Artykuły

Warszawa. Premiera Mariusza Trelińskiego

W Teatrze Wielkim-Operze Narodowej pierwsza premiera w tym sezonie. Mariusz Treliński reżyseruje "Manon Lescaut" Giacomo Pucciniego. Trwają ostatnie próby.

Akcja rozgrywać się będzie na wielkiej, przesiadkowej stacji metra, przez którą non stop przepływa rzesza szeregowych pracowników korporacji. W tym właśnie bezimiennym tłumie mężczyzna spotyka kobietę, która jest inna, i podąża za jej cieniem.

"Manon Lescaut" nigdy nie była wystawiana na warszawskiej scenie (kilka lat temu wykonano ją w wersji koncertowej na Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena). Co więcej, baza wortalu e-teatr pokazuje, iż tej znakomitej opery w ogóle w Polsce nie grywano. Nie wiadomo, czym to tłumaczyć, biorąc pod uwagę, że Puccini jest w naszym kraju bardzo popularny - w repertuarze krajowych oper stale obecne są "Cyganerie", "Toski" i "Madamy Butterfly". A przecież "Manon" jest bardzo melodyjna, zarówno w partiach wokalnych, jak i orkiestrowych - trudno więc powiedzieć, dlaczego nie weszła do polskiego kanonu.

Była jedną z pierwszych oper werystycznych, w których starano się pokazać na scenie życie takie, jakim jest, bez upiększeń. Jak mówi francuski dyrygent, Patrick Fournillier, który przygotowuje warszawską premierę, Puccini pierwszy raz właśnie w "Manon..." użył powiększonego i wzbogaconego składu orkiestry, której instrumenty potraktował solistycznie, co było nowością we włoskiej operze. Wprowadził też motywy przewodnie, wyraźnie inspirując się dramatami muzycznymi Wagnera. Jest to więc w pełni dojrzała, wybitna opera i jako taka została entuzjastycznie przyjęta podczas prapremiery 1 lutego 1893 r. w Turynie.

W Operze Narodowej w Warszawie Puccini ma swego wiernego promotora, którym jest reżyser Mariusz Treliński (zarazem dyrektor artystyczny tej sceny). I dlatego mamy "Manon Lescaut".

To jego czwarta, pucciniowska inscenizacja. Co zobaczymy, po niezapomnianej "Butterfly", mieszczańskiej "La Boheme" i onirycznej "Turandot"? Jak zapowiada reżyser: Kobietę, której nie ma. Bo taka jest jego zdaniem główna bohaterka.

- Inspirowałem się "Mrocznym przedmiotem pożądania" Buńuela i "Zagubioną autostradą" Lyncha. W pierwszym obrazie dwie aktorki wcielają się w jedną postać, w drugim jedna aktorka gra podwójną rolę. Ich partnerom trudno pojąć istotę ich kobiecości i tożsamości - mówi Mariusz Treliński.

W operze Pucciniego, opartej na oświeceniowej powieści A.F. Prévosta, Manon jest piękną nastolatką, w której do szaleństwa zakochuje się młody kawaler des Grieux. Niestety, ślicznotka wpadła też w oko bogatemu poborcy podatków Gerontowi. Manon i des Grieux uciekają. Gdy po paru latach dziewczynie nudzi się wspólne, lecz ubogie życie, chętnie zostaje utrzymanką Geronta. Później jednak znów ulega miłosnym namowom des Grieux, ostatecznie wraz z nim trafia na katorgę do Ameryki, jako złodziejka, oddana w ręce żandarmów przez zazdrosnego starca. I tam właśnie, na zamorskiej pustyni Manon umiera w ramionach ukochanego kawalera.

- Jest to dla mnie opowieść o kobiecie, która jest fantomem - mówi Mariusz Treliński.

Pytam reżysera, dlaczego ponownie w jego przedstawieniu kobieta jest projekcją myśli mężczyzny, obiektem, który chce on zdobyć.

Zamiast jako femme fatale, równie dobrze można by ją pokazać jako ofiarę pożądliwości ścigających ją mężczyzn. Lektura książki Jerzego Łojka o libertynizmie w XVIII-wiecznej Francji czy powieści markiza de Sade "Justyna, czyli nieszczęścia cnoty", w której prześladowanie seksualne przybiera wręcz groteskową formę, nie pozostawia wątpliwości, co czekało wówczas ładną i niezamożną dziewczynę (Puccini w libretcie ograniczył liczbę lubieżnych adoratorów z powieści Prévosta).

- Oczywiście, że można pokazać to odwrotnie, poprzez gender, ale nie umiem przekroczyć granic własnej płci. To jest raczej wyzwanie dla reżyserek, dla jakiejś polskiej Jane Campion - odpowiada Mariusz Treliński.

U Pucciniego historia Manon również pokazana jest z męskiej perspektywy. Jednak kompozytor, prywatnie typ "macho", skomponował partię głównej bohaterki w taki sposób, że muzyka skłania słuchacza do współczucia dla dziewczyny. "Manon Lescaut" jest to po prostu historią tragicznej miłości dwojga bardzo młodych ludzi.

W tytułową bohaterkę wcieli się sopran Amanda Echalaz, o której dziennik "The Independent" napisał: "Rzadko spotyka się głos o tak wyraźnej barwie spinto, ciemny i donośny, o wspaniałym górnym C". Jej partnerem jako Des Grieux będzie Brazylijczyk Thiago Arancam (tenor), bratem Manon - Mikołaj Zalasiński (baryton).

Spektakl jest koprodukcją z teatrami operowymi w Cardiff i Brukseli (tam premiera odbędzie się w styczniu przyszłego roku).

Premiera we wtorek (23 października), godz. 19, następne spektakle: 25, 27 października, 2 listopada, Teatr Wielki - Opera Narodowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji