Na podbój świata
W operze w Los Angeles dziś premiera "Don Giovanniego" Mozarta w reżyserii Mariusza Trelińskiego. To pierwsza na taką skalę koprodukcja naszego Teatru Wielkiego i jednej z najważniejszych scen operowych w Ameryce.
BARTOSZ KAMIŃSKI: Czyją inicjatywą był pomysł przygotowania "Don Giovanniego" z operą w Los Angeles?
WALDEMAR DĄBROWSKI (minister kultury, były dyrektor Opery Narodowej): Sławnego tenora Placida Dominga, który kieruje dwiema amerykańskimi operami - w Waszyngtonie i Los Angeles. Po sukcesie, jaki w Waszyngtonie odniosła warszawska inscenizacja "Madame Butterfly" Pucciniego, Domingo poprosił o przeniesienie jej do swojego teatru. To nie była koprodukcja, ale właściwie występy opery warszawskiej w Waszyngtonie, choć z amerykańską obsadą. Domingo był pod wrażeniem talentu Mariusza Trelińskiego. Wkrótce potem omówiliśmy projekt wspólnej produkcji z drugim kierowanym przez niego teatrem.
BK: Od razu padło na "Don Giovanniego"?
WD: Domingo proponował "Łucję z Lammermoor", ale Mariusz Treliński nie był entuzjastą tego tytułu. Przedstawiliśmy nasze propozycje i szybko stanęło na arcydziele Mozarta. Domingo był tak zadowolony z koncepcji Trelińskiego, że z opery w Los Angeles za "złotówkę" odstąpił Operze Narodowej inscenizację "Jaskółki" Pucciniego w reżyserii swojej żony Marty Domingo. Premiera w Warszawie 8 czerwca.
BK: "Don Giovanni" jest pierwszym wspólnym przedsięwzięciem Teatru Wielkiego w Warszawie z tak znaczącą światową sceną. Będą inne?
WD: Rozmawiamy z teatrem Bolszoj w Moskwie, z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Cieszy, że Opera Narodowa jest traktowana jako partner przez największe sceny. Kiedy rozmawialiśmy z Domingiem, zdarzyła się rzecz zabawna. Zadzwonił do niego szef berlińskiej Staatsoper Daniel Barenboim w sprawie produkcji "Damy Pikowej" Czajkowskiego, w której tenor miał wystąpić. - A co byś powiedział, Placido, gdybyśmy realizację powierzyli pewnemu młodemu reżyserowi z Polski? Nazywa się Treliński. - Nie ma sprawy, właśnie idę z nim na kolację - odpowiedział Domingo.