Artykuły

Tancerz musi mieć duszę

- Artystycznie dojrzewałem w Związku Radzieckim, odcięty od kontaktów ze światem i to mnie uratowało. Nie skopiowałem żadnego zachodniego choreografa, musiałem wypracować własny styl, na bazie tradycji baletu rosyjskiego starałem się tworzyć nową sztukę - mówi choreograf BORIS EJFMAN.

Boris Ejfman mówi, dlaczego przez tyle lat nie stracił optymizmu oraz zapału i jaki balet chciałby zrobić po "Rodinie"

Czy ma pan sekretny notes, w którym zapisuje tematy i bohaterów, o których chciałby robić spektakle, czy też pomysły rodzą się spontanicznie?

Boris Ejfman: Myślę, że jak każdy żyję w świecie osobistych sympatii oraz antypatii. Przyznam też, że kolekcjonuję typy i charaktery - z historii, z literatury, zaobserwowane w życiu. Interesują mnie osobowości, których wnętrze mogę pokazać na scenie, bo każdy mój spektakl jest opowieścią o człowieku, o jego przeżyciach, pragnieniach. Dzięki temu sam staję się bogatszy wewnętrznie. Pracując na przykład nad opowieścią o Rodinie i Camille Claudel, poznałem wiele aspektów sztuki rzeźby.

Stworzyłby pan balet, którego bohater byłby postacią całkowicie negatywną?

- Byłoby to możliwe, ale tylko wówczas, jeśli szczerze nienawidziłbym takiego człowieka. Wydaje mi się jednak, że w każdej negatywnej postaci jest coś pociągającego. Coś, co

sprawia, że chcemy spojrzeć na nią inaczej. Zło jest kategorią znaną od wieków, ale spróbujmy odnaleźć w nim nowe rysy. Takie podejście mnie pociąga.

Dlaczego więc nie zainspirowała pana dotąd żadna z tragedii Szekspira? W nich zło ma różne oblicza.

- Myślałem kilkakrotnie o Ryszardzie III. Mógłby być interesującym bohaterem, pomimo kalectwa jest w nim fascynująca siła, która sprawia, że wszyscy, także kobiety, mu ulegają. Ciekawe było pokazać nie tyle siłę władzy, ile siłę woli Ryszarda III. Może jeszcze zrobię o nim balet.

Przygotowując premierę "Rodina", myślał pan czasem, że choreograf też jest rzeźbiarzem?

- To prawda, ta praca dawała nowe możliwości eksponowania tancerzy. Czułem się trochę jak Rodin, dla nas obu tworzywem było ciało. Choreograf musi jednak tworzyć nie bryłę czy kompozycję przestrzenną. Używając ciał tancerzy, musi powiedzieć coś interesującego o człowieku.

Mówi pan o swojej sztuce z ogromnym zaangażowaniem. Przez tyle lat nie stracił pan optymizmu i zapału.

- Wie pan dlaczego? Bo dużo pracuję i nigdy sztuki nie traktowałem merkantylnie, niczego nie robię dla pieniędzy. Otrzymałem od Boga dar, dzięki któremu mogę być choreografem i staram się to wypełniać jak najsumienniej. Na szczęście Bóg daje mi też ciągle siły do pracy. A moja energia bierze się stąd, że jeszcze nie zrobiłem wszystkiego, co powinienem.

Czy choreograf Boris Ejfman zmienił się przez 35 lat pracy z własnym zespołem?

- Tak i nie. Nie zmieniłem się jako artysta, który pragnie tworzyć balet psychologiczny. Natomiast moja stylistyka choreograficzna z pewnością ewoluuje. Dam jeden przykład. 16 lat temu zrealizowałem "Braci Karamazow". Spektakl cieszył się powodzeniem, także w Polsce. Teraz zaczynam pracę nad zupełnie nowymi "Braćmi Karamazow", ponieważ ten temat jest mi nadal bliski, a jednocześnie czuję, że dziś trzeba go pokazać inaczej. Podejrzewam, że tego potrzebuje również publiczność.

Anektuje pan to, co do baletu wnoszą inni choreografowie?

- Obserwuję, co dzieje się w świecie i co robią młodsi niż ja, gdyż moje pokolenie właściwe przestało już być aktywne. Nowa generacja na pewno ma jakiś wpływ na mnie, ale oczywiście niebezpośredni. Jestem uodporniony. Artystycznie dojrzewałem w Związku Radzieckim, odcięty od kontaktów ze światem i to mnie uratowało. Nie skopiowałem żadnego zachodniego choreografa, musiałem wypracować własny styl, na bazie tradycji baletu rosyjskiego starałem się tworzyć nową sztukę.

A jak ocenia pan młodych tancerzy? Dorównują osobowością dawnym gwiazdom?

- Mają z reguły wspaniałą technikę, ale gdzie dusza? Bez niej taniec staje się umiejętnością trochę amatorską. To jeden z największych obecnie problemów, dlatego tworzę Akademię Tańca w Petersburgu. Mam nadzieję, że jej wychowankowie staną się kreatywnymi twórcami.

Technika klasyczna nadal jest ważna jak kiedyś?

- To baletowy alfabet, ale z liter trzeba utworzyć słowa, a to już odmienna umiejętność. Niemniej jednak bez znajomości alfabetu niczego nie da się wypowiedzieć. Tak zresztą jak w sztuce rysunku, należy najpierw poznać jej reguły, by potem zająć się abstrakcją, a nie odwrotnie.

Wierzy pan w przyszłość baletu?

- Trudne pytanie. Nie zależy ona wyłącznie ode mnie. Ja do ostatnich dni życia będę robił wszystko, by balet nie tylko nie umarł, ale by miał należną sobie rangę. Natomiast nie dostrzegam wielu partnerów w świecie, z którym mógłbym wypełnić tę misję. Niestety, wielu młodych choreografów traktuje dziś balet wyłącznie jako okazję do robienia komercyjnych interesów. Szkoda.

Tak dzieje się i w innych dziedzinach sztuki.

- To prawda, ale mnie interesuje los baletu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji