Artykuły

Monoblok: pierwszy dzień festiwalu bez słabych punktów

III Festiwal Monodramu Monoblok w Gdańsku. Pisze Jarosław Kowal na portalu Gdansktown.pl

Bogactwo trójmiejskich festiwali nie zna granic - każdego roku powstają, ale także giną kolejne idee. Impreza, za której nazwą można postawić cyfrę "2" jest już sukcesem, kiedy natomiast pojawia się "3" nadchodzi czas na zmiany. Nie inaczej jest z Monoblokiem, od tegorocznej edycji wydarzenie rozprzestrzenia się poza Plamę i dociera także do klubu Żak.

Wstyd się przyznać, ale mieszkam całe życie w Gdańsku i wydawało mi się, że między Żakiem a Plamą jest znacznie większa odległość. Wręcz odebrałem rozłożenie programu imprezy na dwa miejsca jako utrudnienie, ale w konfrontacji z rzeczywistością przemieszczanie się zajmowało około 10 minut piechotą, a w zamian można było zyskać znacznie więcej czasu, który musiałby zostać poświęcony oporządzaniu sceny, przygotowywaniu oświetlenia do kolejnego występu itp. Wykorzystanie Sali Suwnicowej klubu Żak nie wynikało jednak wyłącznie z komfortu logistycznego, już pierwszy występ postawił wymagania techniczne, których zrealizowanie w Teatrze w Blokowisku nie byłoby możliwe.

Czarną przestrzeń sceny przełamywał wąski pasek bieli płynnie przechodzący w napełnioną wodą wannę. Romuald Krężel pojawiając się w samych majtkach i przebiegając kilka okrążeń po obrzeżach należącej do niego przestrzeni nie zwiastował wiszącej nad publicznością powagi. Jeszcze wtedy myślałem, że może będzie wesoło, ale widownia nie dostała na start taryfy ulgowej, natychmiast trafiliśmy za aktorem do kąpieli pełnej metafizycznych rozterek, wątpliwości co do sensu siebie i całego świata. "Ślub, czyli ja sam" to przedsięwzięcie o formie tak bogatej, że aż rzadko spotykanej w monodramie. Dopracowana co do sekundy oprawa audiowizualna robiła bardzo duże wrażenie, poszczególne bloki podłogi baletowej zapalały się pod stopami Romualda niczym w teledysku do "Billie Jean" Jacksona, a w momencie kulminacyjnym z głośników dobiegł protest i jednocześnie testament Ryszarda Siwca ("Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się![...]"). Krężel wykazał się odwagą nie tylko stając przed publiką w stroju adamowym, ale także wplatając w występ elementy tańca. Z jednej strony przypominało to przedziwne ćwiczenia gimnastyczne, z drugiej wykrzywianie ciała w nienaturalny sposób kojarzące się z teatrem butoh. Przez ogromny rozmach przebija się jednak pytanie "czy forma nie przerosła treści?". Momentami można było odnieść wrażenie, że egzystencjalno-depresyjny monolog to powielana tautologia, ale przecież postać odgrywana przez Krężela nie odżegnywała się od szaleństwa.

Pierwszy występ w Plamie zapowiadał się nieznacznie weselej - tematyka śmierci powiązana z dziećmi, tylko pojawiające się w opisie "czarny humor" podpowiadało, że może tym razem nie będzie jednak zupełnie poważnie. Justyna Kulczycka wcielając się w rolę kilkulatka natychmiast rozgoniła przyprowadzone z Żaka chmury i systematycznie pobudzała zebranych do śmiechoterapii. W kategorii "najlepsza komedia" napisane przez Raymonda Cousse'a "Dziecinady" bezapelacyjnie zajęłyby pierwsze miejsce. W scenariuszu znalazło się mnóstwo przygnębiających tematów (od wykorzystywania seksualnego po rozczarowanie niezrozumiałymi dogmatami religijnymi), lecz ich sceniczna ekspresja nadawało im perspektywy, z której trudno było zachować kamienną twarz. Dopiero finał i przerwanie infantylnego postrzegania świata przez śmierć najbliższego przyjaciela wprowadziły refleksyjny nastrój.

Zespoleniem skrajnych emocji z tych dwóch dramatów była kolejna sztuka - "Moskwa Pietuszki" autorstwa Wieniedikta Jerofiejewa. Zaczyna się swojsko, od przekleństw skacowanej ofiary własnego pijaństwa. Pamięta, że pił, ale z kim i co... Radosław Ciecholewski w roli alkoholika intelektualisty Wieniczki kojarzy się z postaciami z prozy Huntera S. Thompsona (które dwukrotnie odgrywał Johnny Depp, w "Las Vegas Parano" i "Dziennikach zakrapianych rumem"). Nałóg trawi go i uszczęśliwia zarazem, piętrzące się przemyślenia doprowadzają do obłędu. W końcu rzeczywistość staje się mętna - nie wiadomo już w którą stronę jedzie pociąg, pojawia się superego pod postacią aniołów, traumę trzeźwości trzeba jak najszybciej uleczyć kolejną porcją ukochanego trunku. Przekaz ontologiczny jest w tym wypadku klarowniejszy niż w Krężela, dodatkowo nie jest transmitowany przez postać melancholijną, ale rozszarpywaną przez niezliczone bodźce, budzącego sympatię wariata.

Na zakończenie dnia pierwszego festiwalu zaprezentowany został monodram wyciszający "Traktat o łuskaniu fasoli" (na podstawie tekstu Wiesława Myśliwskiego). Jerzy Litwin wkroczył na scenę ciężkim krokiem, meble jego chatki (nigdzie miejsce akcji nie zostaje tak nazwane, ale zapach starego drewna był niemal namacalny) to relikty minionej epoki, archaiczne kalosze, wspomnienie dawnych czasów i gry na saksofonie. Jeszcze nim pada jakiekolwiek słowo czuć, że głównemu bohaterowi starość nie odpowiada. "Kiedyś było lepiej" - nie mówi tego dosłownie, można to jednak odczytać między słowami. Tym razem zaglądanie we własne wnętrze nie jest ukazywane z filozoficznym zacięciem, ale poprzez rozliczanie się. Wykorzystanie okazji, jaką jest przybycie nieznajomego, do wypowiedzenia całej goryczy zalegającej w organizmie od lat.

Pierwsza połowa Monobloku nie miała słabych występów, różnice pomiędzy poszczególnymi były jednak znaczne. W moim odczuciu największą naturalnością gry wykazał się Romuald Krężel, który jako jedyny nie pomylił kwestii ani razu (lub jeśli pomylił to nie pozwolił tego wychwycić). Pozostałym zdarzały się nieliczne wpadki (maksymalnie 2 w całym spektaklu), ale za każdym razem na ułamek sekundy wytrącały ich z roli i przemieniały z postaci w aktora. Krężel podszedł do swojego monodramu z rozmachem, ale nie sądzę aby jury konkursu brało pod uwagę zaplecze techniczne. Liczne zmiany oświetlenia, projekcja i muzyka kontra minimalizm pozostałych występujących stanowią różnicę pozakonkursową. Nie umiałbym z tego grona wyłonić zdecydowanego lidera. Przymuszony wskazałbym prawdopodobnie Ciecholewskiego za dostarczenie zarówno rozrywki, jak i refleksji, współczuję jednak sędziom tak twardego orzecha do zgryzienia. A to dopiero początek, jutro kolejne cztery monodramy.

Na zdjęciu: Radosław Ciecholewski w "Moskwie Pietuszki"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji