Artykuły

Dojrzałość do korekty

"Przebudzenie wiosny" w reż. Krzysztofa Gordona w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Wysocka w serwisie PortKultury.pl.

Jak pisać o musicalu, kiedy podejmuje bardzo poważne zagadnienie psychologii dojrzewania młodych ludzi? Czy jest sens udowadniać, że ta forma muzycznej eksploracji ten temat co najwyżej może strywializować, a widza nie poruszy i nie zastanowi? Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż dobrze napisane libretto i piosenki mogą zapobiec banałowi i posądzeniu o nienowoczesność przekazu, a co za tym idzie nie wywołają znużenia i odrzucenia. W Gdyni musical "Przebudzenie wiosny" według nagradzanych obficie za ten właśnie tytuł - Stevena Satera i Dunkana Sheika (premiera na Broadwayu w 2006) nie osiągnął oczekiwanej siły. W 1906 roku, jeszcze za życia autora, Franka Wedekinda, "Przebudzenie wiosny: tragedia dziecięca" wywołała skandal, za co on sam poniósł konsekwencje, a długo po jego śmierci, to instytucje rządowe musiały wydawać zgodę na inscenizację "Przebudzenia...".

Najłatwiej chyba przedstawić treść libretta Satera ujawnioną w Muzycznym. Grupa nastolatków, chłopców i dziewczą, własnymi sposobami odkrywa swoją seksualność. Nie ma w tych poszukiwaniach nic dziwnego czy odstraszającego, jedynie dorośli, jako strażnicy poprawności wszelakiej, skrajnie reagują na problemy, które zaczynają ich otaczać. Młodzi nie znajdują zrozumienia u rodziców hipokrytów, ani u nauczycieli konserwatystów. Nie ma ani jednej postaci, która umiałaby wesprzeć młodzież dramatycznie poszukującą odpowiedzi na pytania związane z seksualnością, inicjacją seksualną i uczuciowością. Jest to dramat-oskarżenie na dorosłych na ich obojętność, dewiację, przyzwolenie na wykorzystywanie seksualne przez współmałżonka, na niedojrzałość, zaściankowość, upokarzającą i kłamliwą moralność. "Przebudzenie wiosny" to kwintesencja wygody dorosłych, którzy nie czują się odpowiedzialni za to, do czego zostali powołani, do mądrej miłości wobec swoich dzieci. Dwoje bohaterów ponosi ofiarę związaną z głupotą dorosłych: Moritz wyczerpany psychicznie popełnia samobójstwo, Wendla, zmuszona przez matkę do skrobanki, umiera w wyniku powikłań. Melchior ogołocony zostaje ze złudzeń co do świata.

Temat seksualności wśród młodych ludzi jest dzisiaj traktowany różnie. Współcześnie preferowana jest otwartość, choć każdy może pojmować ją sobie dowolnie, czyli np. jako totalny ekshibicjonizm emocjonalny i werbalny połączony z transmisjami na You Tube, jako wolność polegającą na częstych zmianach partnera, jako gotowość do prowokacyjnych zachowań i kontaktów, jako jawne opowiedzenie się za czystością przedmałżeńską. Dorośli, chcąc zachować twarz i własną mitologię (tym samym powielając konserwatywne=wygodne koncepcje), nie zajmują się problemem dojrzewania, wychodząc z założenia, że internet załatwi wszystko, albo wybierają opcję tragiczniejszą, czyli na tyle są "nachalni" w swojej otwartości, że nie pozwalają dziecku spokojnie przejść trudnego etapu w życiu. To stereotypy. Pojawiły się jednak nowe zachowania wśród młodych w okresie dojrzewania, jak skrajna obojętność emocjonalna, skłaniająca do izolowania się środowiskowego i rodzinnego, co kończy się różnie, choć statystyki są przygnębiające - nadal liczba samobójstw nastolatków jest alarmująca. I to my, dorośli, mamy coś z tym zrobić.

Skomplikowanie tekstu Franka Wedekinda nadaje się na spektakl w teatrze dramatycznym ( bardzo dobre recenzje zebrało "Przebudzenie wiosny" w Teatrze Powszechnym w Warszawie w 2008 roku). Musical jako forma zdecydowanie lżejsza, powinien zapewnić widzowi jasność odbioru, polegającą na przekonaniu, iż zmierzono się z tematem inteligentnie i na tyle wyczerpująco, żeby wezbrało współczucie, nawet jeśliby to nie temat - a na przykład piosenka - była poruszająca. Mnie wersja przedstawiona w Gdyni nie dotknęła. Trudno mi odnieść się przy tym do jakiejkolwiek inscenizacji wcześniejszej, choć dostępne w internecie materiały np. z prapremiery na Brodwayu, są dowodem na to, że chociażby muzycznie potraktowano musical inaczej, bo na rockowo. Zabrakło reżyserskiej ręki Krzysztofa Gordona, zabrakło wyczucia kompozycyjnego. Teatr Muzyczny przyzwyczaił nas do wysokiego warsztatu muzycznego i wokalnego, a w tym spektaklu, nawet te zasadnicze zupełnie składniki, nie stroiły. Dariusz Różankiewicz po raz kolejny, niestety, nie zmierzył się z tematem muzycznym, towarzyszącemu trudnej problematyce, w sposób wyrazisty i dynamiczny. Tym samym żadna z piosenek nie wpadła w ucho. Instrumentacja wokalna zaproponowana w Muzycznym to wyjątkowo smutne zaskoczenie. Miało się wrażenie, że aktorzy głosowo zostali niewłaściwie dobrani. Inną kwestią jest to, że zespół muzyczny nie znajdował się na scenie, tylko zapewne pod nią, co nie sprzyjało koncentracji wokalnej aktorów. Przecież było miejsce, aby na deskach Nowej Sceny pomieścić dziewięciu muzyków i dyrygenta.

Aktorsko najlepiej poradziła sobie Dorota Białkowska jako Wendla (wokalnie prezentowała sie zaskakująco słabo). Potrafiła odzwierciedlić mimiką uczucia bohaterki targanej różnej skali emocjami. Wokalnie wiedli prym: Renia Gosławska i Krzysztof Kowalski, a "momenty" mieli również Sebastian Wisłocki i Paweł Czajka. Gosławska jako Ilse zaśpiewała dojrzale, spokojnie, z wyczuciem postaci, jaka grała, choć nie miała zbyt dużej roli. Skupiła uwagę poprzez interpretację postaci i roli. Kowalski, podobno nadzwyczajny jako Melchior w dyplomowym przedstawieniu "Przebudzenie wiosny" w maju tego roku (także w reżyserii Gordona), wokalnie jako Georg/Dieter zainteresował, bo wydobył dźwięczność wokalu, co przy "matowości" większości pozostałych, naprawdę było różnicą. Mam jednak wrażenie, iż tym razem w Muzycznym zawiodła akustyka. Zdecydowanie, ze względu na wiek wielu aktorów, spektakl jest niewiarygodny.

Szkoda, że nie pokuszono się o minimalną scenografię, czy chociażby grę światłem lub wizualizacje. Po oglądnięciu w 2011 roku w Operze Bałtyckiej "Święta wiosny" na podstawie ponadczasowej muzyki Igora Strawińskiego i w porywającej choreografii Izadory Weiss, śmiem twierdzić, że temat przekraczania granicy związanej z dojrzewaniem, tragicznych następstw i wszelkich zawiłości, przedstawić można co najmniej wyczerpująco artystycznie. Trzymam kciuki za wszelkie zdarzenia w Teatrze Muzycznym po zmianach personalnych i w okresie trudnego czasu transformacji budowlanej, dlatego liczę również na dojrzałe spojrzenie jesienią, kiedy objawiło się nam "Przebudzenie wiosny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji