Artykuły

Są dwie opcje i obie są, że chcesz

"Paw Królowej" w reż. Pawła Świątka w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Wichowska, jurorka XIX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Do Narodowego Starego Teatru z impetem wtargnęła nowa, pod każdym względem narodowa literatura, przetworzony wg najlepszych wzorców liryki język ulicy, hip-hop w wersji nieocenzurowanej, bluzg i anarchia, a także bezczelne (szczególnie w tym właśnie miejscu) parodie wysokich, romantycznych gestów i skondensowana, bardziej sportowa niż sceniczna energia.

Paweł Świątek ubrał aktorów w treningowe stroje, autor scenografii Marcin Chlanda zaprojektował dla nich sterylną przestrzeń: ni to łaźnię, ni szatnię, ni to salę gimnastyczną. Krakowski Paw królowej w pierwszych scenach wspina się na niebotyczny diapazon energii i już stamtąd nie schodzi. Narracja ani na chwilę nie traci impetu. Słowa popędzają słowa, popowe, doskonale dobrane szlagiery płynące z głośników podkręcają tempo. Aktorzy-tenisiści miewają chwile przerwy na regenerację sił, ale już za chwilę wznawiają rozgrywkę z tą samą energią i nieustępliwością. Sportowa determinacja przeflancowana na grunt teatru? Tak, i to działa. Piłka musi być ciągle w powietrzu, nie wolno spuścić z tonu, stracić czujności, wypaść z rytmu, wystawić partnera. Paulina Puślednik, Małgorzata Zawadzka, Szymon Czacki i Wiktor Loga-Skarczewski rozgrywają ten mecz wirtuozersko.

Mecz i zarazem koncert. Wściekle błyskotliwa, natchniona logorea Masłowskiej, zręcznie przepisana przez Mateusza Pakułę na dwanaście scen-opowieści, konkretyzuje się na scenie w matematycznie precyzyjnym kształcie, zyskując dzięki temu jeszcze więcej subwersywnego potencjału. Paweł Świątek zamknął gęsty, gorący tekst w kunsztownej partyturze gestów i dźwięków, zrytmizowanych oddechów, okrzyków, chichotów, jęknięć, pierdnięć. Zagęścił go tym samym jeszcze skuteczniej i jeszcze więcej dodał mu żaru. Wszystko jest tu muzyczne. Aktorzy działają jak idealnie zgrana, hiperświadoma znaczenia każdej nuty orkiestra. Nie ma w spektaklu chybionego akcentu, fałszywie postawionej kropki, słowa, które byłoby tylko ornamentem, każdy ruch palca, każde mrugnięcie jest celowe. Słucha się tej pokręconej narracji w najwyższym skupieniu, mając jednocześnie wrażenie, że toczy się lekko i niezobowiązująco. Ta zabawa nie jest jednak wcale niewinna.

Straszliwe życiowe tragedie, będące udziałem okrutnie brzydkiej studentki polonistyki, wokalisty w depresji, poetki neolingwistki, prezenterki telewizyjnej i innych uszyte są na miarę ich zainfekowanej popkulturą i mediami wyobraźni. Przez kilka dobrych minut Świątek każe nam słuchać zwierzeń o nagłym ataku impotencji Stanisława Retro. Kłopot z erekcją nabiera rangi kryzysu metafizycznego, a sposób jego prezentacji odwołuje się do poetyki, której nie sposób pomylić z żadną inną. Loga-Skarczewski rozgrywa opowieść o tym wstrząsającym wydarzeniu w konwencji wielkich romantycznych monologów - przez jego szerokie, gesty prześwitują pozy Kondradów i Kordianów.

Kompulsywne mówienie staje się czymś w rodzaju choroby. Język trzyma postacie w mocnym uścisku. Staje się wszystkożernym monstrum: karmi się tym, co ma pod ręką: Mickiewiczem i "Filipinką", grą komputerową i Schopenhauerem, wieczorynką, reklamą i esemesami. Słowa poganiają znaczenia, usypują z nich wielki śmietnik. Postacie z coraz bardziej chorobliwym uśmiechem na ustach brną w absurd i groteskę, a my razem z nimi, podstępnie prowadzeni za rękę i stawiani nad przepaścią. Ta inwazja słów i śmietnik znaczeń to, niestety, nasze życie. Może, gdybyśmy urodzili się w czystej Szwecji, gdzie "jasne krowy i konie uczciwe", byłoby inaczej Zresztą - nieważne, co tam jakaś otchłań, skoro istnieje galeria handlowa. I Unia Europejska, która sfinansuje każdą piosenkę - im głupsza, tym chętniej.

"Paw Królowej" tuż po premierze zyskał w Krakowie status przedstawienia niemal kultowego. Bilety schodzą na pniu. Łatwo zdyskredytować ten nagły sukces jako zbyt łatwy, zarzucając spektaklowi stosowanie tanich, populistycznych chwytów. Problem w tym, że wszystkie potencjalne zarzuty zawczasu zostały wzięte pod uwagę, nazwane, wypowiedziane ze sceny i tym samym rozbrojone. "[] dosadność i wulgarność ma na celu do spektaklu zachęcenie osób, które nigdy by na spektakl w teatrze inaczej nie przyszły, osób mniej lub wcale nieinteligentnych jak również nieletnich i wycieczek szkolnych. Ma to je rozweselić, ma to być bardzo śmieszne." I jest. Jest również piekielnie inteligentne i zachwycająco impertynenckie. Wpisałabym Pawia do programu wycieczek szkolnych, studenckich i zakładowych z całej Polski. Między zwiedzaniem Wawelu a oglądaniem kurtyny Siemiradzkiego mogliby się przekonać, jak mądrze przekłuwać nadęte balony (tradycji, wysokiego stylu, wysokich wartości) i jak wyzwalająco to działa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji