Kwiaty nieco zasuszone
Adamowi Sroce, dyrektorowi Teatru im. Kochanowskiego w Opolu i uznanemu reżyserowi należy się niski ukłon za sięganie po rzadko grane sztuki, prozę, a nawet tomy wierszy. W dzisiejszych czasach, kiedy nieznany tytuł raczej zniechęca, niż pociąga potencjalnego klienta księgarni, kina czy teatru, uparte animowanie ciekawości i chłonności widza zdaje się wartością nie do przecenienia. Aliści jest to, rzecz jasna, strefa podwyższonego ryzyka; przedsięwzięcie nie zawsze kończy się sukcesem. Z pełnym szacunkiem myślę o sympatii Sroki dla rozmaitych nurtów postromantycznej poezji francuskiej, acz spośród jej "infernalnych" tematów zdecydowanie wolałem "Sezon w piekle" Artura Rimbauda, przygotowany niegdyś w warszawskim Dramatycznym, niż najnowsze "Kwiaty zła" Charlesa Baudelaire'a na scenie opolskiej. We współczesnym, kolorowo-narkotycznym świecie śnionym przez poetę za pękniętą metalową zasłoną-kurtyną, nieoczekiwanie anachronicznie brzmią Baudelairowskie strofy w nie najmłodszych przekładach. Próba ich dramatyzacji wypada dość nieprzekonująco, funkcja niektórych postaci, na przykład monochromatycznych "naszych pań boleściwych" całkiem nie jest jasna. Piękne obrazy Izy Toroniewicz, ekspansywna muzyka Krzysztofa Szwajgiera zostają w pamięci jako jeden intensywny chaos, niekiedy szalenie frapujący (finałowe odpłynięcie sennego statku na talerzu obrotówki), przeważnie jednak pozostawiający widza w głębokim oszołomieniu.