Artykuły

Piekielna nuda

O powieści Manna powiadają, że jest filozoficznym traktatem, odważną analizą XX-wiecznych fascynacji totalitaryzmem oraz błyskotliwym wykładem teorii współczesnej muzyki. Po "Faustusie" Grzegorza Jarzyny spodziewałem się więc intelektualnych smaczków, dostałem humoreskę.

Faust to w tradycji postać oddająca diabłu duszę za pełne poznanie świata. Gra o wielką stawkę, bo któż i dziś nie chce równać się z Bogiem. Jednak w interpretacji Jarzyny jesteśmy już tylko karłami, nie Prometeuszami - na scenie genialny kompozytor Adrian Leverkühn paktuje z diabłem o homoseksualne spełnienia, stręczenie panienek i teorię muzyki inspirowaną ujadaniem psa. Albo Jarzyna zbudował na scenie Teatru Polskiego komiczny antyteatr, albo - w ramach Berliner Festwochen - zorganizował wycieczkę zakładową dla 24 aktorów.

Wszystko jest błazeństwem

Tekst Manna reżyser pokroił tak, że mimo chwil komicznych oblewa nas śmiertelna nuda - nic tu się naprawdę nie dzieje, nic nie zmienia, aktorzy na scenie przypominają muzeum figur woskowych, nawet rekwizyty są w żartobliwej dysfunkcji: gdy Mefisto chce myć ręce, woda ucieka z miski, słońce świeci w dwa okna jednocześnie, bohaterowie zaś przechodzą bezszelestnie przez ściany.

Spektakl Jarzyny rodzi poważną wątpliwość - czy reżyser ma prawo tak adaptować tekst, by autora pierwowzoru ośmieszyć? Bo Mann jest tu patetycznym głupkiem, którego bohaterowie opowiadają bombastyczne teorie astronomiczne, muzyczne i polityczne z Monty Pythona - tak mówią, tak się poruszają i takie maski noszą na twarzy.

Antywidowisko

Ale może być tak, że w tym "Doktorze Faustusie" podanym la "Żywot Briana" oglądamy swoisty, bo teatralny "Ogród sztuk". Co znaczy, że Jarzyna do cna wykorzystuje konwencję widowiska telewizyjnego. Ba! Tworzy antywidowisko! Skoro zwykle przed kamerami siedzą uczeni, których nikt - włącznie z prowadzącym - nie rozumie. Politycy, których autorytet określa liczba telefonów audiotele. Artyści, których prace w galeriach ogląda kilka osób. To znaczy, ze wszyscy - jak w polskim dowcipie - siedzimy w diabelskim kotle patosu, iluzji i głupoty, trzymając się nawzajem kurczowo za ręce, by nikt się nie wychylił, wołając, że np. Mleczko jest nie mniej wirtuozerski od Lebensteina.

Perwersja doskonała

Z tego punktu widzenia perwersja Jarzyny jest doskonała. Tak wyglądacie, intelektualiści! -powiada. Dlatego oglądamy zbiór cudacznie, telewizyjnie inkrustowanych scen. Na przykład słychać w dali człapanie konia, Inez (Aleksandra Popławska) zabija z korkowca, w rozpaczy, po utracie miłości Rudolfa (Mariusz Kiljan) -huk, błysk i w tle odmiana: słychać dzwonki i łoskot lokomotywy. Jakiś demon przystaje w strudze światła na pomoście nad sufitem salonu - i nic z tego. Pies szczeka - Leverkühn przekomarza się z nim jak dziecko, by dopisywać kolejne nuty. Prowokowany do intelektualnych wynurzeń w duchu Nietzschego - by wyjaśnić zagadkę faszyzmu - poeta Daniel zur Höhe (Stanisław Melski) puszcza kłąb dymu z papierosa i wydymając policzki, rzecze: A i owszem, i owszem. Koniec diagnoz.

Antyteatr

Jarzyna łaknie perwersji, łamie wszystkie konwencje. Obraca na nice zdrowy rozsądek, sztukę aktorską i powagę tekstu. Bo cóż za upajające szyderstwo z roli, gdy Baptista Spengler (Konrad Imiela) w ciągu bitych dwóch godzin wymawia raz głośno i wyraźnie: O! Ile zaskoczenia, gdy muzyczny geniusz Leverkühna zamyka się w kreacji Jana Frycza robieniem buzi w ciup w pierwszym akcie i płaczliwym wykrzywieniem ust w podkówkę w drugim. By nas utwierdzić w tej antygrze, w tym prześmiewczym żarcie, wtula usta Mefista (Krzysztof Dracz) w ramię Adriana. Diabeł tulący się do ofiary zmysłowo jak kotka - toż prawie cytat z Lyncha!

Jedno, co mnie bezkrytycznie zachwyciło, to bezbronnie nagie plecy i cudownie smukłe kostki Inez Rodde. Jedyna - obok Elzy Krzesisławy Dubiel i Rudolfa Mariusza Kiljana - pełnokrwista postać. Zdumiewa, jak młodziutka Aleksandra Popławska ocaliła neutralność swej roli w tym panoptikum.

Wiele hałasu o nic

Kosmos "Faustusa" to czysta tragikomedia harmonii, skoro nawet ideał, muzyka powstaje ze szczekania, miauczenia czy skrzeczenia sroki, to znaczy, że ład jest sprawą przypadku, jakw komedii, w której jaskółki, siedzące na drutach wysokiego napięcia, podpowiadają kompozytorowi melodię.

Jarzyna uruchomił machinę teatralną, której oczekujemy od nowoczesnego spektaklu: dekoracje z Lupy, światła i świergot ptaków z Jarockiego, dialogi Grzegorzewskiego. Salon to Zapolska, seks Tarantino - wszystko jest konwencją, nic nie musi być logiczne, bo kto powiedział, że widowisko musi mieć logikę.

Show trwa bezboleśnie, bo tekst został tak pocięty, że o nic w nim nie chodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji