Artykuły

Przypadek dyrektora Bonieckiego

- Muszę oczyścić się z zarzutów, jakimi mnie oczerniono. I odzyskać pieniądze, które województwo jest mi winne - mówi Jacek Boniecki, odwołany dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie w rozmowie z Katarzyną Pasieczną.

Katarzyna Pasieczna: W Teatrze Muzycznym nie ma pana już od lutego. Ciągle liczy pan na powrót?

Jacek Boniecki [na zdjęciu]: Coraz mniej. Na początku byłem tego pewien, bo zarzuty, jakie przeciwko mnie wysunięto, są śmieszne. Wierzyłem, że ktoś podejdzie do sprawy profesjonalnie. I wrócę do mojego teatru i artystów. To byłoby najnormalniej w świecie sprawiedliwe.

Ale tak się nie stało...

- Jak widać. Uczciwość i polityka nie chodzą tymi samymi drogami. Ale mam nadzieję, że sąd pracy pokaże kto miał rację.

Rezygnuje pan z Lublina?

- Nie chciałbym. Nie dokończyłem jeszcze tego, co planowałem. Nie zostawia się niedokończonego dzieła.

A co pan teraz robi?

- Jestem odpowiedzialny za stronę muzyczną nowego mazowieckiego przedsięwzięcia. Teatr Muzyczny - Operetka. Właśnie zacząłem przesłuchania artystów. Ale to jest teatr impresaryjny. Na razie nie szukałem pracy w teatrze czy filharmonii.

Dlaczego?

- Bo to nie pozwoliłoby mi wrócić do Lublina.

A jeśli pan wróci?

- Pokażę Zarządowi Województwa, że się nie pomylił. Nie będą żałować. I na pewno będą mieli się czym pochwalić przed innymi marszałkami. Bo teatr będzie jeszcze lepszy niż był przed moim odejściem. Na razie jednak muszę oczyścić się z zarzutów, jakimi mnie oczerniono. I odzyskać pieniądze, które województwo jest mi winne.

***

Finał! Pełna sala. Burza oklasków. Owacje na stojąco. Artyści kłaniają się w pas. - Bis! - krzyczy widownia. A potem wychodzi Jacek Boniecki. Z batutą, zwichrzonymi włosami. W eleganckim smokingu. Brawa, kwiaty. To była premiera "Strasznego dworu". Ostatnia premiera Bonieckiego w Lublinie. Wcześniej była "Carmen". Oklaski może nawet większe. I "Baron cygański", i "Błękitny zamek", i "Skrzypek na dachu", i "Amadeusz". I koncerty, na które lublinianie tłumnie ciągnęli. Były bajki dla dzieci. Teatr Muzyczny w Lublinie rozwinął się. To zasługa Jacka Bonieckiego, młodego, obdarzonego niesamowitym temperamentem dyrygenta.

Krzywdy ciągną się latami

- Urzędnicy wojewódzcy są beznadziejni - mówi Bogusław Kaczyński, jedna z najważniejszych osobistości świata kultury ostatnich dziesięcioleci. - A ich cechą jest ignorancja i brak zrozumienia dla profesji innych. Na szczęście szybko odchodzą w zapomnienie. Ale krzywdy, jakie ludziom wyrządzili, ciągną się latami. Tak też będzie z Jackiem Bonieckim, jeżeli ktoś nie ocknie się w porę i nie poprosi, żeby wrócił do Lublina.

Jednak wszystko wskazuje na to, że nowe władze chcą umyć ręce.

Czas na zmiany...

Boniecki przyszedł do lubelskiego Teatru Muzycznego w 2002 r. - To było dla mnie wielkie wyzwanie - wspomina Jacek Boniecki. - Trafiłem na trudny grunt. Teatr Muzyczny praktycznie nie istniał w świadomości widzów. Nawet w Lublinie. Istotnie. W lubelskiej operetce brakowało młodych twarzy. Ansambl solistów nie zmieniał się od kilkunastu lat. Stal na nie najlepszym poziomie artystycznym. Frekwencja była niska, bo publiczność znudziła się zgranymi sztukami. Teatr miał nową siedzibę, ale do nowej rzeczywistości nie dorósł. Aż do momentu, kiedy do Lublina przyszedł Jacek Boniecki.

Teatr się podźwignął

I zaczęły się reformy. Trudne, bo część artystów musiała pożegnać się z pracą. A to ze względu na wiek. A to ze względu na umiejętności. Boniecki miał wizję zrobienia z prowincjonalnej operetki wielkiego Teatru Muzycznego z ambitnym repertuarem. A do tego byli potrzebni młodzi, zdolni soliści, chórzyści, tancerze, muzycy.

Reforma udała się

Lublinianie zaczęli wracać do rodzimego teatru. Frekwencja publiczności, która w 2000 roku wynosiła 75 procent, trzy lata później wzrosła do 93 procent. A często spektakle grane były przy nadkompletach. Wpływy ze sprzedaży biletów wzrosty ponad dwukrotnie. Z 420 tys. zł do 1 min 132 tys. zł. Byty najwyższe w Lublinie. Mimo niskiej dotacji z urzędu, Lublinianie mogli zobaczyć wielkie sztuki. Ale teatr zyskał. Orkiestra w końcu ma garderoby i nie musi się przebierać na korytarzu. Balet i chór mają profesjonalne sale do ćwiczeń. Scena została maksymalnie poszerzona, a fosa dla orkiestry powiększona.

I za to wszystko kochali Bonieckiego widzowie i kochali go też artyści, choć już nie wszyscy o tym pamiętają. - Boniecki to maestro! - mówi młody muzyk z orkiestry. - Kiedy stawał za pulpitem, wszyscy wstrzymywaliśmy oddech. Jego batuta nieraz lądowała gdzieś daleko wśród publiczności. I lubelskiego sukcesu nikt Bonieckiemu nie odbierze. Ani nie odmówi.

Gdy polityka rządzi kulturą...

Kiedy w województwie tąpnęła poprzednia koalicja, sprawy Teatru Muzycznego zaczęły się komplikować. Agnieszka Kowal (Ruch Patriotyczny), która zajmowała się kulturą w województwie została odwołana z zarządu. Pałeczkę po niej przejął były już wicemarszałek Mirosław Złomaniec (Sojusz Lewicy Demokratycznej). A swoje panowanie w kulturze zaczął od przygotowań do usunięcia Jacka Bonieckiego ze stanowiska dyrektora Teatru Muzycznego.

I stało się. Wcześniej kontrolerzy z Urzędu Marszałkowskiego przekopali cały teatr w poszukiwaniu dowodów winy Bonieckiego. Żeby mieć podstawę do odwołania. Wzorowali się na Płocku. Tam także Jacek Boniecki stał się dla niektórych niewygodny. Zarzucano mu, że fundował hotel przyjezdnym artystom. Sprawa trafiła do prokuratury. A dla wicemarszałka Złomańca był to kolejny argument, by odwołać Bonieckiego. Tyle, że sprawa w Płocku została umorzona, a Boniecki oczyszczony z zarzutów. Ale o tym już nikt nie wspomniał...

Teraz podobna sprawa toczy się w lubelskiej prokuraturze. To właśnie Mirosław Złomaniec złożył doniesienie na Jacka Bonieckiego. Prokurator przesłuchał kilka osób. I sprawa na razie ucichła. Na zawsze?

Światełko w teatralnym tunelu?

Teatr nie jest tym samym teatrem. Ale błędy można jeszcze naprawić. Wszystko w rękach obecnego Zarządu Województwa. Marszałek Edward Wojtas na pierwszej konferencji prasowej, jaką zorganizowano po wyborze nowych władz, zapowiedział, że Zenon Poniatowski, który po Bonieckim wygrał konkurs na dyrektora, na pewno dyrektorem nie będzie. Nie wykluczył, że dyrektorem artystycznym zostanie Jacek Boniecki. - Bo co do umiejętności pana Bonieckiego, nikt nie ma wątpliwości - mówił marszałek Wojtas. - Nie widzę innego dyrektora niż Jacek Boniecki - dodawał Bogusław Warchulski, któremu podlega resort kultury. Ale marszałkowie wydają się zapominać o tym, co mówili. Poniatowski nadal tkwi w zawieszeniu. Teatr nie ma dyrektora artystycznego. A zarząd nie potrafi się dogadać podjąć decyzji. Wszystko przesuwa się w czasie. O tydzień, o miesiąc... Jaki będzie teatr po wakacjach? Nie wiadomo.

***

O Bonieckim powiedzieli

Teresa Żylis-Gara: Byłam zachwycona wieczorem! (premierą Carmen - red.). Zachwycona panem Jackiem Bonieckim! Jestem pod wrażeniem, że przyprowadził do Lublina tylu młodych ludzi. Pięknie śpiewających artystów. Wspaniałych tancerzy. Rozmawiałam z nim i wiem ile pracy i wysiłku włożył, by stworzyć tak pięknie brzmiącą, wspaniałą orkiestrę. Pozostaje pogratulować Lublinowi takiego talentu, a teatrowi takiego dyrektora.

Bogusław Kaczyński: Jacek Boniecki to jeden z najbardziej utalentowanych dyrygentów w swojej generacji. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem, natychmiast zaangażowałem do teatru Roma. Nie zawiodłem się na nim. Był niezwykle zaangażowany w pracę. Spektakle, które przygotowywał, utrzymane były na wybitnym poziomie. Gdybym dzisiaj został dyrektorem jakiegokolwiek teatru w kraju czy za granicą, natychmiast zaangażowałbym Jacka Bonieckiego. Słyszałem o tym. co stało się w Lublinie i wyrażałem swój protest. Bo tak znakomitego muzyka i dyrektora Lublin nie będzie miał przez następne dziesięciolecia.

Gwendolyn Bradley solistka Metropolitan Opera w Nowym Jorku: Pracowałam z Jackiem Bonieckim przy koncercie w Lublinie. To bardzo, bardzo utalentowany dyrygent. Miody i niezwykle energiczny. Miałam nadzieję, ze jeszcze kiedyś wystąpię przed lubelską publicznością. Dlatego życzyłabym sobie, żeby Boniecki w Lublinie był. Bo Lublina nie stać na tę stratę.

Izabella Kłosińska, solistka Teatru Wielkiego-Opery Narodowej: Pracowałam z Bonieckim głównie w repertuarze oratoryjno-kanatatowym. To bardzo, bardzo zdolny człowiek. Muzykalny, potrafi słuchać śpiewaka, dobrze szyje frazę. Świetnie pracuje z orkiestrą. Widziałam go na próbie. Ten żywioł trudno z czymś porównać. Jest tak energiczny, że całe emocje przenosi na muzyków. Na ich błędy też reaguje energicznie. Dlatego nieraz dostali po uszach. Ale mnie to bardzo odpowiada. Tylko tą drogą można do czegoś dojść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji