Artykuły

W poszukiwaniu utraconego sensu

Rzeczywistość jaka jest, nie zawsze i nie wszystkim jawi się jako stan trwałej harmonii. Nierzadko bywa irytująca. Taką też odnajdujemy na kartach dzieł Witolda Gombrowicza.

Główni bohaterowie jego utworów, z Księciem Filipem z "Iwony, księżniczki Burgunda" włącznie, nie ustają w obsesyjnym wręcz poszukiwaniu utraconego sensu. Pojawienie się na królewskim dworze apatycznej Iwony, wyzwoli cały łańcuch zaskakujących swoją dziwnością, acz psychologicznie uzasadnionych reakcji.

Książę Filip, zafascynowany zdumiewającą odmiennością Iwony - na przekór zniewalającej nudzie i rutynie dworskiego obyczaju - dopuści ją do najdalej idącej konfidencji. Nie przebaczy jej jednak, że istota tak "nikczemnej" kondycji ośmieliła się w nim zakochać. A więc - w pewnym sensie - ubezwłasnowolnić, wziąć go w posiadanie. Wkrótce też cały dwór zacznie spiskować przeciwko Iwonie, bo w ułomnościach nieszczęsnej Cimcirymci każdy z osobna dopatrzy się zakamuflowanego szyderstwa Księcia Filipa z ich własnych niedoskonałości.

Wieloaspektowość twórczości Gombrowicza daje adaptatorom jego utworów na scenę niezwykle szerokie pole do popisu. W przypadku "Iwony, księżniczki Burgunda" zdumiewające jest także to, że jej sceniczne interpretacje sterują zwykle w stronę rodzajowego odczytania dramatu. W pewnej mierze nakazuje im to wierność wobec wskazań samego Gombrowicza, który w "Uwagach o grze i reżyserii" polecał zwłaszcza: uwydatnienie elementów groteski i humoru, nonszalancji (w graniu tekstu nie nazbyt serio) i trzeźwe odgrywanie najbardziej dziwacznych scen.

Ostatnia inscenizacja "Iwony" w Teatrze Ateneum była właśnie taka, choć, niestety swoiste "rozmemłanie i rozciamkanie" tytułowej bohaterki udzieliło się i spektaklowi. Aktorzy, w niczym nie powściągani przez dwóch reżyserów: Śmigasiewicza i Wojtyszkę, brylowali w swoich rolach z niepokojącym samozadowoleniem. Przezabawna Anna Seniuk (Królowa Małgorzata), figlowała na złotych puentach z kajecikiem-powiernikiem grafomańskich wierszy. Marian Opania (Król Ignacy) pod błazeńską fryzurą i mimiką krył złośliwą drapieżność. Jan Matyjaszkiewicz (Szambelan) był układny, zdystansowany, świadom własnej wartości. Błyskotliwa powściągliwość Arkadiusza Nadera (Inocenty) uczyniła jego epizod niezwykle zabawnym, ale też nad miarę ważnym i znaczącym, za co już samego aktora winić nie sposób. Wreszcie - last, but not least - Maria Ciunelis (Iwona) i Krzysztof Tyniec (Książę Filip) z właściwym wyczuciem poprowadzili swoje "trzeźwe" role.

Pomimo najwyższej formy wykonawców, "Iwona" w Ateneum "jaka jest, każdy widzi": lekka, łatwa, przyjemna, bezpretensjonalnie farsiasta, migotliwie powierzchowna. Można ją naturalnie wystawiać i tak, tylko po co? I dlaczego w Ateneum?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji