Artykuły

Stara krew

Ze sceny po raz kolejny płynie pretensjonalny bełkot, będący efektem słynnych improwizacji aktorskich Lupy - pisze Maciej Nowak w felietonie dla Przekroju.

Lupa kupa - napisało mi się półtora roku temu na Portalu, Którego Nazwy Nie Należy Wymieniać, po wyjściu z premiery "Poczekalni 2.0" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Ja wiem, to było sztubackie, nonszalanckie i niepoważne. Ale aż mnie świerzbiło, by nakłuć nadęty balon ochów i achów wobec kolejnej produkcji mistrza. Tym bardziej że "Poczekalnia 2.0" towarzyszyła obradom Europejskiego Kongresu Kultury, a Lupa sugerował, że wszelkie próby rozmowy i porozumienia są wyłącznie bełkotem. Bryzgają ci w twarz błotem i ekskrementem wszelakim, a ty masz znosić wszystko w bezbrzeżnym zachwycie i nabożeństwie. Nie, to nie dla mnie. Do tej sekty nigdy się nie zapisywałem. Po premierze "Miasta snu" Lupy w TR Warszawa statusu nie zaktualizowałem. Być może dlatego, że po siedmiu godzinach w teatrze sił już nie miałem, a najpewniej dlatego, że spektakl okazał się przewrotną pułapką na myszy. I mimo wszystko lekceważyć go nie należy.

"Miasto snu" to drugie, po ponad ćwierćwieczu, podejście Krystiana Lupy do powieści "Po tamtej stronie" autorstwa austriackiego rysownika z przełomu XIX i XX w. Alfreda Kubina. Miastem snu jest Perła, utopijna miejscowość, powołana do życia przez wizjonera Klausa Paterę dla elit intelektualnych i artystycznych świata. Odwiedzamy ją w chwili schyłkowej, gdy wstrząsają nią protesty niezadowolonych mieszkańców, a sam twórca stracił wiarę w swój projekt. Spektakl rozpoczyna się, gdy przez uchylone okna dobiegają odgłosy ulicznych burd. W wielkim salonie z odrazą i lękiem przysłuchuje się temu kanapowe towarzystwo aktorów, artystów, badaczy i zwykłych świrów. Przed nimi cykl ćwiczeń duchowych pod kierunkiem Arkadiny, a tymczasem plebs się burzy. To w tak złym guście. I nawet nie mogą doczekać się komentarza Patery, który gdzieś zanikł. Zdegustowani pogrążają się w bezsensownych wynurzeniach, sporach, flirtach, rojąc sobie, że trwa właśnie casting do nowego projektu Federica Felliniego. I przy okazji cierpią na tajemniczą chorobę Perły, w której traci się instynkt samozachowawczy, a jedynym lekiem jest transfuzja świeżej krwi. Jej źródłem może być tajemniczy Błękitnooki, grany przez Jakuba Gierszała, młode mięso będące obiektem nieustannego pożądliwego spojrzenia. Zresztą z obu stron rampy.

Czy "Miasto snu" to komentarz do gwałtownego dziś konfliktu między słabnącymi lemingami a demonstrantami z Madrytu, Aten, przedmieść Paryża czy wschodniego Londynu? Tylko pozornie, bo w istocie to spektakl nie o eskapizmie, ale - eskapistyczny. I to najzupełniej realnie. Premiera "Miasta snu" miała miejsce 10 listopada, przedstawienie grane było również dzień później, kiedy centrum Warszawy drżało od gwałtownych zadym.

Tymczasem Lupa wywozi wyznawców na spektakl daleko za rogatki miasta, do hali porzuconej u czorta na Kuliczkach, gdzie niezadowolenie ludu to tylko dźwięki generowane z komputera. Postaciom każe dialogować z publicznością, ale gdy robią sobie zdjęcie na tle widowni i wyświetlają je na wielkim ekranie, okazuje się, że wszystkie krzesełka wielkiego audytorium są puste. Bo publiczność to w tym teatrze tylko urojenie, puste miejsce. Ze sceny za to po raz kolejny płynie pretensjonalny bełkot, będący efektem słynnych improwizacji aktorskich Lupy. Czy warto spalać w nich wspaniałych aktorów, by wysłuchiwać pustosłowia na poziomie rubryk psychologicznych w supermarketowych gazetkach? W dodatku artykułowanego za pomocą nieznośnie staroświeckich i manierycznych środków scenicznych oraz łopatologicznych metafor. Gdy kontrapunktem do kolejnych scen staje się projekcja przedstawiająca szympansa siedzącego w stylowym fotelu, z zażenowania nie wiadomo, gdzie uciekać ze wzrokiem. Imponujący jest finał, w końcu Lupa na teatrze zna się jak mało kto. Nad sceną zawisa groteskowy Fellini z tubą, nawołujący do wyprawy w kolejne magiczne krainy, a sam reżyser z off u, zza pulpitu dźwiękowców, przez mikrofon wydaje aktorom wskazówki. Ręce same składają się do oklasków. Ale zaraz, zaraz...

Czy jest to spektakl o hochsztaplerze Klausie Paterze, czy spektakl samego Klausa Patery? Kto tu je, a kto tu jest jedzony? Kto tu wpadł w pułapkę?

Rozmowa Macieja Nowaka z Kazimierą Szczuką o spektaklu w programie "Wszystko o kulturze" (25.11 o godz. 23.35)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji