Artykuły

Mozart dla dorosłych

"Cosi fan tutte" w reż. Grzegorza Jarzyny w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Maryla Zielińska w Ozonie.

Pierwsza realizacja operowa Grzegorza Jarzyny przyniosła rozczarowanie. "Cosi fan tutte" Mozarta to bardzo efektowne, ale puste widowisko.

Mnóstwo tu pomysłów, mało pozorowany wyjazd na wojnę siły, którą daje precyzyjna koncepcja. Mniejsza o nieporadności choreograficzne czy szarpaninę z kostiumami. Zabrakło nie nut, ale treści. Zainteresowanie złożonością natury człowieka było do niedawna jednym z głównych tematów teatru Grzegorza Jarzyny. W Poznaniu jakby chodziło tylko o zabawę. Na tle horyzontu portowego miasta widzimy fasadę domu, w oknach prężą się roznegliżowane dziewczyny. To pewnie Amsterdam. Na ulicy kręci się transwestyta i szef interesu - Don Alfonso (Dariusz Machej). Łowią klientów. Oto oni - dwaj oficerowie marynarki w nieskazitelnych białych letnich mundurach - Fer-rando (Adam Zdunikowski) i Guglielmo (Adam Szerszeń). Tęgo pociągają z piersiówek. Jarzyna zaczyna grę z konwencją opery Mozarta. Amanci nie są młodzieniaszkami, ale przede wszystkim nie są tak czyści w uczuciach, jak deklarują. Bo co robią w podejrzanej dzielnicy? Dlaczego ich

opłakuje transwestyta? Ukochane siostry Fiordiligi (Roma Jakubowska-Handke) i Dorabella (Galina Kuklina) też nie są pierwszej młodości. Całe towarzystwo ewidentnie szuka wrażeń. Panny znajdujemy w magazynie mód, w których służą subiekci co prawda pod muchą i w wytwornych marynarkach, ale bez spodni. Tymi, którzy dostarczą im prawdziwych atrakcji, będą Don Alfonso i służąca sióstr Despina (Barbara Gutaj). Za sprawą dość naiwnej intrygi przekonają wszystkich, że wierność to strata czasu, odbieranie sobie wielu przyjemności. Natura człowieka nie odbiega od zwierzęcych instynktów, w życiu chodzi o kopulację. Można mieć wielu partnerów, każdej płci, także nieożywionych - pod postacią wibratora czy dmuchanej lalki - i być szczęśliwym mężem i żoną. Trzeba tylko robić to otwarcie, a niebo rozkoszy otworzy się, gwiazdy spadną, planety oszaleją.

Podobny temat - walki o odrzucenie konwenansów - Jarzyna przedstawił z sukcesem w "Magnetyzmie serca" Aleksandra Fredry. Bohaterów "Cosi fan tutte" (Tak czynią wszystkie, czyli szkoła kochanków) zamknął w estetyce glam lat 70. i 80. To atrakcyjna wizualnie konwencja, modna w dzisiejszych klubach, dobrze spotyka się z operową przesadą, korespondująca z atmosferą przesytu i nienasycenia. Ale tutaj w wydaniu Jarzyny bardziej zamyka, niż otwiera możliwość interpretacji. W I akcie Jarzyna próbuje pokazać, jak stare operowe nawyki solistów gryzą się z popędami skrywanymi przez postaci. W akcie II, gdy akcja przenosi się do klubu typu go-go, Mozart milknie, dudni Boney M. Mundury i sukienki zastępują odjazdowe ciuchy. Króluje wolna miłość.

Ci, którzy znają opery Mariusza Trelińskiego i Krzysztofa Warlikowskiego, mogą narzekać na nudę inscenizacji i niezbyt oryginalną scenografię. Kolumny w kształcie penisów były odkryciem "Fredry dla dorosłych" w warszawskiej Syrenie. A skoro zaprasza się do opery tancerki i tancerzy z rozbieranych klubów, to nie wystarczy epatować ich nagością, trzeba ich nauczyć ruszać się inaczej niż w rytmie go-go. Czekam na formę reżyserską Grzegorza Jarzyny spod znaku "Bzika tropikalnego" czy "Iwony". Udowodnił przecież nieraz, że bawiąc się konwencją, można coś ciekawszego powiedzieć o świecie i o nas samych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji