Artykuły

Ach, co to był za "Ślub"

Otwarcie małej sceny Teatru Narodowego stało się dla teatromanów wydarzeniem podobnej rangi, co premiera "Nocy listopadowej". Na inaugurację kameralnej Sceny przy Wierzbowej Jerzy Grzegorzewski wybrał "Ślub" Witolda Gombrowicza. Autor przekonany o celowości pisania (i czytania przez widzów) przedmowy do swoich sztuk, wyznaje, że "Sztuka może i powinna burzyć rzeczywistość i budować z niej nowe światy, niedorzeczne". Co stanowi też credo artystyczne Jerzego Grzegorzewskiego. Jeśli więc ktoś woli "samo życie", będzie zapewne i Gombrowicza, i Grzegorzewskiego omijał z daleka. Ale też pozbawi się rozkoszy poddania rozbuchanej wyobraźni autora, wspartej precyzyjną logiką (tak! tak!), inscenizatora. Zatem inwazja fantazji, przewietrzenia szarych komórek, choćby i od święta!

O czym jest "Ślub"? Wbrew pozorom, o czymś dobrze nam znanym. O zmaganiach człowieka z samym sobą, kiedy widzi, że wszystko, co zamierza, wychodzi inaczej, że wszystko, co mówi, jest sztuczne, słowem, że skazany na FORMĘ (takiej pisowni właśnie używa Gombrowicz!) nigdy naprawdę nie może być sobą. Jest to także opowieść o determinacji. Historia, która rozstawia pionki na szachownicy nie tak, jak chcemy. I o tym, że czując się tragicznie jesteśmy w istocie śmieszni i nic na to poradzić nie można. Słowem - wbrew pozorom - jednak "samo życie". Życie, które u Gombrowicza przybiera kształt snu. Gdzie wszystko jest możliwe, także rozdwojenie jaźni. Reżyser, podążając za koncepcją autora, ucieleśnił to rozdwojenie wprowadzając na scenę sobowtóra głównego bohatera, odmłodził mu rodziców, a ślub, który bohater chce wziąć z odmienioną podejrzanie narzeczoną, wciąż odbyć się nie może. Jak we śnie, gdy czujemy, że nogi ciążą nam jak ołów i każdy nasz ruch jest ruchem pozornym.

Spektakl grany jest brawurowo, choć każda z postaci scenicznych wiedzie jakby podwójne życie. W jednym naprawdę cierpi, kocha, umiera, w drugim jest rodzajem ożywionej marionety, której mechanizm nakręca niewidzialna ręka.

Jan Peszek, Zbigniew Zamachowski, Wojciech Malajkat, Mariusz Benoit, Joanna Żółkowska na czele wyrównanej obsady przełamią zapewne opory nawet tych, którzy nie należą do wielbicieli autora "Ferdydurke", choć "wielkim pisarzem był"!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji