Artykuły

Bez oślich uszu

"Pinokio" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Familijnie rozpoczął nowy sezon zespół Teatru im. Żeromskiego. "Pinokio" Carlo Colodiego w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego jest pierwszym od wielu lat spektaklem przeznaczonym dla dzieci, na dodatek opakowanym w ciekawą, nowoczesną formę, która przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym.

Bo właśnie opakowanie jest w spektaklach przeznaczonych dla dzieci najważniejsze. Widownią takich spektakli są przede wszystkim grupy szkolne. Tylko atrakcyjnym spektaklem można sprawić, aby dzieci zamiast rozmawiać i zaczepiać się nawzajem, skupiły się na tym, co dzieje się na scenie. "Pinokio" ten warunek z pewnością spełnia. Nowoczesna, funkcjonalna scenografia, pełne fantazji, polotu i dowcipu, inspirowane współczesną modą kostiumy autorstwa Izy Toroniewicz, która już kilkakrotnie współpracowała z kielecką sceną, robią wrażenie i mocno wpływają na wyobraźnię.

"Pinokia" opowiadają nam wędrowni aktorzy, którzy z miasta do miasta przemieszczają się samochodem i chodzą w ciuchach, jakie codziennie oglądamy na ulicy. Pinokio z przyczepionym nosem (w tej roli dziecięcy, ale nie infantylny Dawid Żłobiński) jak w teatrze lalkowym nosi ze sobą prawdziwego ruchomego drewnianego pajaca. Kot ma dredy i lenonki, lis nastroszone włosy, surdut z kawałkami futra i spodnie z łatami, dyrektor teatru i jego marionetki niezwykle barwne, kolorowe stroje, podobnie jak świerszcz zamieszkujący chatkę Gepetta i wróżka o niebieskich włosach, podróżująca metalową karetą. Zachwyt budzą epizodyczne króliki, z ogromnymi białymi maskami na głowach, które przychodzą po zwłoki Pinokia, gdy ten nie chce wypić lekarstwa od wróżki. Rekin, który połknął Gepetta, to ostre białe zęby pokazane w ultrafiolecie, a morze - dwie olbrzymie płachty błękitnego materiału poruszane przez aktorów. Nie można zapomnieć także o świetnej, inspirowanej jazzem muzyce i piosenkach Andrzeja Bieniasa, która doskonale wzbogaca nowoczesny wizerunek kieleckiego "Pinokia".

Dydaktyzmu miało nie być

Nieco gorzej ma się sprawa adaptacji. Grzegorz Cinkowski pozbawił Pinokia oślich uszu, ograniczając jego przygody jedynie do historii pięciu złotych cekinów, które zasadzone na Polu Cudów mają w krótkim czasie i bez zbędnego wysiłku przynieść drewnianemu pajacowi krociowe zyski oraz do poszukiwań i opieki nad Gepettem. Pinokio nie ma kolegów w szkole, nikt się z niego nie śmieje, nie za bardzo także zgłasza chęć zostania prawdziwym chłopcem. Co prawda spotyka wróżkę o niebieskich włosach, ale wygląda na to, że ona ratuje go z opresji trochę na siłę, a krnąbrny drewniany chłopiec, nie bardzo wie po co. Opozycja łatwe pieniądze albo uczciwe życie w biedzie i ciężkiej pracy razi dydaktyzmem, mimo zapewnień Wyszomirskiego przed premierą, że tak nie będzie.

Super przed przerwą, gorzej po przerwie

Dzięki snuciu opowieści w formie teatru w teatrze młodzi widzowie mogą przyjrzeć się teatralnemu zapleczu: scenografia powstaje na ich oczach z rozrzuconych na scenie brył. Jest barwnie, sceny zmieniają się błyskawicznie, a spektakl trzyma dobre tempo, choć wybór niektórych epizodów może wydać się dyskusyjny, jak choćby wspomnianych już wcześniej królików czy sceny leczenia Pinokia przez Kruka i Sowę, zakończonej ognistym tangiem zwierzęcych lekarzy. Kontakt z publicznością podtrzymuje diaboliczny i nieco agresywny narrator-wodzirej ubrany w skórzane spodnie, czarną podkoszulkę, rękawiczki bez palców, a nawet opaskę z ćwiekami i żołnierski nieśmiertelnik na szyi. Przedstawienie zmienia się jednak po przerwie: ogołocona ze scenografii i rekwizytów scena ma skupić uwagę publiczności jedynie na aktorach i historii Pinokia, który właśnie zaczyna zmieniać się na lepsze. I tu napięcie siada. Pozbawiony ciekawych gadżetów Pinokio staje się jakby trochę mniej interesujący.

Sięgną po Pinokia?

Specjaliści od marketingu wiedzą, jak ważne w przypadku małych konsumentów jest barwne, kolorowe opakowanie. Dorośli wiedzą, jak często to opakowanie skrywa niezbyt ciekawą i z pewnością niezdrową zawartość. "Pinokio" opakowanie z pewnością ma, a pomysły inscenizatorskie i scenograficzne sprawiają, że wychowane na telewizji i grach komputerowych dzieci na pewno nie uznają go za skansen czy ramotę. Zastrzeżenia można mieć co do niepełnej, uproszczonej zawartości. Jest jednak szansa, że dzięki temu scenicznemu opakowaniu mali widzowie z zaciekawieniem sięgną do książki i tam dowiedzą się, jaki naprawdę był Pinokio.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji