Artykuły

Wino, traktorzystki i śpiew w operze

"Napój miłosny" w reż. Henryka Baranowskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Mateusz Borkowski w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Aż trudno uwierzyć,że "Napój miłosny" Gaetana Donizettiego wystawiono w niedzielę po raz pierwszy w blisko 60-letniej historii Opery Krakowskiej

Wyśmienitą i prześmieszną inscenizację dzieła opiewającego m.in. zalety picia wina wyreżyserował Henryk Baranowski. Było absurdalnie, bezpretensjonalnie, trochę nostalgicznie i jak na socjalizm niezwykle kolorowo. Sukces? O tak!

Obiecująco zrobiło się od samego początku - najpierw za sprawą trójki muzyków z orkiestry, którzy zabłądzili na scenie, a następnie od mocnego wejścia pełnego dystansu dyrygenta-showmana Evgenya Volynskiego. Reżyser postanowił przenieść akcję "Napoju" do lat 50., w siermiężną i barwną rzeczywistość polskiego socjalizmu. Jak przyznał Baranowski, inspiracją okazał się dziecięcy pobyt (w wieku 5 lat) w Kliczkowie, osadzie leśnej na Ziemiach Odzyskanych, gdzie jego matka objęła posadę kierowniczki Państwowego Handlu Drewnem. Pojawiają się zatem pracownicy pegeeru z obrotną traktorzystką Adiną na czele (w tej roli wspaniała Joanna Woś), włoscy komuniści (wzorem greckich powojennych imigrantów), bikiniarze, a nawet gospodarskie zwierzęta, jak choćby dające o sobie znać w trakcie spektaklu indyki. Dualizm i absurd czasów został świetnie wyrażony w kostiumach Doroty Morawetz - z jednej strony widzimy szarych przodowników pracy w gumiakach i uszankach, z drugiej pełne fantazji i szyku elegantki rodem ze "Słodkiego życia" Felliniego. Po wsi kręcą się jeszcze fajtłapowaci żołnierze, jakby żywcem wyjęci z misji w Afganistanie. Z tej naiwnej i zabawnej powiastki wyłania się prosty morał - miłości nie można się wstydzić, a w wyznaniu uczucia pomoże zawsze butelka Bordeaux.

Śpiewacy stworzyli doskonałe kreacje aktorskie. Świetny Dariusz Machej (bas-baryton) jako cwany komiwojażer Dulcamara - niby felczer, a właściwie cwany cinkciarz - był groteskowy i przebojowy. Uwagę skupiał również znakomity Stanisław Kuf luk (baryton) w roli sierżanta Belcore, któremu nie oprze się żadna kobieta we wsi. Niestety, Adam Zdunikowski (tenor), choć aktorsko dobry, brzmiał mizernie. Jego śpiew był siłowy i sprawiał wrażenie, jakby solista był zmęczony i zrezygnowany, zupełnie tak jak kreowany przez niego poczciwy Nemorino. Oczy i uszy cieszył biorący udział w akcji, wreszcie ruszający się chór (świetnie przygotowany przez Zygmunta Magierę). Na wzmiankę zasługuje też postać notariusza - w tej niemej roli wystąpiła znana z operowej sceny aktorka charakterystyczna Dagmar Bilińska. Prawdziwą furorę zrobiła jednak urocza... koza.

"Napój" w Operze Krakowskiej jest autentycznie dowcipny. To pierwsza od dawna tak spójna i przemyślana inscenizacja, zarówno pod względem reżyserii, scenografii, jak i choreografii. Na koniec istotna informacja - wino na scenie było bezalkoholowe, a żadne zwierzę w trakcie spektaklu nie ucierpiało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji