Artykuły

Taniec z gwiazdami się udał, spektakl już nie

"I move U" w choreogr. Macieja Zakościelnego, koprodukcja Teatru im. Węgierki w Białymstoku i Sting Communications z Warszawy. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Piękne estetyczne widowisko taneczne... i to wszystko. Połączenie teatru z tańcem już nie wyszło, rozwarstwiło go na dwie części, wprowadziło chaos. Szóstka profesjonalnych tancerzy z "Tańca z gwiazdami" faktycznie zatańczyła wspaniale (i zatańczy w sobotę i niedzielę: 1-2.12). Ale "I MOVE YOU" spektaklem w żaden sposób nazwać się nie da

A taki w pewnym sensie był zamiar twórców koprodukcji Teatru Dramatycznego i firmy producenckiej Weroniki Marczuk "Sting Communication": stworzenie spektaklu, w którym świat aktorski łączy się z tanecznym w integralną całość; tancerze - tak jak chcieli, biorą udział w widowisku niekomercyjnym; a i białostocki teatr korzysta, bo jest promowany w Polsce ("I MOVE YOU" ma jeździć po kraju).

Pomysł zestawienia dwóch różnych światów jest ciekawy, fakt, że nasz teatr otwiera się na różne propozycje - obiecujący. Pod względem kompozycyjnym jednak "I MOVE YOU" (w reż. Macieja Zakliczyńskiego i przy konsultacji artystycznej Agnieszki Korytkowskiej-Mazur i Iwo Vedrala) to niewypał.

Na scenie oglądamy zlepek wizualizacji, tanecznych improwizacji oraz partii mówionych przez aktorów. Te dwa światy zupełnie do siebie nie przystają, odklejają się zbyt mocno, w efekcie widowisko rozbite jest na części: taniec, słowo mówione, taniec, słowo mówione, taniec, słowo mówione. Zabieg zbędny, sprawiający wrażenie wymuszonego, wprowadzonego na siłę, co całemu widowisku, jako całości, przydaje ciężkości. Nie pomaga nawet próba spojrzenia na ów pomysł jak na zabawę w teatralną dekonstrukcję. Jedyne, co w tym miksie wspólne, to fakt, że i taniec, i sceny aktorskie (przy wykorzystaniu również projekcji) opowiadają o różnych przejawach fascynacji. Takich jak miłość heteroseksualna, miłość homoseksualna, czy np. uzależnienie między ofiarą a oprawcą. Teksty i partie aktorskie (na premierze - Dorota Radomska, Rafał Olszewski, w kolejnych widowiskach - mają wystąpić inni aktorzy Węgierki) - są całkiem ciekawe, tu jednak to ledwie szkic. Może wart wykorzystania w oddzielnym spektaklu? Pokazanie taneczno-aktorskich impresji wprost na scenie bez pomysłu na zbudowanie jakiejś spójnej w miarę fabuły - to zdecydowanie za mało.

Zabrakło iskry, łączącej owe dwa światy.

Za to emocji na scenie jest wiele, gdy pojawiają się na niej tancerze. To doborowe polsko-włosko-czesko-słoweńskie grono, taneczne filary telewizyjnego show "Taniec z gwiazdami", finaliści międzynarodowych turniejów: Paulina Biernat i Stefano Terrazzino, Anna Głogowska i Jan Kliment oraz Janja Lesar i Krzysztof Hulboj. Marzyli o odrzuceniu komercyjnego emploi, chcieli udziału w projekcie ujętym w artystyczne ramy. I ów niekomercyjny charakter ich tańca właściwie się udał.

Tańczą w parach, są też układy, w których na scenie pojawiają się wszyscy. Zasadnicza konstrukcja ich występu polega na tym, że każda z par tańczy inną wizję miłości, zaś inspiracją są historie miłosne, znane z filmów "Malena" Giuseppe Tornatore, "Nagi instynkt" Paula Verhoevena oraz "Dracula" Francisa Coppoli. Fragmenty tych właśnie filmów oglądamy w międzyczasie w tle, stanowią niejako preludium tego, co za chwilę zobaczymy na scenie na żywo. Na tym etapie wizualizacje i taniec się nie gryzą, tancerze dopełniają ruchem emocje naszkicowane na ekranie, tanecznie je ilustrują.

Plusem jest różnorodność - tak jak każdy z filmów to inne emocje i miłosne wyobrażenia, tak i tancerze kreślą je ruchem swych ciał bardzo sugestywnie.

W "Malenie", w pięknej kobiecie podkochuje się nastolatek, chciałby ją chronić, być jej rycerzem, dla niego ukochana to ucieleśnienie niewinności. I tacy są właśnie Terrazzino i Biernat. Tańczą z cudowną lekkością, delikatnością, oszczędnie, a przez to przejmująco, świetnie oddając klimat filmu. Jest tu cała paleta miłosnych uniesień: czułość, radość z bliskości, smutek. Jest trzpiotowatość (tancerze świetnie oddają "kogucikowatość" zafascynowanych kobietą nastolatków), jest figlarność, a wreszcie - gdy kobieta doznaje upokorzenia od miejskiej społeczności - zmiana nastroju (tancerka przechodzi z rąk do rąk, jak plastikowa lalka). Taneczny majstersztyk.

W "Nagim instynkcie" - wiadomo: agresywna namiętność, zmysłowość o zupełnie innym charakterze, relacja femme fatale i zafascynowany nią mężczyzna. I taki jest też taniec Jana Klimenta i Anny Głogowskiej - pokazujący damsko-męską relację, w którym uczucie to nieustanna walka, nie ukojenie. Nastrój zmienia się diametralnie - oglądamy zmysłowość, ale w innym wydaniu: nakreśloną konwulsyjnymi ruchami, mocnymi, twardymi, wręcz zwierzęcymi. Jest w niej bezpardonowa walka między płciami, dominacja, uprzedmiotowienie.

Wreszcie "Dracula" - powściągliwość, powrót do tradycji, ciekawa próba jej połączenia ze współczesnością, w wykonaniu Janji Lesar i Krzysztofa Hulboja. W ich tańcu jest frywolność, figlarność, rodzaj żartu z wampirologicznej inspiracji.

W finale pojawia się też scena, w której wszyscy tancerze nakładają na twarz fluorescencyjne maski i w przyciemnionym świetle zamieniają się w ludziki, jak z innego świata, zawieszone w bezczasie. Scena trochę niezrozumiała, ale intrygująca.

Warto wspomnieć o kostiumach (autorstwa jednego z tancerzy, Stefano Terrazino oraz Magdy Zabierzowskiej), dobrze komponujących się z klimatem tanecznych scen. Tancerki w scenach do "Maleny" mają na sobie cieliste sukienki, bardzo kobiece i delikatne. Przy "Nagim instynkcie" to czerń, prześwitujące zmysłowe kostiumy. Przy "Draculi", opowieści o miłości z krwistym sztafażem w tle, scena od kostiumów się czerwieni - są symboliczne i na wpół ironiczne jednocześnie.

Cóż, pozostaje kwestia wyboru, na jaki wieczór w Dramatycznym liczymy.

Taniec z gwiazdami, czy może raczej - z tancerzami-artystami (wspomniana szóstka to rzeczywiście klasa sama w sobie) - się broni.

Spektakl jako całość - już nie bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji