Artykuły

Próby korekcyjne

Z "Dowcipu" w Teatrze Studio wyszedłem na trzęsących się nogach, w głowie tłukła rai się jedna myśl: znaleźć lekarza, żeby zbadał i wyzwolił ze strachu przed rakiem. Świetna gra Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej zwięk­szała moją panikę. Jeśli traktować ten spektakl jako ostrzeżenie przed nowotworem, wezwanie do czujności i prewencji, to jest on skuteczniejszy niż wszelkie apele lekarzy. Mówiąc bez ironii: to szlachetne przedsięwzię­cie. Pewnie dobitniej też niż wykłady uświadamia lekarzom (a na sztukę przychodzą też onkolodzy) samotność pacjenta i występującą w szpitalach - zapewne często bez złej woli personelu - redukcję cierpiącego człowieka do obiektu, podlegającego zimnym procedurom leczniczym.

Teatr w służbie medycyny? To brzmi trywialnie i niedorzecznie. A teatr w służbie problemu społecznego? Ten termin wszedł na stałe do życia tea­tralnego, wielu recenzentów analizuje wyłącznie, jak kolejna inscenizacja oddaje stan społeczeństwa lub losy człowieka we współczesnej cywiliza­cji. Nic w tym złego i nic nowego - ale daje do myślenia. Teatr jawi się jako Wielki Socjolog, który ma w efektownym i zrozumiałym języku dia­gnozować zbiorowość. Także jako Wielki Psycholog Społeczny leczący kłopoty jednostek nieradzących sobie ze światem. Ma ambicje interwen­cyjne: nie tylko opisuje świat, chce go zmieniać. Zachęca lekarzy, by le­piej postępowali z pacjentami, wzywa kochanków do lepszej miłości, poli­tykom każe naprawiać stosunki społeczne, a społeczeństwa namawia do tolerancji. Jest więc również Działaczem i Nauczycielem.

Właściwie dlaczego teatr połknął tyle ról społecznych? Skąd ambicja, by nieść w sobie syntezę myślenia i działania, nauki i życia praktycznego? Niekoniecznie widzę tu rozmach i wielkość. W tym żarłocznym wchłania­niu prolemów świata dostrzegam przede wszystkim ucieczkę od własnego zadania: artystycznego przetwarzania rzeczywistości i tworzenia uniwersa­lizującej refleksji. Chęć teatru, by brać w posiadanie funkcje społeczne, oznacza, że zgubił on swoje własne życie.

Inscenizacja sztuki Margaret Edson uświadamia, jak niepewna bywa granica oddzielająca teatr zaangażowany od teatru angażującego się bez reszty w rzeczywistość. W "Dowcipie" pojawiają się wielkie wątki kultury - śmierć, ciało, cierpienie, strach, samotność - służą tu jednak wyłącznie do opisu konkretnej, okropnej śmierci bohaterki. Przechodzimy drogę od mitu do przykładu z życia, czyli idziemy pod prąd nurtu, który prowadzi od do­świadczenia i przeżycia do sztuki. Taka redukcja skazuje teatr na niemoc. Bo to fałsz, że im więcej jest w nim prawdziwego życia, tym on sam jest prawdziwszy. Przeciwnie, właśnie wtedy traci siłę ideotwórczą, może ostrzegać, ale nie zmienia świadomości może wytykać grzechy, ale nie współtworzy zbiorowego losu. Pozostawia nas takimi, jakimi jesteśmy: gdy wychodzimy ze spektaklu, miesza się on z rzeczywistością. Może tylko zostawia w pamięci ślad doznanego wstrząsu i strachu. Ale to piekielnie mało, zwłaszcza jak na teatr, który ma zmienić świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji