Artykuły

Pudło

Teatr im. Osterwy był jedną z pierwszych scen w kraju, które podjęły tematykę rozrachunkową. Obawiam się, że jeśli idzie o jej zarzucenie, będzie jedną z ostatnich.

"Brudne ręce" Jeana Paula Sartre'a - proroka egzystencjalistów, nie wolnego od zauroczenia komunizmem, były twardo zakazane w krajach realnego socjalizmu. Bez względu na to, jak dalece było to zgodne z intencjami autora, ukazywały celnie i bezlitośnie całą nieludzkość idei i praktyki, w których jej słudzy i wyznawcy upatrywali przyszłość i zbawienie świata. Wymyślona historia z ostatniego roku wojny w bliżej nie określonym bałkańskim kraju, aż nadto dokładnie, a zarazem proroczo, odpowiadała ponurym realiom, po tej stronie kurtyny znanym i namacalnym. Sztuka Sartre'a w obliczu tego wszystkiego co dziś wiemy, odczytujemy, przeżywamy na nowo nie może być jakimkolwiek objawieniem. Z drugiej strony - może się mylę - utwór nie niesie ze sobą aż takich napięć i walorów artystycznych, które czyniłyby z niego rarytas sam w sobie. Podsumować to można cytatem z opinii zasłyszanej na premierze z ust przedstawiciela "nowej nomenklatury": Komuniści zatrzymując sztukę wyjątkowo mieli rację.

Reżyserem spektaklu jest Jacek Gierczak wspomagany przez scenografa Ireneusza Salwę i kompozytora Bogdana Chęcia. Ten ostatni nie mógł się zdecydować czy bardziej fascynuje go IX Symfonia, czy nastroje muzyczne "Pikniku pod wiszącą skałą". Osoby samego Cierczaka dotyczyć może skarga, którą wypowiedział niegdyś bodajże Roman Polański: "Krytyka ceni zawsze najbardziej mój przedostatni film". Po olśniewająco błyskotliwym lubelskim debiucie reżyserskim Gierczaka - "Poobiednich igraszkach" - normalne, sprawnie poprowadzone i poprawnie skonstruowane przedstawienie nie jest w stanie sprostać wybujałym nadziejom.

Aktorzy grają w przedstawieniu ze zmiennym, aczkolwiek obowiązkowym przekonaniem, jak to u ludzi zaangażowanych w sprawę. Na mieliznach tekstu ich zapał wydaje się chwilami cokolwiek papierowy, gdzie indziej sięga wyższych rejestrów.

Robert Łuchniak wyróżnia się niewątpliwie wrażliwością i żarliwością przypisywaną jego bohaterowi - grzecznemu, wykształconemu chłopcu z dobrej rodziny, przechodzącemu oczywistą w swoim wieku i klasie społecznej lewicową chorobę, w tym wypadku - niefortunnie - śmiertelną. Jolanta Rychłowska jest tą osobą, która w opętanym polityką gronie kieruje się zmysłami i kobiecymi odruchami, a nie wyrozumowanymi racjami i czujnością klasową i pilnie stara się by było to jasne. Trudniej uwiarygodnić się Agacie Paleczny, która ma do zagrania coś w rodzaju młodości Wandy Wasilewskiej, czy Witoldowi Kopciowi, Robertowi Chmielewskiemu, Pawłowi Sanakiewiczowi i Markowi Grabowskiemu, którym pozostaje tylko udowodnić, że znane są im obyczaje z filmów o nieustraszonych czekistach. W gronie "seniorów", zwłaszcza Jan Wojciech Krzyszczak zachowuje ową nutkę dystansu i naturalności, która nie pozwala mu popaść w śmieszny demonizm serio. Piotr Wysocki i Janusz Fifowski odnoszą się do swych zadań z profesjonalną powagą.

Cieszyć się z tej prapremiery, czy nie? Z pewnością nadsekwański rodowód sztuki o komunistach a więc jej egzotyka będą dla wielu widzów wystarczającym magnesem i oby tak się stało. Fama, że w teatrze strzelają nie znaczy jednak, że strzał trafia w sedno. Brudne ręce, skoro nie można ich doszorować, można by równie dobrze schować do kieszeni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji