Artykuły

To nie jest teatr dla obojętnych ludzi

Mamy tu nad Brdą teatr, który nie chce być pluszowym pudłem, ale zwierciadłem naszych czasów. A że czasy trudne, to i zwierciadło bywa popękane... - pisze Jarosław Jakubowski w Expressie Bydgoskim.

Często słyszę narzekania na polski teatr. Że niezrozumiały dla widowni. Że skupiony na burzeniu mitów i łamaniu tabu. Że teksty słabe albo pokiereszowane przez reżyserów-ambicjonerów. Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził. To, co jest krytykowane przez jednych, inni doceniają jako uczynienie ze sceny miejsca dialogu nie tylko prowadzonego przez aktorów, ale przede wszystkim - z widownią.

Paweł Łysak stworzył w Bydgoszczy polską odmianę "Volksbühne", teatru ludowego w znaczeniu: bliskiego obywatelowi miasta, szukającego z nim kontaktu i wciągającego do współdziałania. Na ostatniej bydgoskiej premierze - "Ślubie" Gombrowicza zobaczyliśmy mieszkańców Bydgoszczy jako statystów. Bydgoszcz pojawiała się w niejednym spektaklu za kadencji dyrektora Łysaka. Czy to jako miejsce polsko--niemieckiej tragedii w "Truskawkowej niedzieli", sceneria ostatniej mszy księdza Jerzego w "Popiełuszce" [na zdjęciu], czy też stolica polskiego sportu żużlowego w "Szwoleżerach".

Łysak reżyser często sięga do klasyki. W Bydgoszczy zrobił, m.in., "Trzy siostry", wkrótce czeka nas jego inscenizacja innego dramatu Czechowa - "Wiśniowego sadu". W Bydgoszczy za jego sprawą zobaczyliśmy "Dziady" czy też pięć nowych interpretacji dramatów Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji