Artykuły

W stylu retro

"Happy Birthday" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta w Gazecie Wyborczej - Kielce.

"Happy Birthday" uświadamia, że wszystkich czeka starość i to od nas zależy, jak sobie z nią poradzimy. Szkoda tylko, że staroświecki kostium inscenizacji sprawia, że możemy tę prawdę zlekceważyć.

Sztuka "Happy Birthday" Victora Lanouxa jest w zamyśle i treści komedią, choć przyprawioną solidną dawką egzystencjalnego dramatu. Ot, 90. urodziny nobliwej pani, którą ma odwiedzić walczący o głosy wyborców burmistrz. W przygotowaniach pomagają córka i wnuczek, ale babcia, co chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością, nie ułatwia zadania. Dołącza się także przyjaciel Skrzypek, z którym babcia codziennie obserwuje pogrzeby na najbliższym cmentarzu. Spektakl prezentuje trzy różne reakcje na starość. Rozgniewana córka złości się na matkę, nie radząc sobie z tym, że ta nie zawsze ją rozpoznaje i że sama niedługo też będzie stara. Zabawowo traktuje sprawę wnuk - lekko i bezrefleksyjnie podaje się za swojego dziadka, traktując wszystko jako niezłą maskaradę. Najlepiej rozumie starszą panią Skrzypek - może dlatego, że sam jest już stary.

Akcja dzieje się w starym mieszkaniu jubilatki. Stąd pewnie pomysł reżysera Piotra Szczerskiego i scenograf Doroty Wijas na staroświecką, jakby pokrytą pajęczyną dekorację i stworzenie na scenie iluzji pokoju w pudełku z trzech ścian, jak w dobrym XIX-wiecznym teatrze. Kryształowe żyrandole, wiekowe meble, staroświeckie drzwi sugerują niedzisiejszość tego, co dzieje się na scenie, jakby czas się cofnął. Akcja raz toczy się wartko, raz zamiera, czasami bawi publiczność, a czasami nuży. Staroświecki kostium spłyca i odrealnia sztukę.

Czy starość może być radosna? Starsza pani doskonale się czuje w swoim wyimaginowanym świecie, wspomina swoją młodość i wielką miłość. Na nowo przeżywa swoją przeszłość, będąc równie szczęśliwą i zakochaną. Nie obchodzi jej codzienność, pozory, lekarstwa, nawet wizyta burmistrza. W swej niewiedzy i zanikającej świadomości czuje się doskonale, tylko inni mają problemy, aby się do niej dopasować. Bo trzeba przyznać, że nie jest to łatwe. W jednej sekundzie babcia w swojej córce widzi swoją matkę, aby za chwilę obrazić się na nią jak na swoją niewdzięczną córkę.

Lekko, uroczo i prawdziwie poprowadziła rolę 90-letniej jubilatki Mirosława Krajewska z warszawskiego Teatru Dramatycznego. Premiera była także okazją do świętowania jej jubileuszu 50-lecia pracy scenicznej. Na tym tle gorzej wypadli partnerujący jej kieleccy aktorzy. Beata Wojciechowska jako córka raziła zbytnią egzaltacją i sztucznością, którą widać było zwłaszcza, gdy demonstrowała swoje problemy z kręgosłupem. O wnuczku Andrzeja Platy niewiele można powiedzieć - wypadł blado i niewyraźnie na tle swojej energicznej matki. Andrzej Cempura w roli Skrzypka zaprezentował swoje umiejętności gry na instrumencie, tworząc przy okazji postać wyluzowanego, niezależnego starszego pana, choć akurat w jego przypadku większa wyrazistość byłaby niewątpliwą zaletą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji