Artykuły

Medea najkameralniej

TEATR Dramatyczny Warszawy znalazł w zajmowanym przez sie­bie Pałacu Kultury trzecią, obok wielkiej sali i sali prób, salkę dla jak najkameralniejszych przedstawień. Widzowie usadzeni półokręgiem mogą oglądać tam "Medeę" Eurypidesa w transkrypcji Stanisława Dygata, reżyserii i opracowaniu tekstu Stanisława Brejdyganta, scenografii Marcina Stajewskiego, z muzyką Włodzimierza Nahornego i z Jadwigą Jankowską-Cieślak w roli tytułowej.

Jak wiadomo, mit Medei wszedł do literatury dramatycznej w V wieku przed Chrystusem w postaci tragedii Eurypidesa, ale istniał długo przedtem i był osnuty na legendzie o wyprawie Jazona po Złote Runo. Jeżeli istotnie były jakieś wydarzenia dające podstawę legendzie, na pewno Eurypides mocno je nagiął do ówczesnego przekonania Greków o swej wyższości cywilizacyjnej. Stąd postać "dzikiej'' Medei i światłego Jazona. Jeżeli naprawdę gdzieś w drugim tysiącleciu przed naszą erą odbyła się wyprawa pra-Greków znad Morza Egejskiego do położonej u stóp Kaukazu krainy na wschodnim zakolu Czarnego Morza, to na pewno nie była to napaść na kraj zacofany, lecz raczej rabunkowa wyprawa na kraj wyższej cywilizacji. Jeżeli istotnie porwana królewna kolchidzka nie mogła się przystosować do warunków i pojęć, w jakich się znalazła, to nie dlatego, że była dzikuską, ale dlatego, że była córką kultury bardziej wyrafinowanej, ponadto dającej kobietom uprawnienia, o któ­rych nie śniło się pokornym Greczynkom. Do spraw sprzed tysiąca lat Eurypides przyłożył miarę swojego czasu, gdy przesunęły się centra cywilizacji i Grecja istotnie osiągnęła kulturalną dojrzałość, pozwala­jącą górować nad śródziemnomorsko-czarnomorskim horyzontem. Temat kobiety uwiedzionej, potem poniżająco zdradzonej i dokonującej obłąkanej zemsty, to temat bardzo nęcący. W 400 lat po Eurypidesie interpretował go po swojemu w Rzymie Seneka, w 2.000 lat - we Fran­cji - Corneille. Kilkanaście lat temu u nas Parandowski ujął dramat zgodnie z dzisiejszymi ideami, że nie ma kultur wyższych i niższych, tylko różne. Dla Parandowskiego odskocznią były nie konkretne dawniejsze sztuki na ten temat, lecz podanie legendarne, rozwijane w różnych wersjach jeszcze przed Eurypidesem.

NATOMIAST to, co Stanisław Dygat nazwał skromnie "transkrypcją" , jest przekazem wątku Eurypidesa, ale także własną interpretacją konkretnego antycznego utworu. Z Eurypidesa został szkielet akcji, sekwencje, sytuacje i charaktery osób. Ale w szczegółach Dygat skorzystał z dużej swobody, np. chór zastąpił tylko dwugłosem pań (w tym przedstawieniu w wykonaniu Krystyny Kamińskiej i Barbary Klimkiewicz). Większy akcent położył na konflikt kochanków niż na konflikt kultur.

Przedstawienie dało okazję zapre­zentować się Jadwidze Jankowskiej-Cieślak jako tragiczce o wysokiej randze. Interpretując kobietę zrozpa­czoną, która okiełznuje jednak po­rywy, podstępnie udaje pokorę, by potem dać ujście pełnemu gniewowi i rozpaczy, kazała nam przeżyć całą prawdę granej przez siebie postaci. Jej partnerzy stali na wysokości zadania i słusznie nie ścigali się z nią w ekspresji. Marek Bargiełowski był cynicznie roztropnym Jazonem, Mieczysław Milecki rozważnym poli­tycznie Kreonem, Bolesław Płotnicki ludzkim Egeuszem, Krzysztof Orze­chowski dyskretnym posłańcem.

Zespół instrumentalny (flety: Jan Bajtel i w. Nahorny, perkusja K. Jonkisz, kontrabas P. Dąbrowski) wyraziście podcieniowywał nastroje. Oszczędna scenografia M. Stajewskiego z uproszczonymi kostiumami pozwalała na utrafiające odniesienie do antyku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji