Pomysł z Wolterem
Zdarzają się spektakle, które zaskakują urodą sceniczną i przekorą w posługiwaniu się teatralną konwencją gry i zabawy. Pulsują ironią, są prześmiewcze i ostre wobec rzeczywistości, niczym dobrze wymierzony sztych. Ich siłą bywa mądra, lecz nie nachalna aluzja, błyskotliwy atak i polemiczny ton. I ani na moment nie ześlizgują się w nudne serio, wybierając z wielu konwencji - sceniczną zabawę.
Takim właśnie przedstawieniem, które wciąż się nie starzeje, a niezmiennie bawi - choć ma już przeszło rok - jest "Kandyd" wrocławskiego Teatru Polskiego. Znakomicie zaaranżowana adaptacja sceniczna głośnej powiastki filozoficznej Woltera pozwoliła twórcom tego spektaklu ukazać wędrówki i niesamowite przygody Kandyda jako doświadczenie człowieka, które niezmiennie trwa, bez względu na epokę i czas. Ich sceniczny majstersztyk polega na tym, że nic nie uronili z głębokiej mądrości Wolterowskiej przypowieści o świecie, w którym najgroźniejsze zło tworzy i piętrzy sam człowiek. Jego głupota, zła ambicja, zdeprawowana przezeń władza, naruszanie praw, narzucanie innym, wbrew ich woli i chęci, apodyktycznych rządów, czy przekonań...
Konwencja zabawy, improwizowanej komedii, kabaretowej piosenki bezbłędnie w tym spektaklu obsługuje celną ironię i aluzję Wolterowskiego widzenia świata, po którym zawsze było trudno wędrować bez utraty cnoty. Ileż zdarza się widowisk łączących w sobie tak doskonale element zabawy i mądrej przypowieści? Niewiele. To zasługuje na szczególną uwagę i pochwałę, bo tworzy je ogromnie wyraziste i skuteczne aktorstwo. W najlepszym rozumieniu zespołowe - wszyscy w nim służą wszystkim. Na pustej scenie, z towarzyszeniem jedynie zespołu muzycznego. A więc w sytuacji najtrudniejszej, gdyż wymaga ona dużych umiejętności aktorskich i ogromnej pracy. Stworzyć jedynie środkami aktorskimi gęsty od działań i znaczeń spektakl udaje się nielicznym zespołom, tym najlepszym. Sukces więc wrocławskich aktorów jest niepodważalny.