Artykuły

Giovanni powraca

Od czasu premiery, z górą rok temu, zdobycie biletu na Mozartowskiego "Don Giovanniego" w Teatrze Wielkim w Warszawie graniczy z cudem. Frekwencja wynosi średnio... 120 procent... I nie zraża publiczności fakt, że nie był to najcieplej przez krytykę przyjęty operowy spektakl Mariusza Trelińskiego...

Kontrowersje? Proszę bardzo!

Jaki jest ten "Giovanni"? Jak zwykle w przypadku realizacji operowych tego reżysera (pracującego ze scenografem Borisem F. Kudličką) niekonwencjonalny i przez to kontrowersyjny. I dobrze! To teatr, o którym się nie tylko mówi, ale i myśli.

Tym razem o premierze było głośno na wiele miesięcy wcześniej, a to za sprawą podchwyconej jak najważniejsza wiadomość kulturalna roku przez niezliczone czasopisma, na co dzień z kulturą niezbyt związane, wieści, ze kostiumy przygotowuje jedyny "nasz" człowiek w świecie wielkiej mody

- Arkadius. Stroje okazały się piękne i wcale nie tak awangardowe, jak domyślały się wszystkie periodyki dla pań. I, szczęśliwie, z pewnością nie one stały się głównymi bohaterami przedstawienia, jak można by wnosić z wielu medialnych enuncjacji i sprzed premiery, i po premierze.

Tandem Treliński-Kudlička zaproponował spektakl jak zawsze olśniewający pod względem wizualnym. Zredukowane do absolutnego minimum dekoracje to rodzaj pudełka, które w zależności od światła i - ulubionych przez Kudličkę - światłowodów przyjmuje kolejne funkcje. W to tło kostiumy Arkadiusa wtapiają się znakomicie i są po prostu jednorodną z nim stylistycznie częścią całości.

Nie w urodzie tkwi jednak nowość i... sens tego spektaklu! To, czego część recenzentów nie zauważyła, to inne niż zwykle odczytanie arcydzieła Mozarta.

Diabeł poza szczegółem

Rozwodzenie się nad - znaczącymi skądinąd - szczegółami przyćmiło zasadniczą dla przedstawienia Trelińskiego myśl: "Don Giovanni" nie jest opowieścią o jakimś tam, bardzo skutecznym zresztą, uwodzicielu! Jest historią ponad czasem, historią o człowieku zepsutym mimo siebie, naznaczonym samotnością i - wbrew pozorom wesołości i korzystania z życia - nieszczęściem.

Don Giovanni nie ma wyboru, choć wydawałoby się, że może jeszcze zmienić drogę (przecież Komandor powraca nie po to, by go karać, lecz by go, jak w barokowym malarstwie, ostrzegać o konsekwencjach wyboru). Giovanni sam się jednak skazuje!

W takim ujęciu opera Mozarta (której librecista, Da Ponte, nadał podtytuł "dramma giocosa" - "wesoły dramat") nie może pozostać tylko ową komedią z moralnym podtekstem, w której publiczność najniecierpliwiej oczekuje na wesołe sceny z Leporellem w roli głównej. Znaki komediowości pozostały w nawiązaniach do komedii dell'arte, ale punkt ciężkości przeniesiony został z "giocosa" na "dramma".

Śpiewak dyryguje

W najbliższy piątek znowu zobaczymy "Don Giovanniego". Tym razem nastąpiła zmiana - przedstawienie od strony muzycznej poprowadzi nie odpowiedzialny za premierę dyrektor Jacek Kaspszyk, lecz dyrygent gościnny. Włoch Claudio Desderi jest śpiewakiem i dyrygentem, na co dzień związanym z Teatro Massimo w Palermo. Jako tenor współpracował z takimi mistrzami jak Claudio Abbado i Ricardo Muti. Od 20 lat zjawia się także regularnie w najsłynniejszym teatrze operowym świata - mediolańskiej La Scali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji