Artykuły

Taka konwencja

"Mayday 2" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Anita Dmitruczuk w Gazecie Wyborczej - Opole.

Teatr Kochanowskiego poszedł za ciosem i po zrealizowaniu u siebie arcypopularnej sztuki Mayday teraz proponuje jej drugą część. Nie mam wątpliwości, że i ona będzie się cieszyła sporym powodzeniem, choć od swojej poprzedniczki różni ją bardzo dużo - pisze Anita Dmitruczuk.

Mayday 2 to po prostu dalsze perypetie taksówkarza bigamisty Johna Smitha. Po wyratowaniu z niemałych opresji w części pierwszej John wiedzie spokojne życie na dwa domy i nawet wychował dwójkę dzieci - po jednym w każdym swoim małżeństwie. I pewnie by to tak trwało, gdyby nie fakt, że dzieci spotykają się w internecie i postanawiają umówić na randkę. No i się zaczyna...

Kontynuacja Mayday jest równie świetnie napisana, co pierwsza część przygód Johna, toteż nie mam wątpliwości, że każdy, kto wybierze się do teatru, będzie się bawił świetnie. Ale ci, którzy zafundują sobie przyjemność obejrzenia i pierwszej, i drugiej części Mayday, nie uciekną od porównań. A różni je wiele.

Przede wszystkim w obsadzie Mayday 2 zabrakło Andrzeja Czernika, który jedynce nadał swój rys. Grany przez niego Stanley, najlepszy przyjaciel głównego bohatera, był nierobem i darmozjadem, ale nie sposób było odmówić mu sprytu. Stanley, grany w drugiej części przez Macieja Namysło, jest przede wszystkim nieporadnym głupkiem. Nie ukrywam, że przywiązałam się do postaci granej przez Czernika, toteż ta stworzona przez Namysłę była dla mnie zwłaszcza w pierwszej części spektaklu dość irytująca.

Świetnie sprawił się za to Leszek Malec, który chyba dopiero w drugiej części dał upust swojemu komediowemu talentowi. Im bardziej absurdalna sytuacja, w jakiej znalazł się jego bohater, tym jest lepszy. Nie mogę tego powiedzieć o małżonkach Johna granych przez Beatę Wnęk-Malec i Judytę Paradzińską. Ich role zostały napisane tak, że aktorki wielkiego pola do popisu nie mają, ale chwilami są bardziej groteskowe niż zabawne.

Mayday 2 jest komedią - to jasne. Ale w wykonaniu zespołu Kochanowskiego wszystkie postaci spektaklu są przerysowane. Momentami brakuje tylko napisu "aplauz" nad sceną - na znak, że oto za chwilę będzie jeszcze śmieszniej, a na sali zabrzmi rechot.

Taka konwencja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji