Artykuły

Samuel i jego synowie

Spektakl grany na Scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego trwa nieco ponad godzinę. I jest to godzina teatru na najwyższym poziomie. Teatru gwiazd - występują m. in. Jerzy Trela, Dorota Segda, Krzysztof Globisz - i zespołowej gry. Teatru nie tylko dbałego o plastyczną urodę scen, lecz także podejmującego najważniejsze problemy: życia, śmierci, miłości. Sporu z Bogiem i modlitwy. Pychy i pokory.

"Sędziowie" w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego skupiają uwagę na kilku wątkach dramatu Wyspiańskiego, inne spychając nieco na margines. Oglądając spektakl, trudno powstrzymać się od konstatacji, że oto grają aktorzy krakowscy - wyśmienicie - oraz reszta, która stanowi tło. Grzegorzewski skupił się bowiem na dramacie trzech osób - Samuela, Joasa i Natana. Rozgrywka toczy się między synami i ojcem. I w płaszczyźnie kosmicznej - między synami i ojcem. W wypadku pozostałych bohaterów wszystko jest wyblakłe, przygaszone. Również Jewdocha - Ewa Konstancja Bułhak, która stworzyła ciekawą, trochę przaśną postać, jest jakby na obrzeżu. Nawet umiera na uboczu, jak statysta w teatrze świata, jej dramat został wyciszony.

Grzegorzewski jak zwykle demonstracyjnie kwestionuje wykreowany przez siebie świat: "Sędziowie" pojawiają się w komicznych perukach, gra zespół kameralny, Natan bije Dziada po pupie, jak dziecko, a ten efektownie wierzga nogą. Jednak w tej manifestacyjnej teatralności tragizm dramatu wybrzmiewa bardzo mocno. Jakby kontrapunktowała ona to, co prawdziwe, ważne. W spektaklu pojawiają się cytaty z "Wesela". Pod koniec wręcz wydaje się, że dramat Samuela i jego synów rozgrywa się na obrzeżu, gdzieś tam jest wesele - więc prawdziwe życie. To bagatelizowanie tragizmu przekazywane jest dalej - śmierć Jewdochy jest dla Samuela tak samo bez znaczenia, jak jego dramat dla grona weselników.

Joas (Dorota Segda) to postać piękna, jasna, eteryczna. Delikatna i krucha. Jej oblicze, każdy gest promienieją czystością. Kochający go brat Natan (Krzysztof Globisz) jest bardzo cielesny, bezwzględny. Lecz w jego ruchach ukrywa się nie zabita jeszcze chłopięcość, chciałoby się powiedzieć - pogodna rubaszność. Został wychowany do prowadzenia interesów, Joasa zaś ojciec upatrzył sobie jako wolnego grajka, czystego i nieskazitelnego, dziecię Boże. Pięknie rozegrane zostały sceny między braćmi: napięcie pomiędzy wielką wzajemną miłością i rywalizacją o względy ojca. Gra spojrzeń i gestów.

W finale ojciec musi wybierać. Chce uchronić starszego syna, ale poprzez kłamstwo traci młodszego. Końcowa lamentacja Treli nad zmarłym Joasem przeszywa dreszczem: "ty nie umieraj, tyś jest tysiące tysięcy, ty skarb, ty mój skarb, ty pałace, ty raj, ty Eden - ty żyj". Trela jak starotestamentowy patriarcha wyzywa Boga na sąd. W jego lamencie jest jednak i pokora. Leżąc na scenie, woła wprost ku niebu. To jeden z piękniejszych spektakli granych ostatnio w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji