Artykuły

Pieska śmierć

Najpierw Grzegorzewski wystawił Tołstoja w Warszawie, w Teatrze Studio, dwa miesiące temu. Spektakl trwał 55 minut. Obecna krakowska wersja trwa pięć minut dłużej. Nie jest ważna różnica minut, ale same minuty. Teatr Grzegorzewskiego nie zwykł bowiem marnować czasu: wszystko, najdrobniejszy ruch, pojedyncze słowo, nabiera tam ciężaru znaczeń ostatecznych. Może szczególnie w tym właśnie spektaklu, którego konstrukcja, zupełnie afabularna składa się jakoby z samych sygnałów, znaków, skrótów. Tołstoj opowiada o powolnej śmierci na raka pewnego urzędnika średniej kategorii w carskiej guberni końca XIX wieku. Grzegorzewski opowiada o jego śmierci - ale i opowiada o tym opowiadaniu. Peszek, grający Iwana Iljicza, cytuje wiersz Różewicza o Tołstoju. Mówi o sobie, Iwanie Iljiczu, w trzeciej osobie, jak o kimś innym. Będąc sobą, umierającym Iwanem.

Swój sceniczny żywot Iwan Iljicz zaczyna dziecinną piosenką o piesku, co wpadł do kuchni i porwał mięsa ćwierć, a kucharz co był głupi, zarąbał go na śmierć. Ach tak, to przecież życie, które człowiek wyrywa Bogu-kucharzowi, a karą za to wyrwanie - bezwzględna, prostacka śmierć. Ta pieska śmierć towarzyszy Iwanowi cały czas. Wchodzi Iwan na wielkie schody ku niebu-zbawieniu, ale ześlizguje się z nich na ziemię. Żyje, ale umiera. Umiera bez przerwy, na oczach rodziny, przyjaciół; służby. Ci ludzie "na zewnątrz" (bo dla umierającego wszysitko jest "na zewnątrz") dotknięci są umieraniem Iwana, ale nie przestają żyć. A on właśnie przestaje.

Peszek-Iwan nie chce przyjąć do wiadomości swojej śmierci, dlatego tak chętnie chciałby być też na zewnątrz, gdzie jest życie. Paradoks polega na tym, że Iwan już umarł dla wszystkich. I cały czas, od pierwszej sceny spektaklu, Iwan jest trupem. Ostatni monolog, podczas którego Iwan umiera tym razem "naprawdę", powie Peszek wprost do widowni, ostatniego świadka. Ten monolog jest też w trzeciej osobie. To aktor opowiada widzom o swoim bohaterze, jeszcze nim będąc, do ostatniej chwili. Kiedy mówi: "...i umarł" - gaśnie światło. Umarł Iwan, umarł spektakl.

Przedstawienie jest rozpisane na solistę z towarzyszeniem pozostałych ludzkich instrumentów. Tamto warszawskie było smutne, czarne i jednotonowe. Krakowskie jest nieporównanie bogatsze jeśli chodzi o sceniczne klimaty. Życie wokół Iwana nabrało nagle wymiarów groteski, ze zdumieniem słyszałem śmiech na widowni. Ale tak bodaj właśnie powinno być. Na tle tego śmiechu groza samotnego umierania dźwięczy tym mocniej.

Zaryzykuję głupie wyznanie, że jest to najlepsza rola, jaką Peszek zagrał dotąd w tym teatrze. Zaryzykuję też drugie, że jest to jeden z najlepszych spektakli Starego Teatru w ostatnich czasach. Również dzięki pozostałym aktorom z Anną Dymną i Szymonem Kuśmidrem na czele, dzięki przepięknej muzyce Radwana i jednej z najczystszych scenografii, jakie zdarzyło mi się od dawna widzieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji