Artykuły

Winnie się śmieje

Na zdjęciach z dawnych przedsta­wień "Szczęśliwych dni" Winnie się uśmiecha. Ciepło, jak Mikołajska, albo kokieteryjnie, jak Billie Whitelaw z londyńskiego Royal Court Theater. Angela Pleasence, która gra w jednej z najnowszych angielskich realizacji sztuki Becketta, pokazywanej w tym roku w Edynburgu, wprost promienie­je radością, co w jej sytuacji - kobiety z pretensjami do elegancji, zasypanej po szyję w piachu - daje efekt grote­skowy.

Maja Komorowska w warszawskim Teatrze Dramatycznym nie tylko się uśmiecha, ale także śmiech wywołuje. Trzeba widzieć, jak jej Winnie na szczy­cie swego kopca odmawia pośpiesznie modlitwę i jeszcze zanim skończy, już grzebie w torebce, jak podniosłym to­nem recytuje wiersze, zastępując za­pomniane urywki słowami "coś tam, coś tam" w tekstach, bagatela, Szekspi­ra, jak usilnie próbuje odcyfrować re­klamę na szczoteczce do zębów, jakby to było "Mane, tekel, fares". Salwy śmiechu na widowni mają zatuszować prawdę. A prawda jest taka jak zawsze: starzejącej się kobiecie unierucho­mionej w piachu pozostał ślamazarny Willie (Adam Ferency) i zbawienna to­rebka, pełna kobiecych drobiazgów, które pomagają wypełnić czymkolwiek dzień na pustkowiu.

Komorowska porannej toalecie nada­je charakter niemal liturgiczny, cele­bruje piłowanie paznokci i szminkowanie ust i gada, gada, gada, jak na plot­kach, czasem tylko nasłuchując, czy od strony Willie'ego dochodzą jeszcze ja­kieś odgłosy życia. Wszystko to pod­szyte lękiem, że zrobi się i powie wszystko, a do końca dnia zostanie jesz­cze czas.

Nad pierwszym aktem "Szczęśliwych dni" w Dramatycznym unosi się duch gorzkiego humoru przemieszanego z nostalgią. Jego znakiem jest grająca z pozytywki melodia "Usta milczą", którą przedrzeźnia Willie. W drugim akcie, gdy dzwonki na przebudzenie i sen dźwięczą już co chwila, a Winnie pogrąża się w piachu po samą szyję, walc z "Wesołej wdówki" brzmi zupeł­nie inaczej. Maja Komorowska wyszeptuje go jak rozpaczliwe zaklęcie, które ma przywrócić do życia dawny świat.

Tragizm tej inscenizacji zawiera się w napięciu między pierwszą a drugą częścią, między allegro i adagio, mię­dzy przeszłością, w której obyczaje i uczucia miały sens, i teraźniejszo­ścią, gdy zostało po nich tylko wspom­nienie.

Komorowska, która ma już w swojej karierze rolę Hamma w "Końcówce", szczęśliwie przechodzi trudną próbę, jaką jest granie w uwięzieniu. Posłu­gując się gestami rąk, a później sa­mym tylko głosem i spojrzeniem, wy­dobywa z postaci Winnie grotesko­wy komizm, nie ośmieszając jej zara­zem, a w drugim akcie, gdy śmierć, sta­rość i wspomnienia nakładają się na siebie, daje bohaterce siłę postaci tra­gicznej.

Antoni Libera, tłumacz i znawca Becketta, ma absolutną, rzadką u pol­skich reżyserów świadomość tekstu i pozostaje mu drobiazgowo wierny, co nie jest łatwe, bo przeszło połowę sta­nowią didaskalia. Brakuje mu równie pełnej świadomości teatru: uwięzienie Winnie w nakrytej płótnem piramidzie, udającej piasek nie jest zbyt realne, a przerwa między częściami osłabia efekt i, zdaje się, jest potrzebna głów­nie po to, by towarzyszący Komorow­skiej aktor przebrał się we frak.

Reżyserowi udało się za to pokazać, że napisane ponad 30 lat temu "Szczę­śliwe dni" są jeszcze bardziej czytelne w epoce oper mydlanych i telewi­zyjnych seriali rodzinnych, opartych na nieustannej gadaninie. Bohaterka Becketta, która zagaduje ciszę i śmierć, wyrasta na symbol naszych szczęśli­wych dni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji