Artykuły

Europejski teatr w małej zatoce przy Marszałkowskiej

- Władze miasta nie czują się w obowiązku podejmowania jakichkolwiek decyzji dotyczących tego teatru. Pojawiła się propozycja, żebyśmy grali w Teatrze Dramatycznym, tylko to też jest związane z pewnymi finansami, które władze mimo obietnic nie zabezpieczyły - mówi Grzegorz Jarzyna, dyrektor TR warszawa.

Dorota Wyżyńska: Zaprosiłeś do współpracy dwie teatralne osobowości, twórców teatru autorskiego. Krystiana Lupy przedstawiać nie trzeba. Kornél Mundruczó - węgierski reżyser filmowy i teatralny znany jest tylko wąskiej grupie widzów, przede wszystkim bywalcom festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Dlaczego on? Grzegorz Jarzyna: Jego myślenie o teatrze jest podobne do naszego, a jednocześnie estetyka kompletnie inna. Zależy mi, aby od czasu do czasu wprowadzać do naszego teatru nową energię, nowy sposób pracy, nową formę. Coś, co zaskoczy i publiczność i zespół.

Kornél Mundruczó tworzy młody, dynamiczny, odważny teatr. Już jego filmy pokazują specyficzny język twórcy. To autorskie kino. Ale jego teatr jest jeszcze bardziej radykalny. To reżyser, który na scenie tworzy bardzo wyrazisty świat wizualny, w którym dotyka tematów dobra i zła, tego co one znaczą dziś, tu i teraz.

Dla aktorów, z którymi rozmawiałam, zaskoczeniem było np. to, że już na pierwszej próbie stanęła gotowa scenografia. U nas się tak nie pracuje.

- Mundruczó ustalił z nami, że pracuje nad spektaklem tylko przez pięć tygodni. Dlatego rozpoczął próby z gotową scenografią. Aktorzy weszli w nią, prawie jak na plan filmowy. Z tą różnicą, że zamiast kamery spojrzało na nich oko reżysera. Zespół dobrze przyjął tę metodę pracy. Aktorzy chwilami pozostawiani są na scenie sami, improwizują, szukając wspólnie z partnerem konkretnych rozwiązań i omawiają je później z reżyserem, który konfrontuje te propozycje ze swoją wizją.

Jednocześnie trwają próby Krystiana Lupy. Co dla Ciebie znaczy jego powrót do TR Warszawa?

- To dla mnie bardzo ważne. TR Warszawa jest postrzegany jako teatr progresywny, innowacyjny. Chciałbym, abyśmy byli w tym konsekwentni. Dlatego nie możemy odcinać się od korzeni, od naszej tradycji. Ojcem stylu, inicjatorem linii artystycznej tego miejsca, jest właśnie Krystian. To twórca, który mimo wieloletniego doświadczenia teatralnego wciąż szuka nowych dróg, nowej ekspresji teatralnej, co widać szczególnie w jego pracy z aktorem. Myślę, że w tej dziedzinie jest liderem w Europie. Nie znam drugiego twórcy, który by tak głęboko i radykalnie myślał o aktorstwie jak Krystian.

Co znaczy dla mnie jako dyrektora TR Warszawa, że możemy go tu gościć? Jest niczym krążownik, który wpływa do naszego małego portu, próbuje wcisnąć się w tą naszą wąską gardziel TR -u. Myśl o tym napawa mnie spokojem. Myślę, że ok. 80 proc. zespołu artystycznego TR Warszawa, wywodzi się z jego szkoły, Krystian Lupa pracuje z aktorami, którzy "wyszli" spod jego ręki. Teraz są dla niego partnerami.

Krystian Lupa powraca do tematu ze swojego spektaklu, który reżyserował w połowie lat 80. w Krakowie Widziałeś tamto "Miasto snu"?

- Niestety nie. Pierwszym spektaklem Krystiana, który oglądałem w Krakowie byli "Marzyciele". Kiedy pojawiłem się na studiach reżyserii w krakowskiej PWST żywa była legenda "Miasta snu". W środowisku teatralnym to spektakl obrośnięty mitem. Ciekawe, że Krystian chce się mierzyć ze swoim mitem. Ciekawe, że teraz "Miastem snu" jest Warszawa, wtedy był nim Kraków.

A skoro o Krakowie. Pod koniec poprzedniego sezonu w mediach pojawiła się wiadomość, że Grzegorz Jarzyna będzie brał udział w konkursie na dyrektora Starego Teatru w Krakowie. Potem to sprostowałeś w liście otwartym. Nie potrafiłbyś zostawić swojego TR-u, prawda?

- Rada Artystyczna Starego Teatru poprosiła mnie, abym rozważył tę propozycję, ale nie podejmował pochopnych, zbyt szybkich decyzji. Obiecałem, że się oswoję z tą myślą i dam znać. Ale nim to zrobiłem, wiadomość "wyciekła" do prasy, potem już żyła własnym życiem.

Skłamałbym mówiąc, że ta propozycja mnie zupełnie nie interesowała. Stary Teatr w Krakowie był kiedyś moim wielkim marzeniem. Jako student wyobrażałem sobie, że po wielu latach pracy będzie mi kiedyś dane wystawić sztukę w Starym Teatrze w Krakowie. I to będzie spełnienie mojej reżyserskiej kariery. Trochę się to wszystko inaczej potoczyło. Bo od razu po studiach trafiłem do Starego Teatru. Dostałem tam etat, wystawiłem spektakl. A potem przyszedł czas Teatru Rozmaitości.

W Starym Teatrze poznałem ludzi, którzy pomogli mi stawiać pierwsze kroki w tym zawodzie, byli zawsze wobec mnie lojalni, wielokrotnie wspierali i pomagali, nie patrząc na podziały, wciąż przecież istniejące antagonizmy między Krakowem i Warszawą. Myślę, że Rada Artystyczna proponując mi udział w konkursie na dyrektora Starego Teatru miała świadomość, że się nie zdecyduję. Bo to niemożliwe, żebym zostawił TR.

A jednak trudno prowadzić teatr, kiedy są problemy lokalowe. A siedziba bez remontu, za ciasna na ten europejski teatr, który tworzycie. Jak wygląda przyszłość TR-u?

- Sytuacja TR Warszawa jest wyjątkowo trudna. Lokal przy Marszałkowskiej odzyskali właściciele. Mamy obietnicę ich mecenasa, że jeszcze przez rok będziemy mogli zostać. Właściciele wiedzą, że mieści się tu teatr z długoletnią tradycją, mają świadomość marki tej sceny. Sami wyszli z propozycją, żeby ten lokal odsprzedać miastu. Po atrakcyjnej cenie.

I co?

- Na razie nic. Miasto jednak chyba nie jest zainteresowane tym budynkiem. Jednocześnie warunki tej zdecydowanie za małej dla nas sceny nie sprzyjają naszemu rozwojowi. Wiele spektakli się tu nie mieści.

Jakie są więc propozycje dla TR-u? Co dalej? Jakie decyzje zostały podjęte?

- Żadne. I nie liczę, że cokolwiek wyjaśni się w najbliższym czasie. Władze miasta nie czują się w obowiązku podejmowania jakichkolwiek decyzji dotyczących tego teatru. Pojawiła się propozycja, żebyśmy grali w Teatrze Dramatycznym, tylko to też jest związane z pewnymi finansami, które władze mimo obietnic nie zabezpieczyły.

Strategia miasta jest taka, żeby ograniczyć wydawanie pieniędzy. W styczniu mają wejść w życie nowe kontrakty dyrektorskie. Czy to coś zmieni? Wątpię. Dyrektor podpisując kontrakt musi zgodzić się na takie warunki, jakie mu dyktuje miasto.

To jak planujecie kolejne miesiące?

- Nie planujemy. Nie możemy podpisywać umów z reżyserami nie wiedząc co nas czeka. Czy będziemy mogli mieć premiery w przyszłym roku? Paradoksalnie, żeby żyć w dobrych stosunkach z miastem, nie powinniśmy produkować żadnych spektakli.

A tymczasem wciąż dostajecie zaproszenia zagraniczne, zainteresowanie waszym teatrem na świecie nie maleje. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby warszawski teatr otwierał prestiżowy festiwal w Edynburgu. Teraz to dla was chleb powszedni?

- To był duży sukces TR-u, sukces całego naszego zespołu, co podkreślały tamtejsze media. Jesteśmy przyzwyczajeni, że pojawiamy się na świecie, staramy się ten trend utrzymać. Ale kiedy przestaniemy produkować spektakle, nie będzie to już możliwe. Teatr to nie jest malarstwo, które trafia na wystawę stałą do muzeum i już tam będzie na zawsze. Teatr musi być w ciągłym ruchu, oddawać nowe idee, żyć. Póki co, mamy w planach kilka ważnych wyjazdów. Premiera "Miasta snu" odbędzie w Théâtre de la Ville, tam zagramy spektakle popremierowe, zanim przestawienie wróci do Warszawy. "Nosferatu" pojedzie do Barbican Centre w Londynie, paryskiego Odeonu i do Australii, na Adelaide Festival. Wciąż podróżujemy z "T.E.O.R.E.M.A.T.E.M", tym razem z tym spektaklem wystąpimy w Lille, we Francji.

"Miasto snu" będzie pokazywane w nowym teatralnym miejscu, hali w Szeligach pod Warszawą?

- Z powodów ekonomicznych przygotowujemy dwie wersje spektaklu - kameralna grana będzie tu przy Marszałkowskiej, a druga wersja - tzw. festiwalowa, nazwijmy ją "pełną" - w większych przestrzeniach m.in. w Szeligach.

TR Warszawa to nie tylko spektakle, to też wydarzenia "wokółteatralne", przeglądy filmowe, spotkania, wernisaże.

- Wracamy do tego. Będą próby czytane, koncerty, odczyty, wystawy. Premierę "Miasta snu" poprzedzą odczyty o utopii, m.in. Edwina Bendyka o utopii politycznej i ekonomicznej. Kontynuujemy spotkania Audio TR, w nowej zmienionej formule. Planujemy koncerty m.in. Leszka Możdżera w duecie z Marcinem Maseckim czy Wojtka Mazolewskiego, a także instalacje przestrzenne i fotograficzne w nowy sposób wykorzystujące przestrzeń TR-u.

Warto dodać, że większość tych projektów jest finansowana przez Fundację TR-u, która coraz sprawniej działa dzięki naszym Delikatesom. Wnosi do naszego skromnego budżetu niewielkie, ale regularne sumy.

A kiedy Grzegorz Jarzyna przygotuje nowy spektakl? Pracujesz nad czymś?

- Tak, co drugą noc pracuję nad scenariuszem, piszę "do szuflady". Na razie nie zastanawiam się, gdzie i kiedy to wystawię. Są pewne przymiarki, ale pisząc staram się tym nie zadręczać. Postanowiłem w tym wypadku rozdzielić funkcję dyrektora i reżysera. W tym momencie nie chcę narażać budżetu TR na tak wysokie wydatki, paradoksalnie, u siebie w teatrze trudniej mi produkować swój spektakl niż innego artysty.

TR Warszawa ma problemy lokalowe i finansowe. Ale takiego zespołu aktorskiego to można Ci pozazdrościć. Po momencie kryzysu, kiedy część aktorów odeszła do Nowego Teatru, znów masz różnorodny, silny zespół.

- Miło, że to mówisz. To zespół, który chce pracować, ma dużo twórczej wyobraźni. Jest energia, "drive", to najważniejsze. Każdy moment ewentualnego przestoju jest przez nich źle odbierany.

Miałeś zawsze dobrą rękę do młodych. W tym roku dołącza ktoś nowy do zespołu?

- Kilka lat temu wstydziłbym się o tym mówić, niestety jest to uzależnione od budżetowania teatru. Nie stać nas na powiększanie zespołu. Natomiast współpracujemy z kilkudziesięcioma aktorami na umowy o dzieło, oni też tworzą ten teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji