Artykuły

Czy ukradną pióro Fredrze?

Kciuk hrabiego zamurowaliśmy w ścianie, ulicę mu zabraliśmy, lotnisko oddaliśmy Kopernikowi, a pióro przykręciliśmy śrubą do wierzchu dłoni. Znaczy - Fredro może we Wrocławiu siedzieć, ale cicho - pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Oficjalnie Fredro ma we Wrocławiu fory, jest najsłynniejszym i najbardziej hołubionym wysiedleńcem ze Lwowa. Ale to teoria, bo nigdy nie stworzono mu tu warunków do pracy twórczej ani nigdy należycie nie doceniono.

Najpierw długo czekał w Wilanowie na wjazd do Wrocławia (siedząc w krzakach z Sobieskim i Ujejskim), bo nie było zgody, gdzie by tu hrabiego posadzić. Odwilż szła, więc na Kleczkowską wywozić wroga klasowego nie było sensu, placyk przed Ossolineum lepiej wyglądał z krzaczkami niż z pomnikiem, a koło opery szczątki cesarza straszyły. Wybrano w końcu Rynek - w popłochu, bo praktyczni poznaniacy grozili, że zagospodarują spiżowego Fredrę - i do dziś słychać zatroskane głosy (z Krakowa!), że "dostojny pisarz wygląda pod wrocławskim ratuszem jak żebraki pod kościołem".

W Rynku dostojny (i cierpiący na podagrę...) pisarz spokoju nigdy się nie doczekał. Parkowały mu pod fotelem autobusy PKS, musiał znosić smród benzyny i oleju z pobliskiej stacji paliw, wysłuchiwał rozjuszonych amatorów śniętych karpi i oglądał nieprzystojnie odzianych studentów. A potem ciągle brał udział w awanturach politycznych. A to jako zaciąg do Pomarańczowej Alternatywy, a to jako wsparcie dla Pomarańczowej Rewolucji. Potrafił poświęcić się tak bardzo, że osobiście przesłuchiwał kandydatów na prezydenta Wrocławia.

Nic od wrocławian nie chciał poza odrobiną szacunku i świętym spokojem. Z szacunkiem jest problem (hrabia ma swoją ulicę, owszem, ale w Poznaniu i w Krakowie, wrocławianie odebrali mu uliczną tabliczkę w 1952 roku), spokoju w ogóle nie ma, bo mu narzędzie pracy ciągle ktoś wyrywa. Żeby to chociaż było pióro Montblanc, ale nawet gęsiego (z plastiku) nie uszanowano. Może i tandetne, ale ręką mistrza uświęcone, więc amatorów nie brakuje.

Dziesięć lat temu konserwatorzy odnawiający monument wpadli na pomysł, żeby przymocować pióro śrubką do wnętrza dłoni. Złodziej nie miał szans jej odkręcić, a próba wyciągnięcia pióra na siłę kończyła się jego złamaniem. Niestety, ten pomysł racjonalizatorski postanowiono ulepszyć i teraz pióro przymocowano na wierzchu dłoni!

Być może to właściwa decyzja (choć konserwator miejski nic o niej nie wie), bo Fredro mógłby jeszcze napisać, co myśli o Wrocławiu, używając słów, które nie wszystkie słowniki zamieszczają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji