Artykuły

Przejmujące przemijanie

Wystawienie Becketta było od dawna marzeniem André Hübnera Ochodlo, dyrektora Teatru Atelier. "Noc i sny", najnowsza premiera na tej scenie, pokazuje, jak trudne - ale i warte trudu - jest urzeczywistnianie marzeń.

Sam tytuł pochodzi nie od Becketta, tylko od Schuberta - to tytuł jednej z pieśni kompozytora, której melancholijna melodia towarzyszy przedstawieniu. W spektaklu mieszają się fragmenty kilku jednoaktówek Becketta. Mieszają się też sceny teatralne i filmowe, żywi aktorzy, ich głosy, cienie, przenikające przez wielki ekran, na którym wyświetlane są napisy i slajdy. Multimedialne widowisko - jak przed premierą reklamował swój spektakl reżyser. Czy z tylu elementów powstaje spójne przedstawienie? Bynajmniej. Sztuka jest o wiele bardziej zlepkiem niż stopem. Ale - chyba tak właśnie miało być.

Teksty Becketta - zwłaszcza jednoaktówki - już same z siebie ciążą ku rozpadowi. Ochodlo jeszcze to wzmacnia. Najdalej idącym efektem, granicą tego "rozpadania się" świata są pokazywane na ekranie same usta aktorki, monstrualnie powiększone, wygłaszające monolog. Wszystko po to, by możliwie najbardziej przybliżyć się do tego, co jest na spodzie Beckettowskich tekstów: ludzkiej rozpaczy, przerażenia życiem, którego nie można ująć w żadną sensowną ramę.

Ochodlo jako reżyser, czyli ktoś, kto konstruuje przebieg spektaklu, na tym założeniu przegrał. Owszem, udowodnił - nie po raz pierwszy - że potrafi wydobyć z aktorów ich możliwości - bo role Lipnickiej, Ciunelis, Gordona zasługują na miano kreacji. Ale jego spektakl nie usatysfakcjonuje miłośnika dobrze opakowanej teatralnej formy. Proponuje za to coś chyba jednak istotniejszego: podzielenie się pewnym przeżyciem, sposobem odczuwania świata, bardzo - jak się wydaje - bliskim Beckettowskiego.

Nie tylko w tym, co tworzy atmosferę absurdalnego koszmaru. Ochodlo sugestywnie wydobył z tekstów becketta to, że ich rozpacz nie jest jednak ostateczna. Zawsze, nawet gdy nie jest już możliwe sensowne komunikowanie się, pozostaje jeszcze miejsce na czuły gest ręki, gładzącej głowę kogoś chorego, podającej mu filiżankę - tak jak to działo się na pięknych, wyświetlanych na ekranie zdjęciach.

Przeciw destrukcji zwrócona jest też historia jednej z postaci sztuki, granej przez Marka Richtera. Postać ta na początku powoływana jest do istnienia, ożywiana niemal jak teatralny manekin. W końcówce - wykonuje krótką pantomimę tai chi. To prawdziwa zagadka: czy Ochodlo odwołuje się - co byłoby u niego zupełną nowością - do religijnych źródeł tej medytacyjnej chińskiej gimnastyki, czy też przeciwnie - lekarstwem na ludzkie życie czyni - zawarte w tych ćwiczeniach - uwolnienie się od ciężaru świadomości, roztopienie w medytacji? Trudno tu o jasną odpowiedź. Ważne, że choć André-Hübner Ochodlo powołał do życia spektakl, z którego estetyką nie zawsze potrafię się zgodzić, przekazuje w nim rzeczy naprawdę ważne. Nawet jeśli z ciasnej i dusznej salki Teatru Atelier wychodzi się z uczuciem zakłopotania, te spektakle, tak jak "Noc i sny", nie pozwalają o sobie zapomnieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji