Artykuły

Opera Poznańska w pół roku po zmianie dyrekcyjnej warty

Wybór Borowskiej był jak uderzenie w dzwon, dla jednych zabił na trwogę, drugim na zbawienie. Reakcje po rozstrzygniętym konkursie były skrajne, od zachwytu i euforii po wieszczenie rychłego upadku Opery w Poznaniu - pisze Adam Olaf Gibowski na portalu NaTemat.pl.

Obserwowałem schyłek dyrekcji Sławomira Pietrasa w poznańskim Teatrze Wielkim, będącej syntezą 15 lat jego pacy w tej instytucji. Potem przyszedł czas wnikliwej obserwacji poczynań Michała Znanieckiego, dyrekcji moim zdaniem kiepskiej, momentami wprost szkodliwej dla poznańskiej sceny operowej. W lipcu nastąpiła zmiana warty, dyrektorskie berło przejęła Renata Borowska-Juszczyńska.

Osoba młoda, ale już doświadczona i zaprawiona w boju. Wybór Borowskiej był jak uderzenie w dzwon, dla jednych zabił na trwogę, drugim na zbawienie. Reakcje po rozstrzygniętym konkursie były skrajne, od zachwytu i euforii po wieszczenie rychłego upadku Opery w Poznaniu. Tymczasem zbliżamy się powoli do kresu pierwszego półrocza nowej dyrekcji. Co się zmieniło w tym czasie? Przede wszystkim linia repertuarowa, a także polityka obsadowa ulega stopniowej zmianie, kierując ją na co raz lepsze tory. Zdjęto z afisza większość operowych pomyłek jak chociażby "Dzień Świra" Tabęckiego, czy "Demetrio" Mayra.

Doskonałym ruchem nowej dyrektor było zaproszenie do współpracy dwóch znakomitych wicedyrektorów, ekonomisty Roberta Szczepańskiego, który w Poznaniu cieszy się opinią profesjonalisty, a przy tym człowieka rozumiejącego specyfikę praw rządzących instytucjami kultury, oraz dyrygenta Gabriela Chmury- uznanego i cenionego w świecie muzyka.

Od początku nowego sezonu obejrzałem w Teatrze Wielkim pięć przedstawień "Wesele Figara", "Straszny dwór", "Traviate", premierową "Cyganerię" oraz "Aidę", a także wysłuchałem specjalnego koncertu w czasie którego zabrzmiała Symfonia "Kwiaty Polskie" Mieczysława Weinberga, kompozytora bardzo utalentowanego, niestety szerzej nieznanego w Polsce. Wychodząc z przedstawień miałem różne odczucia co do obsad, jednak zawsze byłem w pełni ukontentowany grą orkiestry. Stan mojego zadowolenia wynikał głównie z poprawy poziomu tego zespołu, który ostatnimi laty nie prezentował się najlepiej. Ileż to przedstawień mam w pamięci, w czasie których irytacja nieczystą, nierówną i niedbałą grą wprawiała mnie w furię. Na ogół miałem wrażenie, że problem nie tkwi w samych muzykach orkiestry, a w pracy z nimi. Taki stan rzeczy zmieniał od czasu do czasu Tadeusz Kozłowski, który gościnnie dyrygował np. "Toscą".

Co ciekawego się okazało? Otóż wystarczyła zmiana na stanowisku szefa orkiestry, który spiął zespół i zaczął z nim pracować na poważnie, a sytuacja rewolucyjnie uległa zmianie. Jest to zmiana niecodzienna i zupełnie zaskakująca. Z reguły orkiestry, które przez wiele lat pogrążały się w artystycznym kryzysie, wychodzą na prosto po wielu, wielu miesiącach (a nawet latach) z efektem, który jest zauważalny, choć nie do końca satysfakcjonujący. Krecia i ciężka praca, którą wykonuje w Poznaniu Gabriel Chmura jest doprawdy imponująca. Znaczący wyż artystyczny widać nawet, kiedy poznańską orkiestrę prowadzi ktoś inny, a było to można zaobserwować chociażby przy okazji "Wesela Figara", które poprowadził Zbigniew Graca, a także w "Strasznym Dworze" dyrygowanym przez Macieja Wielocha.

Premiera "Cyganerii", która w mojej ocenie wypadła znakomicie od strony muzycznej, gorzej zaś od teatralnej, pokazała także zwyżkującą tendencję orkiestry. Puccini jako kompozytor był dość pomysłowym facetem, jego partytury kryją więc wiele niuansów, które nie każda orkiestra potrafi wydobyć i odpowiednio wyeksponować. Poznaniakom to się udało bez pudła!

Co jeszcze ważnego dzieje się w neoklasycznym pałacu sztuki przy ulicy Fredry w Poznaniu? Otóż idą zmiany na lepsze także dla tancerzy, w tym roku realizowany będzie program służący przekwalifikowaniu się tancerzy (których żywot artystyczny siłą rzeczy jest krótki) na choreografów.

Silniejszy akcent postawiono także na muzykę XX wieku, jeszcze w tym roku planowana jest premiera "Cyberiady" Krzysztofa Meyera, a także wieczór poświęcony muzyce Igora Strawińskiego, na stałe w repertuarze utrzymuje się "Lady Macbeth Mceńskiego Powiatu" Szostakowicza. 11 listopada z okazji Święta Niepodległości orkiestra, chór i soliści wykonali utwór wielkiej urody VIII Symfonię "Kwiaty polskie" Weiberga, dzięki czemu publiczność mogła wysłuchać wartościowej muzyki, zamiast bogoojczyźnianego płótna, utkanego z XIX-wiecznych polonezów i uwertur do tzw. oper "narodowych", które poza tytułami i rytmami tańców narodowych niewiele mają wspólnego, a skrojone zostały na modłę włoską lub francuską. Jak twierdzi nowa dyrekcja, sytuacja finansowa opery nie jest najlepsza, wprost przeciwnie. Pozostaje więc liczyć na jej poprawę, a wraz z nią być może na na zamówienie nowego dzieła u któregoś z młodych, zdolnych kompozytorów. Podkreślam zdolnych

Zdaje się, ze Teatr Wielki postawił także na edukację, pod koniec grudnia w Gmachu pod Pegazem odbędą się warsztaty mistrzowskie, które poprowadzi znana poznańska śpiewaczka Iwona Hossa. Teatr otwiera także swoje drzwi dla studentów przy okazji każdej premiery, dzięki czemu rośnie kolejne pokolenie wielbicieli operowego gatunku.

Trudno powiedzieć co życie przyniesie za kolejne pół roku, czy też za rok i jak będzie wyglądać sytuacja poznańskiego Teatru Wielkiego? Być może będzie gorzej, a być może będzie jeszcze lepiej niż jest? Trudno o tym wyrokować teraz. Osobiście jestem przekonany, że mądre decyzje (a tych nie brakuje) powzięte na samym początku mogą tylko procentować w przyszłości.

Na zdjęciu: "Cyganeria", reż. Ran Arthur Braun, Teatr Wielki, Poznań 2012

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji