Artykuły

Rzecz o manipulacji

Tadeusz Słobodzianek jest dramaturgiem, który swoje sztuki dopieszcza latami, tworząc ich kolejne wersje, najczęściej we współpracy z wystawiającymi je teatrami. Tak też się stało w przypadku sztuki "Car Mikołaj", wyreżyserowanej przez Remigiusza Brzyka na scenie Starego Teatru w Krakowie. Było wprawdzie nieco zamieszania, związanego z przesunięciem w ostatniej chwili daty premiery - w celu poczynienia skrótów - lecz myślę, że przedstawieniu wyszło to na dobre.

Jest to w tym sezonie dopiero pierwsza premiera Starego Teatru, pod nową dyrekcją Mikołaja Grabowskiego; chwalić Boga udana. Najnowsza wersja utworu Słobodzianka stała się po autorskich zmianach znacznie radykalniejsza w przesłaniu, postawy bohaterów nabrały wyrazistości, dialogi - większej głębi. Czysta inscenizacja utrzymywała właściwe tempo, sceny, którym nierzadko towarzyszyły zgrane, wielogłosowe śpiewy, płynnie przechodziły jedna w drugą, a aktorzy po latach przypomnieli sobie, że tworzą zespół. Rzec można: sukces.

"Car Mikołaj" po zmianach stał się sztuką o manipulacji, z pierwszoplanowymi bohaterami mocno uwikłanymi w rozmaite zależności, z których - jak się okazało - mało komu udało się wyjść bez szwanku. W najgorszym położeniu znaleźli się jednak ludzie trwający przy swoich wyborach ideowych - a jeden z nich zapłacił najwyższą cenę, co rozstrzygnęło się w sarkastycznym i gorzkim, iście gombrowiczowskim finale.

W sztuce Słobodzianka odwieczna walka dobra i zła odzwierciedla mikrokosmos ludzkich poczynań. Są wielkie namiętności, sacrum i profanum, wierność i zdrada - a wszystko o zaskakująco nieostrych granicach. Jest silnie akcentowana potrzeba istnienia bóstwa w ludzkim życiu - m.in. poprzez zmieniające plan gry portrety: Boga, proroka Ilji, cara Mikołaja i Stalina - jak również oczekiwania na cud, na różne sposoby wykorzystywane przez religijnych i politycznych uzurpatorów, toczących cyniczną grę o władztwo dusz.

Przedstawienie przyniosło kilka dobrych ról, zwłaszcza aktorów tworzących rodzajowe tło. Mieczysław Grąbka cudownie poradził sobie z rolą policjanta Majewskiego, chytrego funkcjonariusza, który stara się trzymać w rękach wszystkie nici wydarzeń. Kapitalna była scena, w której Prorokowi Ilji, powszechnie uważanemu za nowe wcielenie Chrystusa, polecał dokonanie cudu wskrzeszenia dopiero co zastrzelonego Kośmy, bo inaczej prokurator i kryminał.

Znakomity był Zbigniew Ruciński jako gospodarz Bonifaciuk, przeżywający klęskę dalekosiężnych planów, związanych z nierealnie lukratywnym zamążpójściem swej córki. Doskonały Radosław Krzyżowski - w epizodzie komunisty Pawła, który w porę zdążył wyciągnąć wnioski z "dialektycznego" rozmijania się idealistycznych haseł z brutalną praktyką dnia codziennego. Świetny Zbigniew W. Kaleta - jako tragicznie wplątany w partyjno-ideowe tryby towarzysz Kosma.

Świat powołany do życia na scenie przez autora i reżysera może, przyznaję, wciągnąć i uwieść - sprytnie opowiedzianą anegdotą o niemal kryminalnym posmaku, sztafarzem tajemniczych obrządków sekt wyrosłych na łonie prawosławia, wprzęgnięciem ogólnie znanych postaci i faktów z dwudziestowiecznej historii. Szczególnie, jeśli dotyczy to osób stykających się z twórczością Słobodzianka po raz pierwszy. Inni, którzy patrzą już przez pryzmat wierszalinowego "Turlajgroszka" czy telewizyjnych realizacji "Proroka Ilji" oraz "Cara..." samego Słobodzianka, odbiorą rzecz w Starym jako jeszcze jeden wariant czegoś znanego i obłaskawionego, choć, jako się rzekło, godnego uwagi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji