia jak powietrza. Wtedy w domu myślałam, że chwilę po porodzie czeka mnie nagrywanie płyty. Cieszyłam się na powrót do aktywności zawodowej, ale nie mogłam się na tym skoncentrować. Macierzyństwo na miesiąc wyłączyło mnie z kreatywnego myślenia, tworzenia muzyki, tekstów. Nie ukrywam, to mnie martwiło.

Emocje z tym związane zaczęły wpływać na samopoczucie Ani. - Zastanawiałam się, czy nie mam depresji poporodowej. Niby wszystko fajnie, jednak coś mnie blokowało. Sporo wtedy przeczytałam o baby blues. To, na szczęście, nie jest już tabu, ale wciąż za mało mówi się o tym publicznie. A sądzę, że trzeba. Chciałam bardzo wrócić do pracy: na scenę, do muzyki, lecz pojawił się strach: będzie ciężko, wszystko zapomniałam!

Warszawa, Sala Kongresowa. Pełna widownia. Za kulisami Ania i 2-miesięczna Pola. Dla Ani to pierwszy koncert po porodzie. Wielka radość, ale i trema. Czy da radę, czy nie zapomniała słów, czy bycie z dzieckiem nie wybiło jej z rytmu koncertowania. - Wszystko się udało, ale czułam niedosyt. Po takiej przerwie trema blokowała mnie na początku koncertu. Lecz powrót na scenę uratował mnie. Poprawił się nastrój, znikły lęki, stres.

Ta 3-miesięczna przerwa jest najdłuższą, jaką miała od 10 lat! Z każdym koncertem jest coraz lepiej. Ania znów jest sobą: wróciła chęć działania, pewność siebie. - Koncerty naładowały mnie energią. Pola też na tym skorzystała, bo wiedziałam, że mój smutek przełoży się na życie rodzinne, a lepiej, by dziecko miało uśmiechniętą, spełnioną mamę. Dochodziły do mnie pojedyncze słowa krytyki, że za wcześnie, że nie powinnam córki zabierać za kulisy. Ludzie zawsze wiedzą wszystko najlepiej (śmiech). Nie przejmuję się tym. Wiem, że podjęłam decyzję najlepszą z możliwych. Miałam poparcie Maćka (partner i menedżer Ani - przyp. red.), moich rodziców. Po urodzeniu Tobiasza też szybko wróciłam na scenę. Nie widziałam innej możliwości.

Ania i Maciek od razu zdecydowali: Pola będzie jeździła z nimi w trasy. - Macierzyństwo to już nie jest stan, kiedy kobietę z dzieckiem izoluje się od świata, każąc siedzieć w domu, "bo tak zdrowiej i bezpieczniej". Podoba mi się, że współczesne mamy zabierają dzieci ze sobą, nie boją się podróżować z niemowlakami. Trzeba tylko ustalić proporcje: ile pracy, ile dziecka. I co mu służy, a co nie. Pola od początku bardzo dobrze znosi podróże i lubi być z osobami z mojego otoczenia. Jest zdrowym, spokojnym dzieckiem. Zmieniamy się z opiekunką przy niej jedynie w aucie, bo Pola ma czasem "focha", że rodzice siedzą z przodu. Jeśli wyjeżdżamy tylko na jeden dzień, córki nie zabieramy, żeby nie spędzała w aucie całego dnia. Staram się wtedy jak najszybciej do niej wrócić. Jej obecność na koncercie mnie nie dekoncentruje, wręcz przeciwnie, cieszy. Wchodząc na scenę, jestem spokojna, bo Pola jest w dobrych rękach. Zostawiam za sobą mój świat i jestem cała dla publiczności. Zawsze tak to u mnie działało. Jestem też spokojna, bo córka nie jest uzależniona ode mnie "jedzeniowo". Gdy miała 4 tygodnie, przestawiłam Połę na butelkę. Po pierwsze: chciałam wrócić do pracy, po drugie: karmienie okazało się dla mnie większym problemem niż radością. Gdy zaczęłam podawać Poli butelkę, zaczęłam się tym karmieniem wreszcie cieszyć. Córka zmieniła podejście Ani do muzyki. - Jestem bardziej świadoma i dojrzała niż po pierwszym dziecku. Poród, powrót na scenę, druga płyta wzmocniły mnie, dodały pewności siebie i uświadomiły, jaka duo być. Płyta jest kobieca, spokojna. Otwiera ją najbardziej osobista z piosenek, która mówi o tym, co obecnie przeżyłam - artystycznie i prywatnie.

Katarzyna Skrzynecka, mama 10-miesięcznej Aliki Ilii: wróciłam do pracy, bo muszę zarabiać na życie

Kasia do pracy zaczęła wracać stopniowo, gdy Alikia Ilia miała niecałe 3 miesiące. Gra pojedyncze koncerty i spektakle: "I tak cię kocham" w Teatrze Kamienica, "Sceny dla dorosłych" w Capitolu. Tym pierwszym wyjściem do pracy po urodzeniu córeczki był koncert w Warszawie. - Byłam bardzo wzruszona. Miałam świadomość, że po raz pierwszy idę do pracy i staję przed publicznością jako mama. Czułam, że na pewno część moich piosenek, które mają w sobie duży ładunek miłości, podświadomie dedykuję swemu dziecku. Ludzie też inaczej wtedy na mnie patrzyli. Dali mi to odczuć po koncercie, gratulując, że zostałam mamą.

Kasia trochę zazdrości mamom zatrudnionym na etat w firmach. Bo pensja spokojnie im płynie przez sześć miesięcy urlopu macierzyńskiego. - Nam, artystom wykonującym wolny zawód - nie. Jeśli nie przyjdę zagrać spektaklu, nie zarobię na życie. Miło móc nie pracować pół roku, nie martwić się o finanse i być tylko z dzieckiem. Bo to jest najpiękniejszy czas w życiu. Alisia jest wesoła, energiczna, ma figla w oku. Bycie z nią sprawia mi ogromną radość, teraz czas płynie dla mnie inaczej.

Dlatego wyjście do pracy nie jest dla Kasi odpoczynkiem od dziecka. - Powiedziałabym, że wręcz odwrotnie! Ja w świecie mojego dziecka odpoczywam. Jest dużo lepszy niż ten rzeczywisty, z którym przyjdzie się Alisi kiedyś zmierzyć. Jest pewien fenomen w tym piękniejszym, bardziej kolorowym i beztroskim świecie, który budujemy dla swego dziecka. Sama tej iluzji bajkowości ulegam. Lepiej odpoczywam. I choć przez dwie godziny, kiedy jestem na scenie, nie myślę o pieluszkach i smoczku, gdy zapada kurtyna, idę do garderoby, odpinam guziki swego kostiumu, ściągam perukę i absolutnie pierwszą myślą jest: "Co robi moja dzidzia?". Tęsknię za nią i za mężem. Gnam do domu jak na skrzydłach!

To mąż Marcin Łopucki pomógł Kasi wrócić do formy po porodzie. - Razem opracowaliśmy program "Zyskaj formę" (www.zyskajforme.pl), propagujący zdrowy styl życia. Cały cykl trwa 10 tygodni i obejmuje ćwiczenia oraz przepisy na smaczne i zdrowe dania. Pozwala w widoczny sposób poprawić sylwetkę, wygląd, krążenie, kondycję. Sama go przetestowałam i zrzuciłam kilkanaście kilogramów po ciąży. - Alikią llią opiekują się na zmianę, z wyprzedzeniem ustalając, w jakie dni ile pracują zawodowo. Niań nie zatrudniają. - Na szczęście Marcin jest tatą na 200 procent. Jak rzadko który mężczyzna. Wychodząc na spektakl czy koncert, wiem, że Alisia jest w najlepszych rękach. Jestem spokojna, i to nawet gdy jadę grać na cały dzień do innego miasta. Marcinowi nie są straszne ani pieluchy, ani karmienie, ani zabawianie. Zdarza się, że na koncerty jedziemy razem z mężem i Alisia. I z psem.

- Odkąd jestem mamą, czas płynie mi inaczej. Do pracy wracam stopniowo. Gram kilka przedstawień i koncertów w miesiącu. A po nich z radością i tęsknotą wracam do domu. Ściągam perukę i pierwszą moją myślą jest: "Co robi moja dzidzia?". Bo Alisia jest radosna i rezolutna, bycie z nią sprawia mi ogromną radość.

Na szczęście Kasia pracuje w zawodzie, który jednocześnie jest jej pasją. - Do pracy mimo wszystko wróciłam z przyjemnością. Dużo się zmienia w życiu kobiety, kiedy spełnia się w roli mamy. U mnie bardziej ugruntowało się poczucie kobiecości i życiowego spełnienia. Będąc mamą, wróciłam na scenę jako szczęśliwszy człowiek.

EWA GORZELAK. Aktorka filmowa i teatralna. Sympatię widzów zyskała jako Gabrysia w "Na Wspólnej". Założycielka Fundacji "Nasze dzieci" przy Klinice Onkologicznej w IPCZD. Mama Franka, Rysia i Zosi.

ANNA WYSZKONI. Piosenkarka popowo-rockowa, była wokalistka zespołu Łzy. Wydała dwie solowe płyty: "Pan i pani" oraz "Powietrze" (premiera 13 listopada br.). Mama Tobiasza i Poli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji