Artykuły

Nowy Mozart, nowy Salieri

Zbigniew Brzoza rozpoczął w te­atrze Studio próby "Amadeusza" Petera Shaffera. Polska prapre­miera tej sztuki, 20 lat temu w te­atrze Na Woli z Tadeuszem Łomnickim i Romanem Polańskim, wstrząsnęła Warszawą, była naj­bardziej snobistycznym spekta­klem tamtych lat

Dorota Wyżyńska: "Amadeusz" z Łomnickim - Salierim i Polańskim - Mozartem był wydarzeniem, spekta­klem modnym. Widział Pan to przed­stawienie?

Zbigniew Brzoza: Cudem. Ktoś nie mógł pójść, poszedłem za niego. To był spektakl dla wybrańców, biletów nie by­ło w kasie już przed premierą. Cała War­szawa mówiła o "Amadeuszu". Wyda­rzeniem była wizyta Polańskiego w Pol­sce. Ten mit Polańskiego - enfant terri­ble światowego kina - zrymował się z mi­tem Amadeusza.

Jednak dla mnie ważniejszy był w spek­taklu Łomnicki. Zagrał piekielnie szcze­rze. Odniosłem wrażenie, że chce nam wyznać prawdę o sobie, o swojej karie­rze, o doświadczeniu dworaka - członka Komitetu Centralnego. To przedstawie­nie wyszło poza ramy bulwaru. To była gorzka opowieść o losie, o niespełnieniu.

Miał Pan okazję pracować z Tade­uszem Łomnickim. W teatrze Studio, którego dziś jest Pan dyrektorem ar­tystycznym, jako student reżyserii wraz z kolegami z roku przygotowy­waliście "Kartotekę" z Łomnickim i czym dla Pana było tamto spotkanie? Co Pana poraziło w pracy z nim?

- Jego nieprawdopodobne dążenie do prostoty, szukanie najprostszych środ­ków. Drążył głęboko w sobie, żeby zna­leźć tę jedyną szlachetną, prawdziwą nu­tę. Zakładał, że praca nad każdą rolą jest jego pierwszym doświadczeniem. Na próbach zachowywał się tak, jakby nicze­go nie umiał. Pamiętam, że byłem zdru­zgotany, właściwie nie wiedziałem, o co chodzi, czy tak kompletnie się nie doga­dujemy, czy on mnie nie słucha? Naj­prostsze polecenia sprawiały mu kłopot. Zacząłem uświadamiać sobie, że on od­rzuca wszystko, co wie. "Uczył się" mó­wić, myśleć, czuć, chodzić, poznawać przestrzeń, partnerów. Od naszej "Karto­teki" minęło kilkanaście lat, a wciąż mam wrażenie, że wszystko, co wiem na te­mat sztuki aktorskiej, wyrasta z tamtego doświadczenia z pracy z Łomnickim.

Czy trudno było znaleźć nowego Salie­riego?

- W moim przedstawieniu zagra go Zbigniew Zapasiewicz, mój drugi wiel­ki profesor ze szkoły teatralnej. Nie mia­łem wątpliwości. Nie ma innego aktora, który mógłby zagrać tę rolę.

W roli Mozarta zobaczymy Andrzeja Mastalerza. Dlaczego właśnie on?

- Andrzej należy do najlepszych akto­rów teatralnych swojego pokolenia. Zna­komicie rozmawia z partnerem, ma wy­obraźnię, umie posługiwać się skrótem, jest niebywale precyzyjny i prawdziwy.

Ma jeszcze jedną zaletę - pewien ro­dzaj podobieństwa do Amadeusza - fizycznego i psychicznego. Jest spontanicz­ny, nieprzewidywalny. To aktor, który ja­ko jeden z nielicznych ma gotowość za­skakiwania samego siebie - dość łatwo przychodzi mu odnajdywanie w sobie dziecka, podczas kiedy inni albo się wsty­dzą, albo nigdy tego nie umieli. Kiedy czyta się listy Mozarta, wszystko wska­zuje na to, że on do końca życia pozostał genialnym dzieckiem. Miał w sobie do­świadczenie starca, o czym świadczą pas­susy w listach tyczące umierania, ale z drugiej strony - spontaniczność i naiw­ność dziecka.

Konstancję zagra Agnieszka Grochow­ska, studentka IV roku Akademii Te­atralnej.

- Agnieszka jest śliczną, wrażliwą, de­likatną, ale też dojrzałą - mimo swojego wieku - aktorką. Chciałem, żeby tę rolę zagrała subtelna dziewczyna. Niektórzy biografowie przedstawiali Konstancję ja­ko prymitywną, wulgarną, a zarazem cy­niczną kobietę. Kiedy czytam listy Mo­zarta, wydaje mi się niemożliwe, żeby by­ła potworem. Ten związek oparty był na jakiejś nieprawdopodobnej dziecięcej mi­łości. Chciałbym, żeby moja bohaterka była mniej brokatowa, nierozpoznawal­na, zaskakująca jak Mozart. Żeby ta pa­ra do siebie pasowała, żebyśmy wiedzie­li, że to wyjątkowy związek

Obok słynnego spektaklu Polańskiego jest jeszcze drugi punkt odniesienia dla Pana spektaklu - głośny film Forma­na "Amadeusz".

- Z Formanem mam kłopot. To genial­ny film, wielkie, wspaniałe widowisko. Sztuka Shaffera jest kameralna, autor uży­wa skromnych środków, epoka jest led­wie muśnięta. Natomiast po obrazie, ja­ki stworzył Forman, trudno nam będzie ograniczyć się jedynie do scen ze sztuki. Nie kryję, że dla reżysera teatralnego to duże wyzwanie. Zdaję sobie sprawę, że widz, który przyjdzie na spektakl, mając w pamięci film Formana, będzie oczeki­wał rozmachu, kolorów...

Peter Shaffer, pisząc "Amadeusza", nie był wierny biografii Mozarta - ubarwia niektóre zdarzenia, wy­pacza historię. Jak sobie dziś z tym poradzić?

- Od czasów, kiedy Shaffer pisał, Ama­deusza", nasze wyobrażenia choćby na temat śmierci Mozarta nieco się zmieni­ły. Kilka wątków trudno dziś akcento­wać, np. sprawę rzekomego porzucenia Mozarta przez wolnomularzy wiedeń­skich po napisaniu "Czarodziejskiego fle­tu". Ten trop interpretacyjny sugerowali wrogowie wolnomularstwa pod koniec XVIII wieku. Potem podchwycono go w latach 30. w Niemczech, po to żeby skompromitować wolnomularstwo.

Nasze czasy wymagają innej narra­cji, innego sposobu opowiadania. Mój spektakl na pewno będzie bardziej syn­tetyczny.

Nie jest dla mnie ważne, czy Salieri otruł Mozarta, czy nie... Interesuje mnie raczej to, że po śmierci Mozarta tysiące osób próbowało dokleić się do jego hi­storii. Jedną z nich był właśnie Salieri. To sztuka o zbankrutowanym artyście, któ­ry rozpaczliwie próbuje zaistnieć w bio­grafii prawdziwego geniusza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji