Artykuły

Warszawa. List Krystiana Lupy do Michała Kobosko, red. naczelnego "Wprost"

Szanowny Panie, Zamieszczony przez Pański tygodnik wywiad pani Agnieszki Michalak ze mną został w groteskowy i kretyński sposób zmanipulowany.

Posyłam Panu autoryzowaną korektę wysłaną pani Michalak (dysponuję całą mailową korespondencją) - dla ułatwienia zaznaczyłem na czerwono wybrane ostatecznie przez autora manipulacji teksty i wstawiłem numerki pytań wydrukowanej przez Was wersji. Proszę porównać z tekstem zamieszczonym w Waszym ostatnim numerze...

Manipulacje na wszystkich możliwych frontach! Wyliczam w punktach te najistotniejsze:

1. Rozmowa została przeprowadzona przed warszawską premierą, w wydrukowanej wersji autorka wywiadu sugeruje, że przeprowadziła ją po premierze i rozmawia ze mną jako ktoś, kto zobaczył spektakl.

2. Pierwsze "bezkompromisowe i odważne" winkrustowane ex post pytanie zmienia o 180 stopni całą rozmowę na dysputę o złym i chybionym przedstawieniu - moja odpowiedź i cała reszta rozmowy staje się nie dość że groteskowa, to w dodatku kuriozalnie nieprawdziwa w ludzkim, w psychologicznym sensie.

3. Prawie wszystkie następne pytania dziennikarki zostały zmienione, niektóre zostały wtrącone do środka moich wypowiedzi, jednocześnie zostały też zmienione początki moich odpowiedzi, żeby pasowały do tych pytań (na przykład pytania 4, albo 6... et cetera). Nie tylko przeinacza to kompletnie sens tej rozmowy (o ile pozostaje w ogóle jakiś sens) - na wiele tak postawionych pytań bym nie odpowiedział, na inne odpowiedziałbym inaczej - musiałbym być idiotą, żeby tak odpowiadać, o co przecież autorowi tej manipulacji wyraźnie chodziło.

4. Wtrącone pytanie 2-gie i przeinaczenie w mojej odpowiedzi zdań o wywozie widzów do hali Transcolor, buduje zupełnie inną myśl - pasującą pewnie do insynuacji, że wywożenie widzów daleko za Warszawę jest moją "artystyczną" ideą, a nie decyzją wymuszoną techniczną koniecznością, jako że tylko to miejsce mógł mi zaoferować TR.

5. Całkowicie dowolnie, bez najmniejszego zachowania logiki myślowej została zmieniona kolejność rozmowy.

6. Dowód na kretyńską fuszerkę tej manipulacji: to - co w drukowanym wywiadzie jest pytaniem 5, w oryginale rozmowy poprzedza dyskusję o Mieście Snu i dotyczy, jak Pan może łatwo sprawdzić - wrocławskiej "Poczekalni". W świetle kontekstu i pytania postawionego w waszej wersji przez panią Michalak mówimy rzekomo nadal o Mieście Snu. Co prawda występuje tam pijana dziennikarka i grupa młodych aktorów z Poczekalni, ale kto by się tym przejmował. Czytelnik i tak tego nie zna. Daje to przecież fajny obrazek bełkotu odpytywanego...

7. 4 (odpowiedź na pytanie 4) jest wyrwana z końca rozmowy i dotyczyła relacji ze studentami, a ściśle biorąc mojej próby złapania tego, co sugerowało pierwotne pytanie: czego uczę się od adeptów? Wsadzenie tej odpowiedzi do kontekstu pytania atakującego logikę narracji Miasta Snu albo jej brak - jest szczytem złej woli i żałośnie widocznej intencji.

Mam nadzieję, że szybko rozezna się Pan w rozmiarach i charakterze tego wykroczenia. Żądam szczegółowego sprostowania, względnie ponownego druku tego wywiadu w autoryzowanym kształcie. W przeciwnym razie będę zmuszony wejść na drogę sądową.

Krystian Lupa

***

Wywiad przysłany na adres redakcji e-teatru:

5. Pana ostatnie inscenizacje podzieliły krytyków. Zwłaszcza ten ostatni, w którym odnajduję dużo goryczy, zadumy nad bełkotem i bezsensem rzeczywistości.

Chciałem nim zainteresować. Sportretowałem nasz dzień powszedni i zawartość naszej głowy, do której nie bardzo się chcemy przyznać. Fascynuje mnie inteligencki bełkot - chyba trafiłem w czuły punkt, bo to właśnie ci, co nazywają siebie inteligentami najbardziej się oburzyli. Ale w tych nieudanych, wykrzywionych wypocinach też jest materiał do przemyśleń. Dziwię się, że niektórzy krytycy doszukiwali się w pijanej dziennikarce kompromitacji środowiska. Chyba znów wycelowałem idealnie w coś bolącego. A w tworzeniu portretu młodych aktorów wzięli udział sami zainteresowani - spenetrowaliśmy żargon ich środowiska, pozy, jakie przybierają, by hodować psychiczny nowotwór grupowy, który prowadzi na manowce, a wobec którego każdy z osobna ma bardzo krytyczne nastawienie. Wchodząc jednak w grupę, ulega mu.

6. W "Mieście snu" znów przygląda się Pan minispołeczności. Co się wydarzyło, że wraca Pan do tego tekstu, spektaklu, który powstał w połowie lat 80.?

Nie sięgam po swój spektakl. Zresztą, kiedy te kilkanaście lat temu go robiłem, też nie sięgałem po dzieło Kubina jako materiału do adaptacji, czy materii do wyciągnięcia dialogów, relacji, akcji. To książka jest naczyniem, zawiera ideę utopii, miejsca, miasta, w którym można zaserwować sobie życie na innych zasadach, niejako laboratoryjnie. Utopią nazywam także - w książkach, które piszę o aktorach i relacjach z nimi - te mikrospołeczności, które się tworzą w trakcie powstawania spektaklu. To swoiste państwo, w którym próbujemy żyć inaczej i udaje nam się być bardziej szczęśliwymi w tej kreacji niż w prawdziwym życiu. Powołuje się też na swoje doświadczenia z dzieciństwa, kiedy snułem fantazje z językiem i historią. Stolica tego państwa do dziś przychodzi mi w snach. Już jako dorosły człowiek rysowałem mapy tego miasta, podobnie jak Kubin. To miasto jest zatem rodzajem przestrzeni, w którą możemy się wprowadzić, ja się wprowadzam z dzisiejszą rzeczywistością. W tej pracy, podróży, procesie, przygodzie skorzystaliśmy z tego bardziej radykalnie, tzn. nie ma w naszym spektaklu próby opowiedzenia akcji, czy fabuły. Główna zasada jest taka - mamy twór, który stanowi dla nas osobliwą prowokację do innego życia. Tworzymy społeczność, która jest w opozycji do kreatora Patery, którego nie ma go, nie widać go, nie można się do niego dostać, nikt się z nimi nie styka i nie jest w stanie powiedzieć, dokąd zmierza.

7.Enigmatyczny twórca

Jest bardzo archetypowy, przywodzi na myśl boga, władcę przestrzeni. Jego anonimowość została tutaj posunięta do ekstremum, jest wszechobecna. W ten schemat, naczynie wprowadzam mikrospołeczność ze swoim porządkiem, religią, punktami odniesienia i wzorcem wartości. Z drugiej strony jest ona również medium narracji o tym państwie. 8. Zamiast przeprowadzać narrację poprzez przygody i historię, prowadzę ją poprzez dialogi, polemiki grupy i tzw. plotkę towarzyską - coś bardzo charakterystycznego dla naszego życia. Sami w naszych gronach tworzymy plotkę o rzeczywistości, w której żyjemy. Ale też tworzą ją określone media czyli przynależność do określonego salonu - ktoś lubi TVN24, a ktoś TVP Info - które nam te rzeczywistość relacjonują, są jej narratorem, filtrują ją.

Miały powstać dwa salony - krakowski i warszawski.

Jeden z nich miał być bardziej awangardowy - w nim ludzie mówiliby, że skoro Patera jest niewidoczny, to spróbujmy sami za niego coś zrobić. Drugi miał być bardzo negatywnie nastawiony, odprawiający pogrzeby dawnej rzeczywistości, narzekający, bardzo krakowski. Ale nie powstał, bo musiałem przerwać pracę. Dlatego salon warszawski musiał się trochę rozmiękczyć i spolaryzować. Znajdziemy w nim jednostki "awangardowe" i "klasycyzujące". Zamiast polemiki między salonami jest polemika wewnątrz salonu.

1. "Krystian Lupa otwiera przed nami drzwi do nieoczekiwanego świata" - w Paryżu krytycy grzmieli od zachwytów. Ale Pan chyba nie był tak zachwycony?

Pierwszy spektakl był totalną katastrofą: i aktorską, i techniczną. W drugi dniu odbyło się za to przedstawienie magiczne, wszystko się udało. Jednak mocno przeżyte poczucie porażki przedstawienia jest niesamowitą wartością. Trzeba ją odczuć, żeby budować dalej, żeby spektakl się rozwijał. Potrzebne jest cierpienie i nie można od niego uciekać. Tu w Polsce, mamy już poczucie, że jesteśmy mieszkańcami niezwykłej rzeczywistości, którą nam się udało animować. Wywozimy widzów na sześć godzin do hali Transcolor, która stoi na zupełnym pustkowiu, w innej rzeczywistości. Technicznie spektakl jest bardzo wymagający, jest chyba najtrudniejszy z moich spektakli. Przebiegi dźwiękowe nie są raz na zawsze ustalone, za każdym razem jest inaczej, trzeba wejść w prawdziwy rytm i energię, która jest stwarzana na scenie. Dlatego prawie zawsze jestem na spektaklu, by go prowadzić, być didżejem. Jestem niewolnikiem rzeczywistości, który za każdym razem pierwszy przyjmuje to, co danego dnia się dzieje.

3. Spektakl oparty jest na improwizacjach? Czy każdy szczegół jest przemyślany?

Owszem, przywiązuję do szczegółów wielką wagę i stale rozmawiam o nich z aktorami, ale nie reżyseruję ich. Wyuczone, wytresowane szczegóły stają się natychmiast martwe. Muszą tkwić w wyobraźni i pragnieniacht aktorów i za każdym razem być na nowo znajdowane. Wiemy, że w danym momencie musimy znaleźć klucz, ale za każdym razem jest gdzieś indziej i za każdym razem jest inaczej szukamy.

Paryż, Barcelona, Petersburg - Pański sezon zapowiada się międzynarodowo

Rzeczywiście "Zaburzenie" Thomasa Bernharda będę realizował w Lozannie-Paryżu, jego "Wycinkę" w Barcelonie, a "Anatemę" Leonida Andrejewa w Petersburgu. W Polsce... Wykapultowałem się trochę i wiszę w przestrzeni. Nie zdecydowałem się żadną następną realizację w polskim teatrze. Muszę ochłonąć po "Mieście snu". Wydaje mi się, że kondycja, w której teraz jestem nie sprzyja myśleniu o nowym miejscu. Zresztą nie mam w ogóle podzielności uwagi. Mogę się w danym momencie oddać tylko jednej rzeczy.

9. Ale wrócił Pan do TR. Może zagrzeje tu Pan miejsce na dłużej?

Rzeczywiście, wisi nade mną propozycja Jarzyny dotycząca następnej realizacji. Ale muszę ochłonąć po urokach i cierniach pracy tutaj... Uważam się jednak za polskiego artystę i nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl, że wolę pracować zagranicą, dlatego że tam np. dostanę większy szmal. Tu jest mój teatralny dom. Zresztą znacznie dłużej nastrajałem się do polskiej relizacji "Miasta snu", jest dla mnie większym wyzwaniem i chciałbym dać wszystko, co możliwe. Paryż mogłem potraktować jako wypadek zagranicą.

4. Wspomniał Pan o zajęciach ze studentami. Czego pan się dziś od nich uczy?

Przede wszystkim nowych skojarzeń i innego rodzaju przebiegu myślowego w oglądzie rzeczywistości. Łączenia czy nie łączenia rzeczy totalnie nieprzystających i nie wchodzących w związki przyczynowo-skutkowe. Zarówno przy okazji konstruowania scenariusza do "Poczekalni" jak i teraz do "Miasta snu" pilnie walczyłem ze szkolną logiką. W pewnym momencie musiałem w nią walnąć młotkiem i zobaczyć, co zostało. I to jest ta różnica między mną a najmłodszym pokoleniem - ja muszę się walić młotkiem, żeby uzyskać ten stan, a oni od razu go mają. Za każdym razem czuję jednak potrzebę uderzać w to coś, co we mnie ma 68 lat. I nie mam z tym problemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji