Artykuły

Rezygnacja z realizmu

Poetycką wersję tragedii Wyspiańskiego proponuje w swym najnowszym przedstawieniu Jerzy Grzegorzewski. Co osiąga, a co traci?

Spektakl Jerzego Grzegorzewskiego nie rozgrywa się w karczmie, jak tego chciał Wyspiański. Na ścianie nie ma portretu Cesarza, a karczmarz Samuel w pierwszej scenie tragedii nie ślęczy nad rachunkami. Grający tę rolę Jerzy Trela siedzi tyłem do widowni, a jego sylwetka odbija się w szklanych ścianach, otaczających scenę. Zamiast karczmy jest atrapa wiejskiej izby. Za szybami jak za gablotami w muzeum etnograficznym stoją niebieskie ściany z bali. Na szybach wiszą okiennice, w kącie stoi pług.

Motyw z "Wesela"

Co osiąga w ten sposób Jerzy Grzegorzewski, a co traci? Traci społeczny wymiar tej historii. Sztuka oparta jest na autentycznym zdarzeniu z galicyjskiej wsi, gdzie doszło do morderstwa na brzemiennej służącej karczmarza, o które oskarżony został jego syn. Podobnie jak w "Weselu" Wyspiański zachował nie tylko realia, ale nawet prawdziwe imiona osób. Do czego był mu potrzebny realizm? Między innymi do stworzenia postaci bogatego karczmarza, który kupuje ludzi i łamie im sumienia. Samuel stawia się ponad prawem ludzkim i boskim, dlatego kara, która spada na niego - śmierć młodszego syna Joasa - jest tak dotkliwa. Boga nie da się przekupić tak jak sędziów.

Akcenty w spektaklu są inaczej rozłożone. Jerzy Trela gra raczej biblijnego mędrca niż finansistę. Rozmowa Samuela z Dziadem (Mariusz Benoit) nie jest rozmową wierzyciela i dłużnika, ale dwóch ojców, którzy bronią swoich dzieci. Samuel namawia Natana (Krzysztof Globisz) do zbrodni już nie z obawy o własne interesy, ale z ojcowskiej miłości. Pieniądz przestał być silą napędzającą akcję.

Nie rozsądzając, czy taka interpretacja jest dobra czy zła. przyjrzyjmy się, co Grzegorzewski osiągnął, odrzucając wątek społeczny i realistyczny szczegół. Pozwoliło mu to przede wszystkim wprowadzić do sztuki motywy z "Wesela" w postaci zbitej w kupę gromady weselników, znanej z jego poprzednich inscenizacji, oraz pary Rachel-Poeta (Magdalena Warzecha - Marek Barbasiewicz). Jej egzaltacja jest kontrapunktem dla tragedii Jewdochy. "Wesele" słychać także w muzyce Stanisława Radwana, w której na tle krakowiaka słychać frazę "Jacy - tacy".

Forma otwarta

Ta otwarta forma pozwoliła także na scenę bodaj najlepszą w przedstawieniu: sędziowie - w sztuce prowincjonalni notable - wchodzą na scenę w rokokowych perukach, śpiewając swoje kwestie z akompaniamentem kwartetu smyczkowego. Nie ma potrzeby zastanawiać się, skąd kwartet w galicyjskiej wsi, chodzi bowiem nie o realizm, ale o groteskowy obraz sprawiedliwości.

Czy filologiczne odkrycie zbieżności między "Sędziami" a "Weselem" oraz jedna groteskowa scena to wystarczająca cena za rezygnację z realizmu? Wydaje mi się, że nie. Zwłaszcza że wzruszenie w tym spektaklu rodzi się nie z inscenizacji, ale z aktorstwa. I jasnowidzenie Doroty Segdy w roli Joasa, i powaga Treli jako Samuela, i strach Krzysztofa Globisza jako Natana, i religijny obłęd Mariusza Benoit jako Dziada, i ból Ewy Konstancji Bułhak jako Jewdochy - w tym wypreparowanym otoczeniu brzmią zaskakująco prawdziwie. Ale w końcu reżyserował to ten sam reżyser, który zdecydował o przeniesieniu akcji do muzeum etnograficznego. Jest więc w "Sędziach" sprzeczność, której rozwiązać się nie podejmuję. Spektakl ten stanowić ma część większej całości, na którą złoży się "Wesele" i "Studium o Hamlecie", możliwe więc, że kiedy ujrzymy całość, dzisiejsze pytania będą banalne i oczywiste. Na razie pozostają w zawieszeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji