"Włosy"
Istnieje pewien porządek estetyczny, na ogół przestrzegany przez ważniejsze teatry muzyczne na świecie. W myśl tego porządku w La Scali zaśpiewają "Eugeniusza Oniegina", jak
należy po rosyjsku. W moskiewskim Bolszoj da się po niemiecku "Wesołą wdówkę", a johannesburskim Civic Theatre "Opowieści Hoffmanna" po francusku, a w tokijskiej filharmonii śpiewaczka żółtej rasy będzie po polsku śpiewać do III symfonii Góreckiego. "Hair" wykastrowano w Gdyni przy pomocy tępej siekiery (bardzo w naszym kraju lubianej), zwanej dubbingiem. Można, owszem, i tak, ale wtedy trzeba napisać na afiszach, że zaprasza się publiczność na śpiewogrę pod tytułem "Włosy". Też by przyszli. I jeszcze na koniec. Nie jestem recenzentem, nie wolno mi więc napisać, co sądzę o przekładzie, z którego zdecydował się skorzystać producent gdyńskiego przedstawienia. Ale to, w sumie, dobrze się składa.