Artykuły

Znowu to samo. A i tak przejdzie do historii

"Klinikien/miłość jest zimniejsza niż śmierć" w reż. Łukasza Twarkowskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Nie pierwszy to przypadek, że jeden artysta za bardzo zapatrzy się w drugiego i zamiast wyzwolić w sobie artystyczną samodzielność, zostaje tylko epigonem swojego mistrza. Kiedy zasiądzie się na cztery godziny, by celebrować intelektualną pustkę bohaterów "Kliniken/miłość jest zimniejsza niż śmierć" w reżyserii Łukasza Twarkowskiego na Scenie na Świebodzkim wrocławskiego Teatru Polskiego, to już po trzydziestu minutach nabieramy mocnego i głębokiego przekonania, że to dalszy ciąg pokazywanej na tej samej scenie Teatru Polskiego "Poczekalnio" w reżyserii Krystiana Lupy. Z tą różnicą, że spektakl młodszego artysty dzieje się w bardziej eleganckich wnętrzach, no i bohaterowie trochę z innych sfer i też bardziej zaawansowani w swojej nicości oraz braku psychicznej równowagi. Ale tak samo gonią i próbują ugryźć własny ogon, zasłaniając się różnymi szyldami. Głównie monologują, choć pozornie udaje to rozmowę, tyle że każdy mówi o czymś i kimś innym, czyli o sobie. Każdemu potrzebny jest tylko jeden słuchacz. Żeby wysłuchał. Ta klinika/poczekalnia bardziej literackim, przemyślanym porządkiem przypomina "Poczekalnię", też w reżyserii Lupy, zrealizowaną w szwajcarskim teatrze Vidy w Lozannie. Asystentem Lupy był w tym bardzo dobrze przyjętym przedstawieniu Łukasz Twarkowski, przedstawiany od paru lat jako uczeń i współpracownik Lupy. Z tego zestawienia można wyciągnąć tylko jeden wniosek: że oglądaliśmy artystę wtórnego, naśladowcę mistrza L.

Twórczość reżysera i performera Twarkowskiego poznaliśmy we Wrocławiu trzy lata temu, bo w marcu 2009 roku. Na XXX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej w nurcie Off pokazał spektakl-instalację "Vertinsky Project" i dostał główną nagrodę. W grudniu tegoż samego roku złamał konwencję Czynnych Poniedziałków w Teatrze Polskim i przygotował multimedialny performance oparty na niepublikowanej w Polsce "Kliniken" Larsa Norena. Sztuka, którą zrealizował jako asystent Lupy w Lozannie, oparta była na innym dziele Szweda, którego porównuje się z Ibsenem i Strindbergiem. "Krąg personalny.3,1" Lupa zatytułował w Lozannie "Poczekalnia". Wcześniej zaczęły się próby do wrocławskiej "Poczekalni.o". Który artysta spijał z ust partnerowi artystycznemu ideologię Norena, pewnie się nie dowiemy. Starszy dłużej grzebie w tych egzystencjalnych dramatach, a więc w gorszej sytuacji jest realizator premiery Teatru Polskiego, bo jakby chcąc zrobić dwa w jednym, poszukał kontrowersyjnego niemieckiego reżysera Rainera Wernera Fassbindera, otaczającego się podobną świtą pogubionych homoseksualnych i biseksualnych świrów, jak bohater "Factory 2" Lupy - Andy Warhol.

Takich artystycznych, ale też stylistycznych podobieństw objawiających się choćby w toku i tematyce narracji wszystkich przedstawień, można znaleźć więcej. Zresztą, jak u innych uczniów Lupy, jak m.in. Remigiusz Brzyk, Paweł Miśkiewicz czy Krzysztof Garbaczewski. Wymieniłem tylko tych, którzy coś robili na scenie Polskiego.

Gdybym był bardziej złośliwy, to zacytowałbym ascetyczną recenzję zapomnianego zoila o mało oryginalnym przedstawieniu, które się tak samo monotonnie rozwija, jak rolka papieru toaletowego. Ale znów wspaniała była Halina Rasiakówna jako Maud Voss. Mogę napisać, jak zwykle, bo jej grane ostatnio postaci są bardzo do siebie podobne. Świetny był Marcin Czarnik w roli Martina Fassbindera, ale czym się ta rola różniła od postaci Wierchowieńskiego w "Biesach", wyreżyserowanych przez Garbaczewskiego, nie potrafię sprecyzować. Wydaje się, że to idealnie takie same środki aktorskiej ekspresji. Znakomity aktor Bartosz Porczyk okazał się jeszcze bledszy i gorszy niż w "Farinellim" reżyserowanym przez Twarkowskiego. Mógłbym tę listę kontynuować, bo Teatr Polski ma znakomity zespół aktorski. Tylko jakby stojący w miejscu, ale za to na bardzo wysokiej półce w tej samej stylistyce. Jak się stoi w sztuce, to się cofa... Można się z tego cieszyć, bo teatr jeździ po świecie i przywozi bardzo dobre recenzje. To uspokaja, bo przecież wszystko jest znakomicie. Coś, co jest ciągle takie samo, można uznać za wyróżniający się styl czy charakter i to przechodzi do historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji