Artykuły

Śmiech i śmierć

"Nietoperz" w reż. Kornela Mundruczó w TR Warszawa. Pisze Jacek Wakar w tygodniku Wprost.

Teatr węgierskiego reżysera bywa jak uderzenie obuchem. W "Nietoperzu" wprawdzie Mundruczó powściąga swój temperament, jednak wciąż ten spektakl - bardziej oszczędny od jego poprzednich dzieł - działa ożywczo. Dawno nie było na polskich scenach widowiska, które stawiałoby tyle pytań, konsekwentnie odmawiając jakichkolwiek na nie odpowiedzi.

Trafiamy do kliniki niejakiego doktora Ryszarda Orłowskiego (Adam Woronowicz), pieszczotliwie nazywanej przez niego cmentarzykiem. Antypatyczny doktorek dokonuje tu bowiem zabiegów eutanazji. Z uśmiechem wręcza pacjentom szklankę z odpowiednim płynem, który wystarczy wypić jednym haustem. A wcześniej suto zapłacić można kupić sobie śmierć, nawet jeśli jest się zupełnie zdrowym. My zostaliśmy zaproszeni na ostatni zabieg w tym szpitalu. Wcześniej jednak mamy do czynienia z tanią imitacją sylwestrowego balu. Podczas niego bohaterowie przedstawienia, a więc aktorzy TR, imitują arietki z "Zemsty nietoperza" Straussa.

Mundruczó dokonuje rzeczy niezwykłej. Rozpętując muzyczno-teatralny żywioł, sprawia, że śmierć przegląda się w idiotycznej operetce. "Zemsta nietoperza" staje się dla postaci scenicznych alternatywną rzeczywistością, tyle że wykrzywioną przez ich własne paranoje. Śmiech czasem rozlega się donośnie, a za chwilę więźnie w gardle, kiedy uświadamiamy sobie, że śmiejemy się z umierania. Reżyser z wprawą prestidigitatora łączy ogień z... lodem. Z ostrą groteską żeni psychologiczne granie, na koniec zaś każe młodemu Dawidowi Ogrodnikowi (Rahim w filmie "Jesteś Bogiem") hipernaturalistycznie odtwarzać sparaliżowanego chłopaka, który chce końca swoich cierpień. Wszystko po to, aby zburzyć w nas poczucie bezpiecznego dystansu. Abyśmy czuli się odpowiedzialni za jego los, nie mogli się odciąć od tych obrazów. Osiąga cel, bo czujemy, że to też nasza opowieść.

Mundruczó nie ma w sobie chęci łamania tabu. Przeciwnie. On zwyczajnie nie rozumie, dlaczego o śmierci nie należałoby mówić w takim tonie. Publiczność reaguje na "Nietoperza" żywiołowo także dlatego, że nie widziała jeszcze gwiazd z teatru na Marszałkowskiej w podobnych wcieleniach. Woronowicz - dowcipny i oślizgły, Roma Gąsiorowska - śmieszna i godna współczucia, Sebastian Pawlak - fenomenalny w roli czekającego na śmierć. Jeszcze Agnieszka Pod-siadlik i Rafał Maćkowiak. No i aktorki z Łodzi - Małgorzata Buczkowska oraz Justyna Wasilewska - obie fantastyczne. Można pochłaniać "Nietoperza" jak perwersyjną grę, naznaczoną straszliwym piętnem rozrywkę. Ale tak się udaje niedługo. Potem przychodzą myśli: a może Kornel Mundruczó otworzył szczelnie dotąd zaryglowane w polskim teatrze drzwi do poważnych tematów, o których można mówić z dystansem, w atrakcyjnej formie, a jednocześnie serio?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji