Artykuły

Pomysł na teatr doskonały

Chcesz zobaczyć spektakl w najlepszym teatrze w Polsce? Musisz się wybrać do Bydgoszczy. Ostatnio tutejsza scena nie ma sobie równych - pisze Mike Urbaniak w Przekroju.

Świat teatru, tak jak zresztą każdy inny, uwielbia rankingi. Naturalnie nikt tego nigdy nie powie głośno, każdy tylko powtarza: po prostu robimy swoje. Kiedyś wyłamał się tylko Krzysztof Mieszkowski, dyrektor świetnego Teatru Polskiego we Wrocławiu, który mówił: "Tak, jesteśmy najlepsi". Nie najlepsza reszta zgrzytała zębami i pytała: "Na jakiej podstawie?". Przecież teatr to nie fabryka trzepaczek do jajek. Jakie są kryteria? My przyjrzeliśmy się rocznemu podsumowaniu sezonu 2011/2012 krytyków z szacownego miesięcznika "Teatr", w którym nasi czołowi recenzenci co rusz wymieniali tę samą scenę. W rozlicznych kategoriach (najlepszy teatr, najlepszy spektakl, najlepsza scenografia, najlepsza rola itd.) Teatr Polski w Bydgoszczy pojawił się aż 24 (słownie: dwadzieścia cztery) razy. Wyjaśnianie tego fenomenu zaczęliśmy u źródła.

Piachem po zębach

- Zainteresowanie naszym teatrem to owoc pracy całego zespołu. Pracy, która stawia sobie bardzo konkretne artystyczne i społeczne cele. Staramy się otwierać przestrzeń debaty, inicjować dyskusje, bo taka jest - moim zdaniem - rola teatru publicznego, miejsca, gdzie podejmuje się również ryzyko artystyczne - mówi dyrektor Paweł Łysak, laureat m.in. Paszportu "Polityki".

A ryzyko jest, oj jest. Bo o bydgoskim teatrze mówią nie tylko czołowi polscy krytycy, ale również przedstawiciele wpływowego Ruchu Obrażonych. Członkowie tej nieformalnej grupy społecznej wywodzą się najczęściej ze środowiska kółek radiomaryjnych i prawicowych organizacji. Łatwo obrazić ich uczucia religijne. Trudno za to uciec przed ich cenzorskimi zapędami, o czym przekonali się niedawno dyrektorzy teatrów w Zabrzu czy Bielsku-Białej. Samozwańczych strażników moralności nie zabrakło również w Bydgoszczy. Przy okazji premiery "Turystów" Artura Pałygi w reżyserii Piotra Ratajczaka kilka starszych pań stało pod teatrem i protestowało przeciwko scenie, w której jest mowa o biuście Matki Boskiej. Podczas "Burzy" Szekspira w reżyserii Mai Kleczewskiej jedna obrażona pani tak szybko chciała opuścić widownię, że spadła ze schodów. Na tymże spektaklu sam dostałem piachem po zębach, bo na bydgoskiej scenie naprawdę się dzieje. To nie są imieniny u cioci.

Wgryźć się na świeżo

"Proszę księdza, jeśli to nie jest antyklerykalny spektakl, to ja już nie wiem, co jest antyklerykalne" - mówił jeden z widzów do ks. Adama Bonieckiego po premierze "Popiełuszki" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reżyserii Pawła Łysaka. "Popiełuszko" to kolejny spektakl Teatru Polskiego, który wywołał żywą dyskusję. I to jest właśnie tajemnica sukcesu tej sceny: poruszanie ważnych społecznie i politycznie tematów, świetny zespół oraz młodzi twórcy, którzy ze świeżą energią wgryzają się w nowe, ale i klasyczne teksty. Jak tłumaczy Joanna Derkaczew, krytyczka teatralna: - Jedni tego teatru nie rozumieją, inni nie znoszą, spore grono docenia. Wszyscy jednak wiedzą, że trzeba się z nim liczyć.

Aktor na bungee

Liczyć się trzeba i to bardzo, także za sprawą zespołu aktorskiego, jednego z najlepszych w kraju. O aktorach tej sceny mówi się, że skoczą razem nawet na bungee. - To chyba prawda - potwierdza Anita Sokołowska, która zachwyciła w tym roku rolą Marii Komornickiej w monodramie "Komornicka. Biografia pozorna" w reżyserii Bartka Frąckowiaka. - Jest jakaś determinacja w tym naszym zespole, który dojeżdża do Bydgoszczy kilka razy w miesiącu. I kiedy już jesteśmy na miejscu, nie tracimy czasu na bzdety, tylko intensywnie pracujemy. Dlatego też mamy określone wymagania wobec przyjeżdżających do nas reżyserów. Jesteśmy aktorską grupą kaskaderów, która zagra wszystko.

Ta grupa nie powstała od razu. Kiedy w 2006 r. Łysak został dyrektorem, zaczął gruntowne przemeblowanie. Jednym dziękował, innych zapraszał, najlepsi zostali. W tym sezonie team znów przeszedł małą transfuzję, bo świeża krew jest zawsze potrzebna. Do zespołu dołączyli młodzi aktorzy: Julia Wyszyńska i Maciej Pesta (z Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach) oraz Piotr Stramowski, który niedawno skończył krakowską PWST. Tutaj nikt nie siedzi na ławce rezerwowych. Stramowski zadebiutował właśnie w "Truskawkowej niedzieli" w reż. Grażyny Kani - spektaklu, dla którego inspiracją była tzw. krwawa niedziela, czyli masakra bydgoszczan we wrześniu 1939 r. (oczywiście to przedstawienie też zostało oprotestowane).

Jeździ po Polsce jak szalony

Żeby przyciągnąć twórców, zwłaszcza tych w wiecznych rozjazdach, potrzeba nie tylko wizji, ale też pieniędzy. Teatr Polski radzi sobie całkiem nieźle. Ma nie najgorszy jak na nasz kraj roczny budżet w okolicy 5 mln zł. Ale nie zadowala się wyłącznie dotacją z miejskiej kasy. Coraz częściej próbuje zdobywać granty zagraniczne i wchodzić w kooprodukcje z innymi scenami. Tak powstaje najnowszy spektakl w reżyserii Mai Kleczewskiej, czyli "Podróż zimowa" Elfriede Jelinek. Bydgoszczanie robią go na spółkę z łódzkim Teatrem Powszechnym.

Widzów, jak zwykle, nie powinno zabraknąć. W zeszłym sezonie na obu widowniach (duża to 350 miejsc, mała 100) zasiadło w sumie 40 tys. osób. Kolejne 10 tys. obejrzało spektakle na wyjazdach, bo bydgoski teatr jeździ po Polsce jak szalony. Na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych był jedyną sceną, którą zaproszono nie z jednym spektaklem, ale z dwoma.

Programowanie jedynej sceny dramatycznej w mieście nie jest proste, bo trzeba mieć ofertę dla różnorodnej publiczności. Paweł Sztarbowski, wicedyrektor teatru, mówi: - Nie możemy sobie pozwolić na jakiś odjechany, totalnie autorski program. Staramy się robić rzeczy ambitne, ale nie możemy też przeginać i produkować spektakli wyłącznie ku podniecie środowiska teatralnego. I to działa. Na afiszu jest zawsze coś dla bardziej zachowawczej publiczności, coś awangardowego, a nawet bajki. Za "Opowieści zimowe" w reżyserii Igi Gancarczyk teatr otrzymał w tym roku prestiżową Nagrodę im. Hansa Christiana Andersena, przyznawaną w rodzinnym mieście bajkopisarza - Odense. Jury, które w uzasadnieniu werdyktu napisało o bydgoskim teatrze, że jest wizjonerski, zachwyciła nowoczesna inscenizacja tradycyjnych przecież bajek.

Usiądźmy, pogadajmy

Sukces Teatru Polskiego stał się już dość powszechnie zauważalny. Kiedy kilka miesięcy temu warszawski ratusz ogłosił, że szuka nowego dyrektora dla Teatru Dramatycznego, zespół artystyczny stołecznej sceny zgłosił Pawła Łysaka. W Bydgoszczy martwią się, że zabiorą im szefa, bo jego nazwisko pojawia się coraz częściej przy okazji przymiarek do dyrektorskich foteli ważnych polskich teatrów.

Dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk tłumaczy to tak: - Paweł Łysak nie dostał nagle ataku chęci bycia nowoczesnym, nie otworzył okien na chwilę, bo tak jest modnie, ale wietrzy bydgoską scenę bez przerwy. Tam jest naprawdę mnóstwo świeżego powietrza. To jest teatr, który nieustannie ma na drzwiach napis: "Zapraszamy"! I dodaje: - Polski w Bydgoszczy jest jednym z tych paru teatrów w kraju, które przodują. Tworzą miejsce dla tak zwanej nowej dramaturgii i młodych reżyserów. Bydgoszcz, obok Wrocławia i Wałbrzycha, to stałe punkty na teatralnej mapie kraju, a nie jakieś sezonowe fajerwerki.

Kiedy pytam Łukasza Chotkowskiego, dramaturga Teatru Polskiego, czy to jakaś chwilowa moda na bydgoską scenę, ten się oburza i tłumaczy: - Jaka moda? To był długi proces przekonywania do nas ludzi. Paweł Sztarbowski nazywa to teatrem wspólnoty, co oznacza, że nie zamykamy się na żadną grupę społeczną i naprawdę chcemy, żeby przychodzili do nas wszyscy. Nie siedzimy w okopach i się nie drzemy, że jesteśmy najlepsi, a jak się komuś nie podoba, to wynocha. Zawsze mówimy: "OK, usiądźmy, pogadajmy". Dzielimy się swoją wizją świata i zadajemy pytanie: "A jaka jest twoja?".

Gratulacje, czeki i superspektakl

W sezon 2012/2013 Teatr Polski wkroczył jako pierwszoligowa scena z mocną pozycją. Mocną nie tylko artystycznie, ale również politycznie. Najpierw, pod koniec września, swoją doroczną nagrodę przyznał Pawłowi Łysakowi minister kultury Bogdan Zdrojewski. Następnego dnia do teatru przyszedł osobiście z gratulacjami prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski, który jeszcze rok temu nasyłał na teatr kontrole i zarzucał dyrektorowi niegospodarność. Tym razem zamiast protokołów pokontrolnych wyjął z kieszeni czek na 200 tys. zł. Jak zapowiada wicedyrektor Sztarbowski, za te pieniądze jesienią przyszłego roku powstanie świetny spektakl i to jest to, co w Bydgoszczy lubią robić najbardziej.

Na zdjęciu: "Burza", reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski, Bydgoszcz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji