Artykuły

Wstąpiła we mnie nadzieja

Michał Lenarciński: Jak łodzian­ka znajduje Łódź? Niewiele osób wie, że urodziła się pani w Łodzi...

Barbara Sass: - Iw Łodzi spędzi­łam młodzieńczy i ważny kawał ży­cia. Łącznie ze studiami na wydziale reżyserii w szkole filmowej. Przy­znam się panu, że rzadko przyjeż­dżam do Łodzi, a moje wizyty ogra­niczają się niemal wyłącznie do ulicy Piotrkowskiej. Nie mam czasu. To, co widzę, podoba mi się, ma fajny na­strój. Nie bywam jednak w tych klu­bach, o których tyle się mówi, choć chętnie bym tam zajrzała. Co tu du­żo mówić: człowiek goni do domu.

W Łodzi pojawia się pani mniej więcej co dwa lata, zawsze w Teatrze im. Jaracza.

- Bardzo lubię ten zespół, zżyłam się z nim, choć kilka osób, które gra­ły w moich sztukach, odeszło. Są in­ni, świetni aktorzy. W porównaniu na przykład z teatrami krakowski­mi, jest tu bardzo dużo młodzieży, co uważam za wielki plus.

Ostatnia pani głośna realizacja te­atralna to był tegoroczny "Idiota" Dostojewskiego w Krakowie, ale fil­mu nie mamy od pani już od dość dawna. Dlaczego?

- Rzeczywiście, filmu nie ma od bardzo dawna. Zawsze sama pisa­łam sobie scenariusze, ale przez ostatnich kilka lat co zaczynałam, to odkładałam. Nie widziałam miejsca, do którego mogłabym z tym scena­riuszem iść, ponieważ nikogo nie in­teresowały filmy, które mówiłyby o czymkolwiek.

Pani zdaniem jest szansa na zmia­nę?

- Uwierzyłam, że tak. Mamy no­wego ministra kultury, który z nami już kiedyś pracował i nie było tak źle. Myślę, że jest lepsza atmosfera po ostatnim gdyńskim festiwalu, który parę filmów, które mnie się podoba­ją, nagrodził. I zaczęłam pisać scena­riusz. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Trochę nadziei we mnie wstąpiło.

Pani filmy, z braku lepszego okre­ślenia, nazywano kinem kobiecym...

- Bohaterem następnego - jeśli dojdzie do skutku - jest siedemna­stoletni chłopak. Rzeczywiście, robi­łam filmy z kobiecymi bohaterkami, ale odkąd zaczęłam pracować w te­atrze, wyraźnie rozszerzył mi się re­pertuar. I robiłam "Chłopców" Grochowiaka, "Idiotę"... Zadowolona je­stem, że wydobyłam się z tych "ko­biecości".

Dziś w Teatrze im. Jaracza w Ło­dzi premiera "Merylin Mongoł", sztuki Nikołaja Kolady. To pani wy­bór czy propozycja teatru?

- Mój wybór. Mam słabość do lite­ratury rosyjskiej: robiłam Turgienie­wa, Dostojewskiego, Czechowa. A Kolada jest spadkobiercą dwóch ostat­nich, tyle że wszystko jest u niego przeniesione w postkomunistyczną, prowincjonalną rzeczywistość. Nasy­cone elementami komediowymi, wul­garyzmami, obscenami. Uważam, że to dobrze skonstruowana sztuka, ale myślę, że widzowie nie zobaczą kobie­cego teatru. "Merylin Mongoł" to jest tragikomedia, wiele w niej prostac­kich kawałów, ale w układach, w ja­kich Kolada je umieszcza, są nie­zmiernie śmieszne. Niemniej jest to też tekst strasznie dołujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji