Artykuły

"Trzy po trzy", czyli przepis na bigos

"Trzy po trzy" w reż. Rudolfa Zioło w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Robert Kordes w Życiu Kalisza.

W tym spektaklu według Fredry tego ostatniego jest najmniej. Czekają nas natomiast rozrachunki z polską historią i współczesnością dużo ruchu na scenie, niezła gra zespołowa i momenty, w których możemy śmiać się sami z siebie. A wszystko to podszyte raczej Mrożkiem i Gombrowiczem, niż kimkolwiek spośród autorów XIX-wiecznych

"Trzy po trzy" w reżyserii Rudolfa Zioło, przedstawienie, którego premiera odbyła się w minioną sobotę, nie jest komedią ani farsą, nie jest też narodową epopeją, choć nosi znamiona zarówno tych pierwszych, jak i drugiej. Jeśli przypomnimy sobie film "Lawa" w reż. Tadeusza Kon wiekiego, czy niektóre głośne realizacje sceniczne ostatnich lat, jak wystawiana na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych "Trylogia" w reż. Jana Klaty i , J?an Tadeusz, czyli Ostatni Zajazd na Litwie" w reż, Mikołaja Grabowskkgo. przybliży nas to zarówno do tematyki, jak i zasady konstrukcyjnej, jakim podporządkowany został najnowszy spektakl Teatru im. W. Bogusławskiego. Najwyraźniej Rudolf Zioło postanowił spróbować swoich sił w takiej samej rozrachunkowej konwencji, mierząc się z narodowymi mitami i złudzeniami, drwiąc z nich, ale i sprawdzając ich siłę. Można tu mówić o pewnym zaskoczenia Nie tylko sam reżyser, ale też kaliski teatr w ogóle, nie podejmowali dotychczas tego rodzaju ryzyka. Jest ono specjalnością krakowskiego Teatru Starego czy niektórych scen warszawskich. Zioło reżyserował w Kaliszu, "Plażę" Asmussena, "The New Electric Ballroom" Walsha, "Mojego Nestroya" Turrinie-go i "Orkiestrę Titanic" Bojczewa. Każda z tych realizacji miała swoje mocne strony, ale nawet nie zbliżała się zagadnień narodowej martyrologii, motywu chichotu historii czy prześmiewczych obrzędów odprawianych nad "wolną i niepodległą". Cóż, próbować - tak jak kochać - wolno każdemu. A jak udała się ta próba? Udała się podejrzanie łatwo, jeśli wziąć pod uwagę złożoność problemów, z jakimi musieli zmierzyć się twórcy, poczynając od autorów, a kończąc na aktorach. Z całą pewnością jest w tym spektaklu kilka dobrych pomysłów. Przy bardzo skromnej scenografii jednym z głównych rekwizytów, jeśli nie najważniejszym, stały się krzesła. W teatrze to oczywiście nic nowego, ale . trafiło mi do przekonania porównanie krzesła z koniem (chłopcy tak mają): poręcz była kiedyś ciepłą końską szyją, a nogi - nogami końskimi, które potem skarlały i zdrewniały. Dawny Polak niejako rodził się w siodle i dużą część życia spędzał na końskim grzbiecie, przypominając centaura. Tak było w czasach heroicznych, które po części stały się już mitycznymi. Dziś prawnukom dawnych ułanów pozostają tylko niezgrabne podrygi na krzesłach, ostatnich rumakach, których jeszcze dosiadają. Smutne to, ale i śmieszne, prawda? Toteż publiczność na tym spektaklu czasem się śmieje, a czasem popada w zadumę. Reżyser dba o to, aby się nie nudziła, mnożąc cytaty z kanonu polskiej literatury i historii, każąc aktorom ciągle się przemieszczać, grając światłem i cieniem, nachalnie atakując fragmentami pieśni patriotycznych, by potem zniekształcać je i zacierać, niekiedy aż po granicę, za którą identyfikacja staje się już niemożliwa. Zrobione jest to zręcznie, efektownie, z wykorzystaniem technik multimedialnych i wrażliwością na urodę pewnych chwytów scenicznych. Czemu jednak służyć ma ta dekonstrukcja? Temu samemu, czemu służy każdy pozytywny regres do absurdu: oczyszczeniu i uwolnieniu się od tego, co nieznośne, co nas ogranicza i nie pozwala na samorealizację. Tak mogłaby zabrzmieć odpowiedź oficjalna. A nieoficjalnie?

Podobało mi się, ale nie czuję się w pełni przekonany. Może dlatego, że zastosowaną w tym spektaklu metodę znam również trochę "od kuchni". Można dowolnie wymieszać Bogurodzicę", "O, mój rozmarynie" i "Pierwszą Brygadę", wziąć kawałek wiersza K.K. Baczyńskiego, zdjęcia strajku w Gdańsku w 1980 roku, fragment telewizyjnego newsa o rozmowach okrągłego stołu, mapę Polski z XVI wieku i "Kościuszkę pod Racławicami". Takimi elementami można grać zarówno w sferze literackiej, jak muzycznej, plastycznej, filmowej czy teatralnej. Gdy już zbierzemy ich odpowiednio dużo i trochę popracujemy nad naszym kolażem, efekt jest prawie murowany. Nawet, jeśli całość nie składa się w żaden sens wyższego rzędu, to każdy znajduje w niej bliskie sobie i znajome tropy, a więc mamy błysk zrozumienia, a czasem nawet zadowolenia w oku odbiorcy. Jeśli na dodatek okrasimy to pewną dozą humoru i dorzucimy kilka niespodzianek, całość spodoba się na pewno. To jak przepis na bigos - jakiś wyjdzie zawsze, a trzeba by się bardzo starać, aby okazał się niejadalny. Ale "Trzy po trzy" wg Fredry w reż. Rudolfa Zioło warto obejrzeć nie tylko dla przesłania czy jego braku, ale również dla urody scenicznej tego spektaklu i sprawności, z jaką reżyser porusza w nim aktorami. Zresztą oni sami też wnoszą sporo od siebie i chyba nie najgorzej się przy rym bawią Tyle już razy smuciliśmy się naszą historią, że nie zaszkodzi się z niej pośmiać - nawet bez zadawania pytania, czemu to ma służyć?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji