Artykuły

"Panoptikon": Pierwsza próba toruńskiego eposu

"Panoptikon" w reżyserii Marcina Gładycha jest wyjątkowym przedsięwzięciem artystycznym: półtora roku zdjęć, 150 osób zaangażowanych w realizację, zaledwie 45 tys. zł budżetu. Ten film więcej mówi jednak o współczesnych torunianach niż o czasach, którym został dedykowany. Reżyser w ważnych rolach obsadził aktorów profesjonalnych z Teatru Horzycy, Baja Pomorskiego i Teatru Wiczy - pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Producenci reklamują film jako paradokument albo dokument fabularyzowany. Na piątkowej premierze zobaczyliśmy pełnometrażową fabułę, która pokazuje dzieje Torunia od początku XX wieku po 1984 rok i proces morderców ks. Jerzego Popiełuszki. Wszystko spaja historia aresztu śledczego, który dziś powszechnie nazywamy "okrąglakiem" i "beczką". Budynek powstał według szalonego planu angielskiego filozofa i prawnika Jeremy'ego Benthama - jego panoptikon pozwalał inwigilować więźniów, samemu nie będąc przy tym obserwowanym.

Opowieści tego myśliciela tworzą zasadniczą narrację filmu. W rolę Benthama wcielił się Paweł Tchórzelski z Teatru Horzycy, który nadał postaci Anglika rysów tyle demonicznych, co karykaturalnych. XVIII-wieczny filozof w jego interpretacji jest potworem: zaciera z uciechy ręce za każdym razem, gdy ktoś praktycznie poznaje mechanizm panoptikonu. Rwie źdźbło trawy i po niemieckich nalotach na Toruń liczy ofiary: "żyje", "nie żyje", "żyje". Ten aktor nie mógł inaczej potraktować myśliciela, który pozwolił się zmumifikować, a jego mumia jeszcze do dziś czasami bierze udział w posiedzeniach senatu londyńskiego college'u jako deputowany "obecny, ale niegłosujący".

Reżyser w ważnych rolach obsadził aktorów profesjonalnych z Teatru Horzycy, Baja Pomorskiego i Teatru Wiczy. Na uwagę zasługują z pewnością Matylda Podfilipska, Radosław Garncarek, Radosław Smużny, Jarosław Felczykowski i Dariusz Bereski. Całe tło tworzą amatorzy - mamy grupy rekonstrukcyjne, przedsiębiorców, naukowców, plastyków, muzyków, tancerzy, przedstawicieli pozarządówki, a nawet wicemarszałka Senatu Jana Wyrowińskiego. I okazuje się, że naturszczycy nierzadko lepiej grają niż zawodowcy. Darujmy sobie przykłady, ale doskonale widać, że niektórzy aktorzy po prostu nie radzą sobie z pracą z kamerą.

Twórcy "Panoptikonu" zbyt wiele pola pozostawili nieprofesjonalistom, którzy zdominowali początek filmu, np. aresztowanie filomatów pomorskich raziło sztucznymi dialogami i staranną, niemal hiperpoprawną wymową. Czasami też amatorzy zacierają dobre wizualne wrażenie całej sceny, jak np. się stało w przypadku porwania i przesłuchiwania ks. Popiełuszki. A motyw rozbrajania Niemców w Toruniu na wieść o tym, że w Poznaniu wybucha powstanie, jest po prostu groteskowy i szkolny.

Niewiele można zarzucić filmowi pod względem technicznym - urzekają soczyste i gęste kadry Jacka Banacha i Adama Fisza. Szczególnie ciekawie prezentują się zdjęcia zimowego Torunia w czasie, gdy hitlerowcy ewakuują się z miasta. Nie zawstydzają też sceny bitewne pokazujące przypadkową potyczkę niemieckiego i radzieckiego patrolu w lasach pod Toruniem. Jednak zdecydowanie najciekawsze pod względem wizualnym wydaje się porwanie, tortury i morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki: jest czerń i biel, rozmazane zimowe światła i grube ziarno jak ze starej wizji lokalnej. Całość idealnie uzupełnia muzyka Rafała Kołackiego z zespołu HATI - trudno uwierzyć, że to jego pierwsza praca dla filmu.

Autorzy zdjęć nie pozwalają jednak widzowi zaczerpnąć powietrza. Wszystko jest tak skadrowane i zmontowane, że detal przeważa nad planem ogólnym: zamiast Ratusza Staromiejskiego widzimy tylko jego wieżę, nie ma zdjęć panoramy Torunia i ulic pokazanych w perspektywie. Obserwator z trudem znosi obrazy podane w tak wielkim zbliżeniu, bo nie może ich połączyć w jeden sens. Opowieść wydaje się niespójna.

Filmowi wiele brakuje do doskonałości. Jest irytujące lokowanie produktu, są infantylne komentarze historyczne i pomyłki obsadowe - filmowy Popiełuszko mimo fizycznego podobieństwa wydaje się stanowczo za młody do tego zadania aktorskiego. Realizatorzy wysługują się kliszami: śmierć to odchodzenie w stronę światła, torturowany krztusi się krwią, a młoda bojowniczka w biało-czerwonej szacie prowadzi oddział powstańców niczym wolność wiodąca lud na barykady.

Marcin Gładych chciał, aby finał filmu powstał z krótkich ujęć, jak system współcześnie inwigiluje obywateli. Reżyser zrezygnował jednak z tej sekwencji montażowej i całość zamknął w mocno ironicznej scenie, gdy opowiada, że zaczyna myśleć o nowym filmie, a w kadrze pojawiają się autorzy "Panoptikonu". Taki finał rozczarowuje. Do tego jeszcze obraz nie formułuje ogólnej refleksji na temat współczesnego Torunia i po drodze gdzieś gubi wątek o opresyjnej inwigilacji.

Kilka rzeczy bez wątpienia poirytuje historyków. Gładych ilustruje tezę o rzekomym torturowaniu ks. Popiełuszki w bunkrach w Kazuniu, co nie ma dostatecznego poparcia w materiale dowodowym. Tak samo nie ma żadnego dowodu, że Służbie Bezpieczeństwa zależało na pozyskaniu w osobie kapelana "Solidarności" kolejnego tajnego współpracownika, jak podpowiada scenariusz Gładycha. Film usiłuje też rekonstruować ostatnie chwile Ludwika Makowskiego, toruńskiego działacza społecznego, którego zamordowali Niemcy we wrześniu 1939. Autorzy filmu sugerują, że torunianin zginął niemal jak Bruno Schulz, bo dwóch hitlerowców się o niego zwyczajnie posprzeczało.

Ale to wszystko nie zmienia jednego faktu: film przedstawia opowieści, które na ogół są nieznane toruńskiej widowni. W "Panoptikonie" drzemie potężny potencjał edukacyjny. Ponadto to wyjątkowy w skali kraju projekt artystyczny, który pokazał, że w Toruniu można zrobić coś bezinteresownie, z pasji i miłości do miasta i sztuki filmowej. Rodzi się pytanie, czy widz, który nie zna historii Torunia i kluczy biograficznych zawartych w filmie, cokolwiek z tego wszystkiego wyniesie. Torunianin w czasie tych 90 minut zobaczy na ekranie swoich znajomych i sfotografowane z czułością zakątki swojego miasta.

Produkcję okrzyknięto już pierwszym polskim filmem społecznościowym, który powstał bez wsparcia dużych wytwórni i stacji telewizyjnych - dzięki zaangażowaniu twórców, wolontariuszy i instytucji. Eposów nie ocenia się zwykle po ich artystycznej poprawności, ale po tym, jak oddają ducha zbiorowości. Mimo rozlicznych wad "Panoptikon" pokazuje, że Toruń jest miejscem ambitnym i niespokojnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji