Artykuły

Pierwsze wrażenia po premierze nowej bajki

"Niesamowita przygoda Robaczka Kłaczka" w reż. Roberta Dorosławskiego w Teatrze im. Miewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

"Niesamowita przygoda Robaczka Kłaczka" - nowa pozycja w repertuarze Teatru im. Mickiewicza - miała na czwartkowej premierze publiczność pół na pół dziecięcą i dorosłą. Obie grupy wiekowe bawiły się równie dobrze.

Tekst sztuki napisał dyrektor teatru Robert Dorosławski, on również reżyserował spektakl. Stworzył bajkowy pejzaż łąki, na której w harmonii żyją różne owady. Przewodnikiem widzów po tym świecie jest tytułowy Robaczek Kłaczek żyjący na liściu, kiedyś wychowanek mchowego przedszkola, obecnie uczeń szkoły w dziupli dębu. Wśród przyjaciół jest jedynym nielotem, bardzo tęskniącym za możliwością wzniesienia się nad łąką. Drugie jego marzenie to zaprzyjaźnić się z człowiekiem - dziewczynką mieszkającą w domu najbliższym łąki. Oba te marzenia spełnia Złośliwy Wirus. Jednak nieznośne ludzkie dziecko bierze Robaczka, powiększonego do ludzkich rozmiarów, za potwora. Tymczasem pod nieobecność Kłaczka na jego rodzinną łąkę wdziera się, siejąc spustoszenie, prawdziwy potwór - Liściożerca. Kłaczek stacza z nim morderczy pojedynek na ringu. Ten zaś kończy się konstatacją: walka nie ma sensu, lepiej żyć ze wszystkimi w zgodzie i przyjaźnić się, bo przyjaźń jest najważniejsza.

Pierwsza część przedstawienia jest spójna i prawdziwie bajkowa. Kiedy jednak Kłaczek pojawia się w dużym świecie ludzi, ta spójność rozpada się, narracja się dynamizuje, zmieniają się miejsca akcji. Metamorfozy owadów zmieniających rozmiary dzięki zaklęciom Wirusa wydają się trochę wymuszone. Rodzą pytanie: dlaczego trzeba wszystkich powiększać, jeśli wystarczy, by Kłaczek wrócił do swoich robaczkowych wymiarów. Kolejne pytanie: czy rzeczywistość gali bokserskiej jest znana małym widzom (oby nie). A w takiej konwencji - scenicznie rzeczywiście efektownej - pokazany jest pojedynek Kłaczka i Liściożercy.

Mimo wszystko wszyscy na widowni - i dorośli mogący docenić te odwołania, i dzieci - cały czas z uwagą oglądali spektakl, choć trwa on (z przerwą) ponad półtorej godziny. Ba, często widać i słychać było żywe zaangażowanie młodej publiczności (patrząc na tych widzów łatwo zrozumieć, jak powstało słowo "publisia" w kabareciku Olgi Lipińskiej). Często zresztą aktorzy zwracali się do dzieci. I odwrotnie: pewien młody głosik tak uparcie zagadywał Kłaczka, że grający głównego bohatera bajki Waldemar Cudzik musiał przerwać swój monolog, zasłaniając twarz.

Autor ruchu scenicznego przedstawienia Witold Jurewicz mówił dziennikarzom przed premierą, że wszyscy doskonale się bawili przy tej realizacji. Potwierdzało to aktorstwo - lekkie, finezyjne; widać, że odtwórcy doskonale się czują w swoich rolach. Wspaniałe są kostiumy Stanisława Kulczyka, bo nie tylko mówią wiele o każdym z owadów, ale też znakomicie charakteryzują postacie fantastyczne - kosmatego Wirusa z okiem na plecach czy Liściożercę z wielkimi czerwonymi ustami i wyszczerzonymi zębami, zasłanianymi, kiedy potwór staje się przyjacielem. Klimat przedstawienia budowały też znakomicie piosenki Janusza Frączka; ta finałowa to prawdziwy hit.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji